Uwaga!

1) Szablon zrobiła Ruda za co serdecznie dziękuję. Niech Ci to ktoś wynagrodzi w czymś dobrym do jedzenia ;D
2) Bardzo lubię, jak ktoś mi pomaga, mówiąc, co mu się podoba czy jakie błędy popełniam. Jednak jeżeli chcecie wskazać mi błąd w złej pisowni, to cytujcie zdania, a nie wyrazy, będzie łatwiej mi znaleźć :)
3)Jeżeli chcesz, abym przeczytała Twojego bloga, to najlepszą opcją byłoby skomentowanie rozdziału u mnie. Zwykle odwdzięczam się tym samym. Nie musi Ci się spodobać, ale zostaw szczerą opinię :). Nie zostawiaj reklam, bo te usuwam.

środa, 8 czerwca 2016

A może ktoś ułożył ten plan precyzyjnie... (14)

Położył kurtkę na zaokrąglone oparcie krzesła i usiadł na poduszce, przypiętej do siedzenia. Jedną ze ścian pokryto tapetą imitującą regał z książkami. Kolejne pokrywała biała farba, którą ozdabiały wszelakie obrazy z karykaturami znanych osób. Czekał przy stoliku, jak najbardziej oddalonym od wejścia, spoglądając na szklane drzwi, przez które mógł zobaczyć pierwsze płatki śniegu, opadające na ziemie. Właściwie zawsze miał wrażenie, że to tylko kropki, a nie przepiękne gwiazdki, które widział na różnych zdjęciach w książkach. Zaczynał się grudzień, a już przywitała ich zima.
— Dzień dobry, coś podać? — zapytała kelnerka.
Długie, blond włosy spięte w kucyk dosięgały jej ramienia. Brązowe oczy biły ciepłem a uśmiech wydawał się nienarzucony. W drobnej dłoni trzymała notatnik, a w drugiej długopis, czekając na zamówienie.
— Nie, jeszcze podziękuję — odpowiedział Sebastian. — Chociaż… — zastanowił się chwilę. — Poproszę dwie czarne herbaty i dwa kawałki szarlotki — dodał po namyśle.
Kelnerka zapisała zamówienie i odeszła do baru, posyłając uśmiech.
Spojrzał jeszcze raz na telefon. Dochodziła czternasta a Lili jeszcze nie przyszła. Nigdy się nie spóźniała, zawsze przezornie wychodziła wcześniej, aby mieć zapas czasowy na każdy wypadek. Umówił się z nią prosto po jej zajęciach, więc zaraz powinna dotrzeć. Wraz z położeniem herbaty i ciastek, dotarła i jego siostra.
— A ty zawsze wpadasz na najlepsze. — Zaśmiał się, wodząc wzrokiem za siostrą, która przymierzała się do siadnięcia obok. Uśmiechnęła się lekko. Upiła łyk herbaty i niecierpliwie czekała na to aż jej brat zacznie mówić. Nie chciała go upominać.
— Spotkałem ostatnio Gabi na cmentarzu — rzucił niby ot tak, ale przyglądał się reakcji Lili, której nie zauważył.
— Gabi? — zapytała.
— Podobała się Martinowi.
— A ta — powiedziała niby od niechcenia.
Sebastian zaśmiał się pod nosem. Lili spojrzała na niego automatycznie.
— Też jej nie lubisz? — zapytał retorycznie. Nie doczekał się jednak odpowiedzi. — Coś mi w niej nie grało. Nie chciałem mówić Martinowi, nie ja się w niej zakochałem.
Po raz kolejny zamilkł, a Lili poczuła, że powinna coś powiedzieć. Jednak nie wiedziała co, a każde kolejne odpędzała, uważając że to głupstwo.
— Najgorsze, że ona to wyczuła — odezwał się ponownie. — Może niepierwszy raz ktoś jej o tym mówi?
— A może wdarła się między was, a ty odczułeś to jako rozłąkę z przyjacielem? — ośmieliła się na uwagę.
Sebastian spojrzał na nią, a potem wyglądał, jakby rozmyślał nad tym, co powiedziała. Uśmiechnął się zupełnie niezrozumiale dla Lili.
— Nie. To Martin ją wypatrzył — wytłumaczył. — Ja nie czułem się rozłączony. Po prostu nie jest to typ osoby, która zdobywa moją sympatię. — Zakończył, ale otworzył ponownie usta, jakby chciał coś dodać. Dopiero po kilku chwilach zdobył się na odwagę: — Ale to z tego powodu ty jej nie lubiłaś. Martin zaczął mieć przed tobą tajemnice, mniej spędzał z tobą czasu…
— Seba…
Wystarczył mu ten krótki, ale dobitny ton, aby zamilkł. Dobrze wiedział, że trafił w sedno. Jednak nikt nie lubił, kiedy robiło mu się psychoanalizy, a Lili zdecydowanie nie odbiegała od tego. W dodatku to wspomnienie przywoływało gorsze chwile w ich relacjach, które nieoczekiwanie zbliżały się do wypadku.
— Przepraszam, nie powinienem.
— Nie, to ja przepraszam. — Schyliła wzrok. — Wszyscy się ze mną obchodzą jak z jajkiem; „Tego nie zrobię, bo Lili urażę”, „Tu przeproszę, bo nie jest gotowa na takie słowa”. Ja naprawdę wcześniej tego nie zauważałam… — Pokręciła głową. — Dopiero Kasjan swoim zachowaniem mi to pokazał. Może nieświadomie.
— Nie chce, abyś płakała i cierpiała.
— Wiem, ty też próbowałeś mi uświadomić, że marnuje swoje życie. Wiem i przepraszam, że nie zrozumiałam tego wcześniej. Seba złapał ją za rękę i uśmiechnął się, kiedy na niego spojrzała. Odwzajemniła bladym uśmiechem.
— Ale zawsze trochę taka byłaś. — Lili spojrzała na niego z zaciekawieniem. — Jak ci czegoś nie dali, to płakałaś.
— Trzeba mieć swoje sposoby. — Zaśmiała się po chwili.
— Martinowi życia nie zwrócimy, ale zapamiętajmy go dobrze — powiedział ostrożnie Sebastian. Wciąż wahał się nad każdym wspomnieniem o przyjacielu.
— Dlaczego właściwie ten debil wsiadł do tego samochodu? — zapytała nagle.
— Rodziców nie było, on uziemiony, ja zarażałem, a jego miłość paręnaście kilometrów bawi się na imprezie. Obawa, że ktoś ją zwinie lub żal, że będzie siedział jak kołek w domu.
Niewątpliwie znał Martina i wciąż pamiętał emocje, które towarzyszyły w tym młodym wieku. Nie liczyło się bezpieczeństwo. Pewne instynkty wygrywały nad ostrożnością. W dodatku Martin zwykle był pieprzonym szczęściarzem. Niestety życie pokazało, że niekoniecznie.
— Ale on miał siedemnaście lat! Nawet nie miał prawka.
— Wiesz dobrze, że oboje jeździliśmy świetnie, jak czasem rodzice dawali nam nasz stary. Fakt, że zwykle nas pilnowali, siadali obok itd. To był zwykły wypadek. Noc i w dodatku deszcz. Martin lubił ryzyko, a teraz za nie zapłacił.
— Debil, zwykły debil — skomentowała Lili, chociaż jej ton głosu wcale na to nie wskazywał.
— Lilka — po raz kolejny uścisnął jej dłoń. — Kochany debil, ale nie rozszarpiemy go już za to.
— Masz rację — odezwała się po głębszym namyśle.
Przyglądał jej się przez chwilę, ale żadna łza nie skapnęła na stół. To był znak, że Lili potrafiła się opanować. Wracała do formy. Nie zapomniała. Starała się z tym żyć. Wiedział, że nie wyrzuci go z pamięci. Jednak o wiele łatwiej mówić o czymś, kiedy nie wywołuje to tylu emocji. A śmierć najlepszego przyjaciela nigdy nie jest łatwą sprawą. W dodatku, kiedy dało się uniknąć tragedii, a wygrała głupota. Rozdarcie pomiędzy miłością a nienawiścią.
Prawie podskoczył, kiedy zawibrował jego telefon, który położył na stole. Zawsze robił to tak głośno, że wszędzie było go słychać.
— Z pracy. Klient chce obgadać zlecenie. — wytłumaczył. Zanurzył widelec w ciastku, ale zamiast wyciągnąć go z powrotem, grzebał w nim. — Lili… Gabi zaproponowała, aby spotkać się i wspomnieć Martina. Wiesz, z tych złych i dobrych chwil.
— Gabi?
— Tak, Gabi — przytaknął wolno. — Mówiła, że trochę za mało miała czasu na poznanie go, jego znajomych. Tak jakby jego śmierć rozdzieliła i nas.
„Rozdzieliła mnie i ciebie, Lili — chciał powiedzieć, ale te słowa zostały tylko w jego myślach”.
— Nie wiem, nie znam jej — ta odpowiedź nie pomogła Sebastianowi.
— Może to coś da? Zacznijmy o nim mówić, a nie traktować jak temat tabu — powiedział bardziej donośnie, niż chciał.
— Kiedy? — zaskoczyła go pytaniem.
— W piątek wieczorem u Poli. Przyjdę do ciebie po zajęciach i razem pojedziemy. Może zostaniemy u rodziców? — zaproponował, ale widząc konsternacje na twarzy siostry, nie czekał na odpowiedź. — No dobra, trzymaj się siostra.
Wstał wraz z Lili, która zrobiła to niemal odruchowo. Rozłożył ramiona, a ona sama wtuliła się w niego. Uściskał ją przesadnie mocno aż usłyszał jęk z jej ust. Nie odpuścił, kiedy jej mocno nie wyściskał.
— Zapłacone, więc spadam. Trzymaj się, Lilka. — Puścił do niej oczko i wyszedł z kawiarni. Nawet nie zdążyła zaoponować, a jego już nie było. Uśmiechnęła się sama do siebie. Zawsze dbał o nią jak najlepiej mógł. A ona na tak długo o tym zapomniała…
Pogrążona w myślach, wsunęła się do mieszkania. Machinalnie odłożyła klucze i zdjęła kurtkę i najprędzej zaszyłaby się we własnym pokoju, kiedy ktoś złapał ją za ramiona. Niemal od razu wstrząsnął nią dreszcz i na raz wyleciały wszystkie rady od Sebastiana i Martina, jak się bić. Nie zdążyła zrobić najmniejszego ruchu, bo zaraz okazało się, że nie ma takiej potrzeby.
— Lilka, musisz mi pomóc — nerwowy głos Kasjana nie odebrał jej wzrostu adrenaliny, która napłynęła wraz z atakiem na jej ramiona.
Najpierw przyglądała mu się uważnie, ale zaraz ze spokojem zapytała:
— Co się stało?
Rozejrzał się wokół, ale ponownie skupił wzrok na niej. Długo milczał, aż Lili nad wyraz spokojną, to zdenerwowało.
— Kasjan! — podniosła głos na niego.
— Ten… ten... — zaczął, ale kolejne słowa jeszcze trudniej przechodziły mu przez gardło — on… to… Jezu… ja go mogłem uratować! — Puścił skołowaną Lili.
Zaczął zataczać kółka w kuchni i co raz przeczesywał włosy albo łapał się za głowę. Rzucał pod nosem wyzwiska na siebie i nieustannie mówił: „Dlaczego ja ciebie nie posłuchałem?”.
Kompletnie nic z tego nie rozumiała. Nie przypominała sobie niczego, w czym Kasjan jej nie posłuchał. W dodatku było na odwrót — to on jej ostatnio pomagał. Chciała w końcu dowiedzieć się o co chodzi, ale nie wiedziała czy nie wybudzi Kasjana z transu.
— Kasjan… — odezwała się cicho. — O co chodzi?
Zatrzymał się w końcu. Słyszała tylko jak ciężko oddycha.
— Ja go zabiłem, Lili — powiedział poważnie. — Nie, ja pozwoliłem mu umrzeć— poprawił się szybko. Teraz wiedziała więcej. Od razu przyszedł jej na myśl mężczyzna, o którym mówił Kasjan. Faktycznie, nie raz, nie dwa namawiała go na to, aby w końcu zgłosił się na policje. Jednak nie udało jej się zaciągnąć wystraszonego współlokatora.
— Ale czemu teraz o tym mówisz? — zapytała ciekawa.
Odetchnął głośno, zanim pierwsze słowo wyleciało z jego ust.
— To ojciec Karoliny.
Lili zdołała lekko otworzyć usta, jednak ponownie je zamknęła. Teraz wiedziała, dlaczego Kasjan jest taki przerażony. Oniemiała spoczęła na krześle.
— Jak się dowiedziałeś? — zapytała po krótkiej ciszy.
— Wezwano Karolinę na sekcje zwłok. Chciała, abym był przy niej — tłumaczył. — Zobaczyłem jego twarz, ale nie skojarzyłem jej od razu. Karola wtuliła się we mnie, a mnie olśniło, kiedy zapytałem, gdzie go znaleźli. — Zrobił długą przerwę, aż w końcu nieoczekiwanie dodał: — Aż dziwne, że nie poczuła tego zimna, które biło ode mnie ze strachu.
Lili przypomniała sobie przerażenie współlokatora, kiedy mówił jej o tym, że widział trupa. Nigdy go takiego nie widziała. Teraz jednak strach siedział w nim i niemal doprowadzał do rozpaczy.
— Lilka, co ja mam jej powiedzieć? — jęknął błagalnie.
— Chyba prawdę — odezwała się niepewnie.
— Że jestem idiotą? — zapytał całkiem poważnie.
Prawdopodobnie teraz by się roześmiała, jednak sytuacja nabrała poważnego tonu. Kasjan usiadł tuż obok niej i schował twarz w dłoniach, powtarzając jaki to nie jest. Lili bezradnie patrzyła na współlokatora. Nie umiała znaleźć żadnego słowa otuchy. Namawiała go przecież do innego rozwiązania, z którego nie skorzystał. Nie wydawało jej się teraz najlepszym sposobem na wytknięcie mu: „A nie mówiłam?”. Zdecydowanie nie teraz tego potrzebował. Zastanawiała się, co by teraz zrobił jej brat, kiedy to ona by miała problem nie do rozwiązania. Za pewne objął by ją, ale Lili nie potrafiła się zdobyć na przytulenie Kasjana, mimo że on czasem zdobył się na to wobec niej.
— Nie powinieneś być teraz przy niej? — spytała zamiast tego.
— Jest z mamą, potrzebowała jej wsparcia. Ja tylko bym je krępował.
— To ważne, abyś przy niej był teraz.
— Wiem, ale tak cholernie źle się z tym czuje… — Lili niemal czuła, jak kamień przygniata jego serce a raczej sumienie. — Ale i tak bym nic nie zrobił…
— Może on jeszcze żył?
— Nie pomagasz. — Spojrzał na nią ciężko.
Wystarczyło kilka chwil niedotlenionego mózgu, aby zmarł. Mężczyzna leżał na ziemi w opuszczonym budynku i nic nie wskazywało na to, że jeszcze żył. Jednak nie mógł być tego stuprocentowo pewien i właśnie to tak bardzo ciążyło mu na sercu. Czy gdyby poszedł wtedy na policję, to sprawiłoby to, że miałby czyste sumienie? A może tak jak podejrzewał, patrzyliby mu na ręce i chcieliby oskarżyć o zabicie tego niewinnego człowieka? Na nic nie zdawało się gdybanie, bo czasu już nie mógł odwrócić, chociaż niesamowicie tego pragnął.
— Wiesz jak mi ciężko spojrzeć jej w twarz?
Słowa Kasjana spowodowały, że Lili chciała się skulić. Patrzyła na niego mniej pewnie, a każda literka zdania zastygała w jej gardle przed obawą powiedzenia czegoś nieodpowiedniego.
— Wygląda jakbym miał wyrzuty do ciebie, a przecież to na siebie jestem zły. Przepraszam. — Zwrócił na nią wzrok, w których widziała szczerą skruchę.
— Nic się nie stało — powiedziała niemal odruchowo.
— Jestem idiotą — powtórzył po raz kolejny.
— Ja też… — dołączyła się po chwili.
Uniósł głowę i spojrzał na nią, chcąc wyczytać coś więcej z jej twarzy, ale szybko zrozumiał, że nie dowie się tego bez żadnych słów z jej strony. A Lili nie wydawała się wylewna w opowieściach.
— Dlaczego? — To pytanie wydawało mu się tak głupie w tym kontekście, ale jedyne konkretne.
— Przez tyle lat odtrącałam brata, gadając tylko o jego przyjacielu i płacząc za nim — wytłumaczyła, patrząc w podłogę. — Tyle dla mnie zrobił, a wyglądało to tak, jakby istniał tylko Martin… — dokończyła ciszej, ponieważ głos załamał jej się na imieniu przyjaciela.
Kasjan chciał coś powiedzieć, ale tylko napuszczał powietrza do ust i znów je wypuszczał. Uważał, że nie powinien na głos przyznawać jej racji. W dodatku nie wiedział czy ona znowu nie wyjdzie, kiedy zacznie ciągnąć temat. Widział jej poprawę w zachowaniu i każda rozmowa przychodziła jej coraz sprawniej, ale pokonywanie własnych słabości nie idzie gładko i zawsze zdarzy się jakieś załamanie.
— Martin kiedyś mówił, że jestem mądralą i zawsze muszę zwracać na siebie uwagę.
— Płakałaś jak czegoś nie dostałaś i w końcu ostatecznie osiągałaś cel? — zapytał Kasjan, uśmiechając się lekko.
— Tak — przyznała trochę się czerwieniąc.
— Siostra też tak robiła.— Uśmiechnął się do wspomnień, chociaż wcześniej tego nienawidził.
— A co jeżeli w tym miejscu były ślady twoich butów? — zapytała nagle.
Kasjan popatrzył na nią z przerażeniem.
— Jezu… — wymsknęło mu się. — Ale przecież każdy tam mógł być.
— Ale twoje i moje będą najświeższe.
— To już nie wiem, co mam zrobić…
— Przyznaj się jej.
— Mam wyjść na tchórza?!
Lili popatrzyła na niego znacząco, a jego spojrzenie od razu zmiękło. Przecież właśnie nim był. Mógł coś zrobić, a jedynie uciekł.
— Przecież nie będzie chciała mnie znać…
— A chcesz, aby pomyśleli, że to ty go zabiłeś?
— Przecież nawet nie miałem powodu…
— Wiesz, że nie zawsze sprawiedliwość wygrywa — stwierdziła Lili.
Kasjan nie potrafił jej zaprzeczyć. Doskonale pamiętał, jak czytał o niewinnych ludziach czasem nawet skazywanych na karę śmierci i to za nic.
— Jestem idiotą — powiedział cicho. — Nie będę potrafił przy niej być, ale nie mogę uciec, bo mogą zacząć coś podejrzewać. Nawet jeżeli ślady butów się nie zachowały.
Opierał głowę na dłoniach, wpatrując się tępo w stół. Dopiero teraz czuł, że w końcu dopadła go odpowiedzialność za coś. Pierwszy problem, którego nie zdołał odłożyć na później. Właściwie to zrobił to wcześniej, ale teraz borykał się z konsekwencjami. Jedynym dobrym wyjściem wydawało mu się zniknięcie… ze świata.
— A gdybym popełnił samobójstwo? — zapytał nagle.
— Jesteś idiotą — potwierdziła jego wcześniejsze słowa.
— Muszę się z tym przespać — postanowił, wstając nagle. — Wiem, że nie zasnę, ale przemyślę wszystkie możliwe opcje — powiedział na odchodne i zanim Lili zdążyła coś powiedzieć, zamknął drzwi swojego pokoju.
„Mogłam pójść za niego na policje — pomyślała Lili. — Na pewno poszedłby ze mną”. Pokręciła głową ze zrezygnowaniem. Nie będzie się nad tym zastanawiać skoro nie można już nic zmienić. Ona na jego miejscu przyznałaby się Karolinie. Wyszedłby na strachliwego, ale jednak tego, który potrafi przyznać się do własnych błędów. Prawdopodobnie ten mężczyzna i tak już wtedy nie żył. Jednak byli jednymi z tych gapiów, którzy nie zrobili nic, aby kogoś o tym poinformować.

Nazajutrz Lili wyczekiwała zajęć, siedząc przy stoliku i obserwując studentów. Magdy wciąż nie było i najprędzej odpłynęłaby we własne myśli… Jednak przysięgła sobie zaprzeć się i w końcu zacząć żyć. Nie mogła przecież cały czas rozpamiętywać przyjaciela. Musiała nauczyć się jakoś funkcjonować z myślą, że zmarł. A to nie przychodziło łatwo, kiedy nie znajdywało się nic czym można byłoby się zająć. Jej wzrok niespiesznie zszedł na koleżanki i kolegów z klasy. Każde z nich stało w grupce, bądź w parze. Każde śmiało się, uśmiechało, złościło się albo nieśmiało roniło łzy. Każdy w jakiś sposób reagował na otoczenie. Każdy okazywał emocje; pozytywne bądź nie. Każdy nieśmiało bądź odważnie. Każdy… tylko nie ona. Zapomniała jak to jest się cieszyć, tak że inni na ciebie patrzą i zarażają się twoją radością. Nawet złość, którą często okazywała, kiedy jej się coś nie udawało, zanikła jak pstryknięcie palcami. Została tylko obojętność i smutek, które przyrosły do niej, bezwzględnie stając się jej utożsamieniem. Ucieczka to każda odpowiedź na jakąkolwiek pomoc. Nie liczyło się żadne rozwiązanie, bo uważała, że nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Nikt jednak nie powiedział, że nie można ułożyć sobie życia inaczej. Nie wiemy, co czeka nas później. Zaczynała przecież trzeci rok studiów z fizyki, które szły jej naprawdę bardzo dobrze. Zawsze słyszała, że ten przedmiot nie jest najłatwiejszy, a przecież ona go rozumie. Ma najlepszego brata, który dzielnie przy niej trwa i opiekuję się nią aż przesadnie. W dodatku zaczynała dogadywać się ze współlokatorem oraz Magdą — koleżanką ze studiów. Zawsze słyszała, że nie ilość, a jakość się liczy. To że trwali przy niej, pomimo braku zainteresowania z jej strony, czegoś dowodziło. Tego, że im na niej zależy i w końcu powinna to odwzajemnić. Przecież wszystkich ich lubiła, a bez nich nie doszłaby do tego momentu powiedzenia „Stop” ciągłemu rozpamiętywaniu.
— Cześć — niemal niesłyszalnie przywitała się Magda.
Lili przyjrzała się jej sinym cieniom pod oczami, które prosiły się choć o chwilę snu. Jednak podejrzewała, że i wylane łzy poprzedniego wieczora sprawiły, że jej oczy domagały się odpoczynku.
— Cześć — odpowiedziała w podobnym tonie. Chwilę zwlekała nad tym, co powiedzieć. Chciała wiedzieć, jak sobie radzi z chorobą mamy. — Jak się czujesz?
Nie, to było złe pytanie. Doskonale widziała, że nie najlepiej.
— Całą wczorajszą noc spędziłam u mamy. Wspierałam ją, mówiąc że wszystko będzie dobrze. Ta operacja musi się udać. — Zrobiła sobie chwilę przerwy. — Jednak ja sama boję się, że może coś nie pójść… — Spojrzała niepewnie nie koleżankę.
— Hej, musisz wierzyć, że się uda. — Lili złapała ją za rękę, lekko ściskając. — Dopinguj mamę, że jest silna i da radę. Magda uśmiechnęła się blado.
— Tylko nie wiem czy ja dam radę. Trudno jest tak pocieszać, kiedy samemu się tego potrzebuje — wyznała.
— Dasz radę — powtórzyła Lili. — Ten rak jest zaawansowany?
— Nie. Miała szczęście, że przyszła do nich szybko. Jeżeli się uda operacja, to zawsze będzie musiała pamiętać o kontroli, o tym że mogą nastąpić przeżuty.
— Uda się. Przecież nie problem zgłaszać się na takie kontrole — pocieszała ją.
— Tyle, że moja mama nigdy nie cierpiała szpitali i wszystko bagatelizowała — wyjaśniła ze zdenerwowaniem Magda. — Tata niemal groźbami zaciągnął ją do tego szpitala. Boję się, że teraz też tak będzie. Nie powie nic o objawach i będzie za późno — jej głos łamał się z każdym słowem. Wytarła kilka łez, które spłynęły po policzku. Pierwszy raz widziała koleżankę w rozsypce. Zawsze wesoła i pełna energii, teraz potrzebowała wsparcia. Nie każdy może być wiecznie silny i często przychodzi ten moment, kiedy sami pragną się wypłakać, mimo że wcześniej płakali tylko ze szczęścia. Czasem nie jesteśmy w stanie zacisnąć zębów i brnąć dalej. Potrzeba spokoju, ciszy, rozmów lub po prostu obecności drugiej osoby. Takiej, której zależy nam na nas. Nie powie tylko „będzie dobrze”. Czasem być znaczy więcej niż słowa.
Lili podeszła do Magdy i chciała dodać jej otuchy, gładząc po plecach, ale koleżanka przytuliła się do niej. Dała jej się wtulić w siebie i gdyby było to potrzebne, wypłakać się na ramieniu.


— Eksponat trzysta czterdziesty piąty, trzysta czterdziesty szósty, trzysta czterdziesty siódmy, trzysta czterdziesty dziewiąty… pięćset szesnasty, pięćset siedemnasty… Wszystkie pochłonął ogień lub padły ofiarą czegoś ciężkiego, co spowodowało ich rozpadnięcie. Wszystko wskazuje na to, że nie mógł być to przypadek. Dach muzeum jest w całości. Czy właściciel Muzeum ma szemrane interesy? Ktoś ewidentnie chciał się na nim zemścić. Ochroniarze zdołali ocalić resztę eksponatów, jednak ku ich zmartwieniu nie zdołali złapać bandziora, który niczym błyskawica wybiegł z budynku. Dla jednego z nich, który był żołnierzem, to prawdziwa porażka nie złapać przestępcy. Zresztą nie tylko dla niego. Jednak wsparcie przyjechało za późno, aby cokolwiek pomóc.
Lefi uśmiechnął się do siebie, słysząc jak młoda kobieta czyta starszej pani fragment z gazety. Udało mu się. W końcu mu się udało. Dobrze wykorzystał moment, kiedy nadeszły dni Łepkowa*. Mnóstwo ludzi zebrała się razem, świętując osiemdziesięciolecie miasta. Większość policji skierowała swoje siły właśnie tam, co Lefi skutecznie wykorzystał. Obawiał się, że szybciej mogą zareagować. Jednak zanim tu trafił, usłyszał od Arkadiusa, że ludzie tam na ziemi mają coś takiego jak alkohol, który ich rozluźnia, a czasem sprawia, że tracą kontakt z rzeczywistością. Wystarczy tylko odpowiednio długo poczekać lub trochę im pomóc, aby zaczęły się awantury albo miejscowa policja trochę się zabawiła. Liczył, że któreś z tych właśnie ich zatrzyma. Nie miał czasu, aby „trochę im w tym pomóc”. Za to doskonale biegał. Nadnaturalnie szybko. Nikt w Polsce nie mógłby go dogonić. Nie mówiąc już o świecie, w którym sam mieszkał. Niewątpliwie chełpił się tym od najmłodszych lat. Zawsze powtarzał, że to duma należeć do jego rodziny. Każdy z nich miał zdolność do szybkiego biegania, która przechodziła z pokolenia na pokolenie. Jednak uaktywniała się w wieku sześciu lat. Rodzice często żartowali, że to dlatego, aby mogli jeszcze złapać własne dziecko, kiedy jeszcze nie potrafi najprostszych rzeczy.
Wkradając się do muzeum, zaopatrzył się w czarne ciuchy i czapkę „kominiarkę”, pod którą skutecznie schował swoje długie włosy. Zapamiętał, aby zadbać o inną sylwetkę, wpychając pod ubranie kilka dodatkowych „bagaży”. Wprawdzie miał zaraz stąd znikać, ale wolał nie zostać złapany. Nawet z lekkim nadbagażem nikt mu nie dorównywał w ucieczce. Nie mógł dać się zabić ani złapać. Na początku wydawało mu się to cholernie łatwe, potem już trochę mniej. Jednak w końcu znalazł sposób, jak wykorzystać słabości ludzkie i kiedy zaatakować.
Niecierpliwie wyczekiwał na wiadomość od Arkadiusa albo bez ostrzeżenia, zabranie go z tego świata. Czasem zwyczajnie wolał coś zrobić zamiast kogoś o tym informować. Pamiętał, jak Klemena wielokrotnie denerwowała się na niego, kiedy coś ustalał za jej plecami. Zwłaszcza, kiedy sprawy dotyczyły jej. Gdy Lefi proponował jej zrobienie psikusa ojcowi, to jeszcze nigdy się na to nie zgodziła.
Postanowił przeczekać w domu i poczekać na rozwój wydarzeń. W końcu Arkadius nie jest na tyle głupi, aby ingerować w świat ludzki i nagle pokazywać im, że istnieją nadprzyrodzone moce. Nie mógłby go zabrać ze środka miasta.
Jednak kiedy tak niespokojnie wyczekiwał na upragniony moment, zakradła się do jego głowy myśl, że Arkadius wcale nie chce go ponownie w swoim świecie. Odebrał mu moc i wykorzystał do zadania.
Wtem na dłoni pojawił się błękitny napis, który wykreślił na jego dłoni:
„Czekaj na nagrodę”
Uśmiechnął się do siebie. Jednak ten staruch go stąd wyciągnie. Musiał tylko poczekać… Nie wiedział tylko ile.

 *Miasto wymyślone przeze mnie.

-----------------------------
   Wiem, że nie było mnie tu wieki. Wiem, ale miałam ważniejsze sprawy, na których zwyczajnie mi zależało. Teraz powinnam znowu wrócić. Ten rozdział sobie siedział u mnie z tydzień i myślałam, co tu w nim zmienić, aby nie wyszło znów za mdło. Jednak nic więcej nie wskórałam w tym temacie. Myślę jednak intensywnie nad bohaterami, co by tu im dodać jeszcze, aby nie byli tacy nudni i nie zmieszali się ze sobą.

   Możecie mnie zjeść, ale nie jestem smaczna. Możecie załaskotać na śmierć, ale nie mam łaskotek. Możecie mi dać wybaczenie :D



PS Jestem z siebie dumna, bo wiem dlaczego tab nie działa, jak odstęp akapitowy w bloggerze :D. Odnalazłam jego przeznaczenie!

PS2: Nie działa mi wyłączanie moich wyświetleń w statystyce po tej zmianie na blogerze. Ma ktoś jeszcze taki problem?

4 komentarze:

  1. Lili zaczyna mnie coraz bardziej wkurzać. Ja rozumiem, że śmierć przyjaciela to ogromny cios, ale to nie wydarzyło się przed tygodniem czy przed rokiem, żeby te rany były aż tak świeże i bolesne. Oczywiście nie zabraniam jej po nim cierpieć, tęsknić i rozpaczać, ale mogłaby wreszcie zacząć zauważać, co dzieje się koło niej i że ludzie mają większe problemy. Użala się nad tym co stało się lata temu, nie widząc, że w teraźniejszości dzieje się o wiele gorzej. Matka koleżanki ma raka, Kasjan nie pomógł ojcu swojej dziewczyny, a Lili i tak bez przerwy gada o sobie! Taka trochę egoistka z niej jest, moim zdaniem. A ten fragment, w którym Kasjan mówi, że jest głupi bo nie pomógł ojcu Karoliny, a Lili dodaje, że ona też jest głupia, bo odtrącała brata mnie zmiażdżył. Serio, musiała wtrącić SIEBIE i SWOJE problemy do tej rozmowy?
    Swoją drogą, mega podoba mi się to, jak rozwiązała się sprawa tego mężczyzny. No po takiej nauczce Kasjan chyba nie będzie miał wątliwości czy warto wzywać pomoc. To bardzo tragiczne... No bo, kto wie, może zdołaliby go uratować, gdyby Kasjan wezwał pomoc? Może ten facet miał jeszcze szanse? Ja na miejscu Karoliny nie potrafiłabym teraz z Kasjanem być. Cholera, nie pomógł jej ojcu! Skąd mógł wiedzieć, fakt. Ale to nie ma wielkiego znaczenia. Nie wiem czy dobrym pomysłem jest, żeby powiedzieć Karolinie prawdę. Na pewno nie teraz. Po co jej takie rewelacje? I tak jest już wystarczająco przybita tą śmiercią. Kasjan tylko by jej dołożył zmartwień i przykrości. Ale kiedyś... no cóż, zasługuje na szczerość...
    Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, że tutaj, ale myślę, że wiesz, iż ja w wolnej chwili nadrobię, a że planuję taki 2 tygodniowy urlopik, to powinienem w tym czasie wpaść. Tymczasem jednak chciałbym...

    Chciałbym zaprosić cię do wspólnej zabawy (dwutygodniowej, może trzy o ile mi się coś przedłuży).
    Więcej informacji na: http://spisane-nad-ranem.blogspot.com/2016/07/miedzy-alejkami-czesc-1.html
    Liczę na twoją obecność i zaangażowanie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak obiecywałem, nadrobiłem. Doklejam komentarzyk. Obawiam się, że zgodzę się z Rudą. Jak dla mnie Lili to totalna mimoza życiowa. Ja też rozumiem stratę, że to boli, ale jest wiele osób, które po śmierci żony, żony! czyli kogoś znacznie bliższego niż Martin dla Liliany, muszą zająć się dziećmi, sprawami pogrzebu, pracą, a potem normalnie żyć, bo nikt nie da im na ten czas wolnego. A ta rozpacza, jakby nagle jej całą rodzinę wymordował jeden człowiek, za którego w dodatku została zmuszona wyjść i go szanować - przepraszam za porównanie, może nie trafione, ale chodzi mi o to że dziewczyna strasznie wyolbrzymia, a do tego wszyscy, nie wiedzieć czemu obchodzą się z nią jak ze zgniłym jajem.
      Kasjan też wyolbrzymia, znalazł trupa i nagle "ja go zabiłem" jakby to on go np zastrzelił. Co nie zmienia faktu, że jeśli zna córkę tego gościa, to policja może go z tą sprawą złączyć i może się okazać, że jednak miał motyw. Nieprzewidywalne jest życie, a drugi w nim się nieraz przecinają w najmniej odpowiednim momencie.
      Jestem ciekaw dziewczyny Martina.
      Pozdrawiam ;-)

      Usuń
  3. I jestem. Wreszcie znalazłam chwilę, aby spełnić obietnicę.
    Lili może i zbyt długo rozpacza nad śmiercią Martina, ale z drugiej strony byli ze sobą bardzo blisko, a taka niespodziewana utrata zawsze pozostawia w człowieku ślad, którego nie da się zapełnić. Można zatuszować, zszyć tak na łapu-capu, ale jednak nie stworzy to już pełnej jedności. Ja to rozumiem, ale jednak dziewczyna nie powinna skupiać się tylko na sobie i na tej stracie. Wokół niej dzieją się różne rzeczy, które również wymagają od niej zaangażowania, a przez to, że ona ciągle tak szczelnie owija się tym woalem żałoby to jednak ciężko do niej dotrzeć...
    Ciekawie to rozegrałaś, że tym znalezionym mężczyzną okazał się ojciec Karoliny. Jednocześnie trochę mnie zdenerwowało zachowanie Kasjana. Dlaczego teraz tak dobitnie widzi, że mógł pomóc? Bo co? Bo mężczyzna nie okazał się całkiem nieznajomym człowiekiem? Nie pomógł, bo stchórzył i ja nie potrafię go za to potępić. W takich warunkach mało kto zachowałby zimną krew. Tylko że nie powinien tego teraz ukrywać. Tylko czy przyznanie się nie wpakuje go w większe kłopoty? A Lefi? Czy rzeczywiście spotka go nagroda? Czy zostanie sprowadzony do domu? A może starzec jednak okaże się przewrotny i wymyślił coś innego? Aj, idę czytać dalej.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń