Uwaga!

1) Szablon zrobiła Ruda za co serdecznie dziękuję. Niech Ci to ktoś wynagrodzi w czymś dobrym do jedzenia ;D
2) Bardzo lubię, jak ktoś mi pomaga, mówiąc, co mu się podoba czy jakie błędy popełniam. Jednak jeżeli chcecie wskazać mi błąd w złej pisowni, to cytujcie zdania, a nie wyrazy, będzie łatwiej mi znaleźć :)
3)Jeżeli chcesz, abym przeczytała Twojego bloga, to najlepszą opcją byłoby skomentowanie rozdziału u mnie. Zwykle odwdzięczam się tym samym. Nie musi Ci się spodobać, ale zostaw szczerą opinię :). Nie zostawiaj reklam, bo te usuwam.

niedziela, 17 stycznia 2016

Pomoc innym daje radość(12)

– Lili, ubieraj się!
Myślała, że te słowa to tylko znowu jakieś wspomnienie albo sen. Okryła się jeszcze mocniej kołdrą, ale ktoś znowu ją odkrył. Leżała przez moment bez ruchu z wielką niechęcią do otworzenia oczu, kiedy została szarpnięta za ramiona.
– Wstawaj. – To zmusiło ją do otwarcia oczu. Ten ktoś, kto okazał się Kasjanem, mówił zadziwiająco spokojnie.
W pierwszej chwili nie wiedziała, co się dzieje. W drugiej ponownie zakryła się, chowając się pod kołdrę. Miała nikłą nadzieję, że chłopak się od niej odczepi i da jej w spokoju zasnąć. Jeszcze lepiej, gdyby to był tylko sen.
– Nie będę się powtarzać. Jeszcze minuta i pójdziesz w pidżamie – zagroził Kasjan.
Lili dobrze słyszała te słowa. Podniosły jej się powieki i przez moment analizowała sytuację. Chwilę później wychyliła głowę i zadała pytanie, które powinna wypowiedzieć, jako pierwsze.
– Co ty ode mnie chcesz?
– Zabieram cię gdzieś. Wiecznie gdzieś uciekasz z domu albo siedzisz w pokoju. – Nie mogła zaprzeczyć. Jednak wcale nie miała ochoty się ruszać. Przychodziła zima, a ona miała zamiar zapaść w sen zimowy. Budziłaby się tylko wtedy, aby coś zjeść. „Och, tak… to byłoby cudowne – pomyślała”.
– O czymś gadaliśmy. – Nagle stanął na środku pokoju i patrzył wyczekująco.
Kilka przekręconych trybów i Lili od razu miała przed oczyma sytuację, kiedy wytykała sobie, że oddaliła się od nich, że wciąż ucieka. Wiedziała, że zdawali sobie z tego sprawę i bez jej słów. Może to dało im pozwolenie, aby budzić ją właśnie teraz? Przez chwilę przeszło jej przez myśl, że mogła tego nie mówić. Marzyła o jeszcze choćby godzinie snu. Już zatapiała się w ciepłej pościeli, kiedy brutalnie została z niej okradziona. Spojrzała na Kasjana, jakby dokonał co najmniej zbrodni. Chłopak jedynie zareagował szerokim uśmiechem. Nic sobie z tego nie robił. Nie miał nawet najmniejszej chęci, aby jej ją zwrócić.
– Goń się!– powiedziała, próbując otulić się własnymi rękoma.
Usłyszała w odpowiedzi głośny śmiech współlokatora. Obserwował ją, dochodząc do wniosku, że raczej nigdy na niego nie krzyczała. Nawet nie podnosiła głosu. Jedynie na początku czasem okazywała zirytowanie. W gruncie rzeczy uważał ją za spokojną osobę. Jednak trochę pozbawioną spontaniczności. Niezwykle ciężko szła droga do przedostania się do jej zaufania. A on już jedną nogą stał w nim. Może nawet dwoma, ale jeszcze nie do końca pokazała mu jego wnętrze. Nawet nie myślał, że nagle by się od niego odwróciła, zamknęła. Miał nadzieję, że posiadał wystarczający klucz, który przełamie niezapowiedziane zamki.
Musiał coś zrobić. Zachęcić do wstania albo zmieść ją z tego łóżka. Pierwsza opcja odpadała. Nie powie jej. Rozglądał się po pokoju, poszukując czegoś, co pomogłoby mu w zrealizowaniu planu numer dwa. Odrzucił otwarcie okna. Skoro zakryła się rękoma, to przy otwartym oknie, chociaż będzie za zimno i nie pozwoli jej to zasnąć, to na pewno nie wstanie. Znał taki typ człowieka. Sam taki był. Nie umiał też na tyle gotować, aby wywabić ją zapachem z łóżka. Również nie wybrał opcji podniesienia jej. Zwyczajnie mu się nie chciało. Usiadł na łóżku zrezygnowany i dźgnął ją w bok. Drgnęła, gwałtownie odsuwając się od niego. Na początku bardzo go to zdziwiło, ale zarazem spodobało. Po raz kolejny tknął ją, tym razem w żebra.
– Kasjan – odezwała się krótko, obdarzając go złowrogim spojrzeniem, które może by zrobiło jakieś wrażenie na nim, gdyby nie ciche nutki śmiechu, wdające się do jej głosu.
– Lili – sparodiował ją.
Uśmiechnęła się nieznacznie. Wystawiła lekko ręce przed siebie, mając nadzieję, że odeprze kolejny atak. Kasjan chwilę się z nią droczył, celując palec w jej brzuch, aż w końcu wbił go w bok, a Lili odruchowo się skurczyła. Skrzywiła się. Patrzyli na siebie chwilę bez żadnego słowa. Lili wypuściła głośno powietrze. Po czym w końcu podniosła się, a Kasjan uniósł ręce w górę w geście radości. Pokręciła głową i wyszła z pokoju, zabierając ciuchy ze sobą.
Szatyn już prawie wyszedł do przedpokoju, kiedy nagle odwrócił się i przymknął uchylone drzwi. Rozejrzał się po pokoju. Pomarańczowe ściany nie sprawiały oryginalności dla pokoju, ale dawały ciepło wnętrzu. Przy łóżku stała mała szafka, na której nic nie leżało. Potem dwudrzwiowa szafa. Obie wykonane z ciemnego drewna. Z lewej strony łóżka zaczynał się regał, który zakręcał, kończąc się prawie przy drzwiach. Oprócz paru książek i zeszytów, Kasjan nie dostrzegł na nim nic więcej. Wyglądało, jakby ktoś się dopiero wprowadził i nie zdążył rozpakować swoich rzeczy. Jednak Lili mieszkała tu od trzech miesięcy. Czy do tej pory nie zdołała tego zrobić? Na biurku, naprzeciw łóżka nie leżało praktycznie nic. Jeden zeszyt, laptop i dwa długopisy. Korciło go, aby zajrzeć do szuflady biurka, ale powstrzymywała go przed tym prywatność, która Lili się należała. Patrząc na jej pokój, nie wiedział nic o niej. Nie sądził, aby pomarańczowy należał do jej ulubionych kolorów. Mógł jedynie sądzić, że jest schludna. Detektyw naprawdę nie znalazłby u niej żadnych wskazówek. „Może Lili ma coś do ukrycia? – pomyślał”. Wziął jej zeszyt do rąk. Otworzył na przypadkowej stronie. Prawie automatycznie go zamknął. Po pierwsze nic nie rozumiał z tych fizycznych wzorów. Po drugie Lili właśnie weszła do pokoju.
– Kompletnie nic nie kumam. – Uśmiechnął się zakłopotany.
„A ja tego, czego ode mnie chcesz – przeszło jej przez głowę”. Jednak nie powiedziała tego głośno. Nie miała pojęcia, o co też mu chodzi i dlaczego z samego rana uparł się, aby ją obudzić i gdzieś zaprowadzić.


Zjedli prawie w ciszy. Kasjan nie chciał nic zdradzać, a Lili nie miała innych pytań. Wyraźnie dał jej do zrozumienia, że mu zależy, a ona nie miała innego wyjścia, jak tym razem się poddać. Chociażby dlatego, że ostatnio dotrzymywał jej towarzystwa i próbował wytłumaczyć kilka rzeczy. Też dla samej siebie, aby pokazać, że Kasjan wcale nie jest powietrzem, z którym tylko dzieli mieszkanie. Wywnioskowała, że tak się czuł. Wyrzucała sobie, że ostatnio zbyt wiele rzeczy nie zauważa i ktoś musi jej dobitnie tłumaczyć.
Nie zorientowała się w drodze, gdzie też chłopak ją prowadzi. Nieznany autobus też niewiele mówił. Lili prawie nie używała środków komunikacji we własnym mieście. Wszędzie dochodziła sama. Szkoła i biblioteka nie leżały daleko od jej domu. Uświadomiła sobie, że nawet nie zna tego miasta. Mieszkała, co prawda tu tylko trzy miesiące, ale poruszała się właściwie tylko z miejsca do miejsca. Kasjan miał, więc łatwe zadanie, aby Lili nawet nie domyślała się, gdzie też chce ją zaprowadzić. Nie sądził, aby wkurzyła się o to, ale może nie widziała celu? Postanowił spełnić życzenie Sebastiana i przy okazji spędzić chwilę ze współlokatorką.
Lili bacznie obserwowała okolice, aby spróbować zgadnąć dokąd ją zabiera. Jednak nie dzieliła się swoimi spostrzeżeniami. Przypadek zaśmiał się w duchu, ale z drugiej strony cieszył się, że wzbudził jej zainteresowanie. Zbyt często widział ją bierną. Naprawdę wolał złe emocje od bierności. Najbardziej lubił czyjś uśmiech i miał nadzieję, że dziś ujrzy go na twarzy współlokatorki.
– Schronisko dla zwierząt – przeczytała zdziwiona.
Posłała pytające spojrzenie do Kasjana, ale ten uśmiechnął się lekko i wszedł do środka. Lili nie stała jak słup soli i poszła za nim. Jednak w jednym momencie naszło ją wiele myśli. „Po co?”, „Kasjan chce mieć psa?”, „Mam mu pomóc?”, „Chce mi dać psa, a może Karolinie?”. Nie dowie się dopóki w końcu jej nie powie.
– Cześć, Kasjan.
Wyszła do nich dziewczyna, która na oko mogła mieć dwadzieścia pięć lat. Brązowe włosy spięte w kucyk, twarz pełna piegów. Spodnie z przetartymi kolanami i wyblakła bluza oraz mocne adidasy, to strój, który pozwolił na stwierdzenie, że pewnie dba o zwierzęta. W ręce niosła worek karmy.
– Cześć, Sylwia – odezwał się radośnie. – To jest Lili, a to Sylwia – przedstawił dziewczyny.
– Hej, Lili. – Sylwia uścisnęła dłoń brunetki. – Kasjan mówił mi, że chcecie pomóc nam ze zwierzętami.
Płoniemczyk zmieszana spojrzała na Kasjana. Jasne, że nic o tym nie wiedziała, a Sylwia od razu zauważyła zakłopotanie w jej oczach.
– Moja koleżanka lubi psy i pomyślałem, że wizyta tutaj może jakoś zastąpi obecność zwierzaka. Obecnie nie możemy mieć żadnego w mieszkaniu – wyjaśnił szybko Kasjan.
Lili nie zdobyła się na żadną odpowiedź. Nie wiedziała, skąd wziął mu się taki pomysł. Nigdy nawet nie mówiła, że lubi psy. Jednak prawda, bardzo je kochała i też uważała za przyjaciół. Zaskoczona jego pomysłem, nie przysłuchiwała się dalszej rozmowie. Dopiero, kiedy zostali sami, odzyskała w pełni świadomość.
– Mam nadzieję, że nie masz mi za złe? – zapytał w końcu.
– Nieee – odezwała się zmieszana. – Po prostu nie spodziewałam się.
– Pomyślałem, że może ci to dobrze zrobi. Pomoc innym zawsze jakoś dodaje sił.
Lili nie była pewna czy i na nią to zadziała. Rozejrzała się po schronisku. Co chwilę dobiegał ją jakiś odgłos szczekania. Popatrzyła na te wszystkie zwierzaki zamknięte w klatkach. Niektóre chude i ledwo żyjące, a inne wyglądały nawet na wesołe. Przyglądały im się, a Lili wcale nie czuła na sobie natłoku spojrzeń tych małych psiaków. Kasjan pokierował ją w stronę małego, czarnego kundelka, którego ogonek skierowany był w dół, a oczka nieśmiało patrzyły w ich stronę. Kasjan wziął parę chrupków i wsadził rękę do klatki.
– Musisz się z nim najpierw przywitać – podpowiedziała Lili. – Musisz mu pokazać, że nie masz złych zamiarów.
Kasjan spojrzał na nią. Cieszyło go to, że się zaangażowała. Miała rację, ale znał już tego pieska. Nie raz u niego bywał. Bez problemu wziął od niego kilka chrupków i nawet zamachał lekko ogonkiem.
– To Brunet, fajny psiak, ale trochę płochliwy – odezwał się Kasjan.
– Skąd go znasz? Bywasz tu?
– Studiuję weterynarię i stwierdziłem, że wypadałoby trochę oswoić się ze zwierzętami. Zawsze też przyda się tu trochę rąk do pomocy, aby uszczęśliwić te małe zwierzaki.
Lili po raz kolejny uświadomiła sobie, że tak wiele rzeczy przelatywało jej przed oczami. Uczucie wstydu nie pozwoliło, aby odpowiedzieć coś na to Kasjanowi. To podstawowe informacje, a ona nic o nim nie wiedziała. Stanowczo zbyt bardzo się od nich izolowała. Nie powinna. Jej współlokatorzy nie byli tacy, jak o nich sądziła. Zbyt wcześnie ich oceniła i stwierdziła, że to dobry powód, aby nie utrzymywać z nimi kontaktu. Teraz dostrzegała swój błąd i miała wrażenie, że zachowała się egoistycznie wobec nich, jakby uważając siebie za lepszą.
Wzdrygnęła się, czując, że Brunet polizał ją po ręce. Przestraszony jej reakcją odsunął się lekko. Szybko się zreflektowała i wysunęła rękę zza prętów, aby poczęstować małego kundelka karmą. Ten nie wiele myśląc, zjadł wszystko z jej ręki, a ona pogłaskała go po łebku.
– Polubił cię. – Uśmiechnął się Kasjan.
Lili też miała takie wrażenie. Zapomniała już, jak bardzo kontakt z psem przypominał jej przyjaźń. Najpierw zdobywanie zaufania, obecność, a potem kolejne etapy, aby w końcu czuć się przy sobie swobodnie.
– Jak chodziłam na zakupy, to raz widziałam takiego psiaka, który siedział smutny za furtką. Podeszłam bliżej, ale zbyt gwałtownie, bo uciekł. Kucnęłam i wystawiłam do niego rękę, ale nadal nie miał ochoty do mnie podejść. W końcu dałam sobie spokój i poszłam dalej. Następnego razu, tym razem bardzo ostrożnie podeszłam do furtki i po prostu się przywitałam. Chwilę na mnie spoglądał, ale nieśmiało podszedł. Wystawiłam rękę. Polizał ją. Pogłaskałam go i posiedziałam z nim. Od tamtej pory zawsze odwiedzałam go, kiedy szłam tamtą stroną. – Skusiła się na małą opowieść z dzieciństwa.
To upewniło Kasjana, że wie, jak się obchodzi ze zwierzętami i ma sporo cierpliwości do nich. Gdyby nie to, że pół dnia pies siedziałby sam, już dawno by jakiegoś załatwili. Nie chciał jednak tego zwierzaka skazywać na kolejną samotność. Większość o ile nie wszystkie, wycierpiały zbyt wiele na swoje krótkie życie. Wciąż nie potrafił zrozumieć, jak wiele zła jest w stanie wyrządzić zwykły człowiek. Czasem wstydził się, że należy do tego gatunku.
– Patrz, jak się cieszy! – zawołała Lili, głaszcząc kolejnego pieska.
Przypadek również się uśmiechnął. Kudłaty psiak lizał dziewczynę po ręce i merdał energicznie ogonem. Zauważył, że nie tylko on się cieszy. Jego współlokatorka również zadowalała się reakcją zwierzaka. Obserwował jak niewiele trzeba, aby sprawić komuś radość, a jak bardzo cieszy ten widok.
Nakarmili prawie połowę zwierząt w schronisku. Naprawdę wiele ich tam siedziało. Niechcianych, niekochanych, odrzuconych. Pewnie z dożywotnimi wspomnieniami, a czasem nawet i lękiem przed ludźmi. Kasjan z zaciekawieniem słuchał tych wszystkich historii od Sylwii. Opowiadała mu, jak czasem pies odsuwa się, kiedy chcą go pogłaskać, jak bardzo lęka się tego. Czasem jest agresywny wobec nich, mając wrażenie, że znowu stanie się mu krzywda. Jednak prawie zawsze udaje im się oswoić je. Zdarza się, że trwa to naprawdę długo i kiedy traci się już nadzieję, to nagle okazuje się, że to nie jest niemożliwe. Jednak im dłużej się czeka, tym więcej jest satysfakcji z psiej przyjaźni. Dużo mniej zdarzało się kotów niż psów. Kasjan nie wiedział, czy ma to coś wspólnego z tym, że koty mają bardziej samotną i wędrowniczą naturę od psów i miał wrażenie, że było ich zwyczajnie mniej na świecie niż psów lub też rzadziej je porzucano.
– Miło, że wpadliście. Przydała nam się wasza pomoc. – Uśmiechnęła się Sylwia.
– Jasne, że jeszcze tu razem zajrzymy – odezwał się Kasjan.
– Chętnie wpadnę. Fajnie widzieć tyle radości w tych na początku smutnych oczkach – stwierdziła Lili.
Pożegnali się z Sylwią i znów wsiedli do autobusu. Pierwszy raz widział, jak z ust Płoniemczyk nie schodzi uśmiech. Nie miał pojęcia, że pomoc zwierzakom tak bardzo ją ucieszy. Musiał przyznać, że faktycznie Sebastian miał doskonały pomysł, aby ją tu zabrać. Rozpatrywał w głowie plan wzięcia psa. Na pewno musi znaleźć się jakiś sposób. Może da się ugadać, aby prawie zawsze ktoś był w domu? Miał wrażenie, że pies ożywiłby trochę Lili i zmusił ją do opieki nad sobą. Dodałby trochę radości i skupił na sobie trochę jej uwagi. Może nauczyłby ją beztroski i radości z małych rzeczy. Nie wiedział, jak to jest, że kiedy ten mały zwierzak dobiera się nawet do naszych ubrań czy butów, to nie mamy serca na niego nakrzyczeć, a nawet jakby, to nie gniewamy się zbyt długo, widząc jego skruszone spojrzenie. Wciąż nie rozumiał fenomenu gryzienia brudnych, przechodzonych rzeczy, zamiast ładnie pachnących. Co też pociągały psy w tym smrodzie? Czyżby czuły do kogo należą? Tylko czy robiłyby nam na złość, niszcząc te rzeczy, mając świadomość, że należą do nas? Na te pytanie nie mógł sobie odpowiedzieć. Trudno byłoby mu odpowiedzieć sobie, że to z miłości.


Przechodził między kolejnymi grobami, doskonale pamiętając drogę do przyjaciela. Czuł chłód, który wdzierał się pod kurtkę i niemal otaczał go, pogrążając w samotności. Przyszedł po raz kolejny w tym tygodniu. Dopiero, co była jego szósta rocznica śmierci. Poczuł potrzebę, aby się z nim zobaczyć. Potrzebował się kogoś poradzić. Nie miał kogo. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie usłyszy odpowiedzi, ale niewiele myśląc poszedł odwiedzić miejsce pochówku. Rozglądając się po innych grobach, widział że ludzie pamiętają o bliskich i nie zaniedbują grobów. U Martina również leżało wiele zniczy, a nawet kwiatów. Od razu poznał białe róże. Wiedział, że to od Lili. Nie był z nią tego dnia, ale nie miał nawet wątpliwości, że się pojawi. Wciąż nie mógł zrozumieć, jak do tego doszło, że polubiła go tak samo mocno, jak on. To dawało mu dowód, że nigdy nie można być wszystkiego pewnym. A już zwłaszcza śmierci. Tak wcześnie odszedł. Czekało go jeszcze tyle w życiu. Wszystko spieprzył przez głupi wypadek. Co też go podkusiło, aby pojechać, nie mając prawo jazdy…
– Cześć.
Odwrócił się nagle, nie kryjąc zaskoczenia. Nie spodziewał, że ktoś oprócz niego przyjdzie jeszcze właśnie dziś. Poznał ją prawie od razu, choć niewiele ją znał. Mała szatynka, krągłe biodra i te oczy, w których zakochał się Martin.
– Hej, Gabi.
Nie zdążył zaoponować, kiedy objęła go i uściskała. Sebastian nieśmiało przytulił ją do siebie.
 – Jezu, dlaczego to się stało?
Sebastian nie potrafił jej odpowiedzieć. Nie znał na to odpowiedzi. Przez długi czas miał do siebie żal, że nie powstrzymał go przed tym. Jednak od wielu osób słyszał, że to nie jest jego wina. Martin chciał tam pojechać i zrobiłby to w jakikolwiek sposób.
– Jak patrzę na tę zdjęcie, to zawsze widzę go takiego w wyobraźni.
Odsunęła się i spoglądała w fotografię. Sebastian również. Pamiętał jednak go z wcześniejszych lat i tam umiał wyobrazić go sobie młodszego. Przypomniał sobie, że zawsze obiecali sobie, że nikt ich nie rozdzieli i dodawali w żartach, że zestarzeją się ze sobą. Sebastian obserwował Gabi przez chwilę. Nie miał z nią większego kontaktu, ale odniósł wrażenie, że to już nie jest ta wielka imprezowiczka z tamtych lat. To już mądrzejsza dziewczyna. Teraz nie miałby tylu wątpliwości, co do ewentualnego związku między nią, a Martinem.
– Długo się znaliście, prawda? – zapytała nagle.
– Bardzo długo – przyznał Sebastian.
– Jak sobie z tym radzisz?
– Na początku okropnie. Teraz już lepiej.
– Jak się o tym dowiedziałam, to pomyślałam, że to jakiś ponury żart – odezwała się. – Impreza się zaczęła, a jego wciąż nie było. Jasne, że nie przychodził na sam początek. Zaczęłam się trochę martwić, kiedy nie odbierał. Chciałam nawet kogoś poprosić, aby ze mną pojechał, ale każdy stwierdzał, że panikuje. Dopiero następnego dnia dowiedziałam się, że stał się wypadek i Martin leży w szpitalu. – Zamilkła na chwilę. – A to miał być najlepszy dzień w naszym życiu…
Sebastian skierował zaciekawiony wzrok w jej stronę. Gabi uśmiechnęła się lekko.
– Wiedziałam, że mu się podobam. On też przypadł mi do gustu. Nie był, jak inni. Szanował mnie i nie patrzył na mnie, jak na jakiś przedmiot. – Tak ich wychowano, a Lili bardzo tego pilnowała. Nigdy nie dała w swoim towarzystwie powiedzieć na jakąś dziewczynę nawet: „laska”. – Chciałam dać mu wyraźny znak, że chciałabym z nim być.
Pamiętał, jak Martin zastanawiał się nad tym i szukał sposobu, aby się za to zabrać. Dodatkowo myślał nad poważniejszymi sprawami, ale co do tego miał już wątpliwości. W końcu przyjął, że nie musi się spieszyć, a jak któraś tego nie zrozumie, to widocznie nie była dla niego. Nie miał zamiaru być jeszcze ojcem, a wiedział, że środki antykoncepcyjne nie są w pełni skuteczne.
– Wiem, że za mną nie przepadałeś.
– Nie no coś ty. – Obudził się nagle Seba.
– Nie ukrywaj tego, widziałam jak patrzysz na mnie z rezerwą.
– Przepraszam. Wiesz, męska przyjaźń. Dziewczyna zwykle coś psuła – odpowiedział szczerze. – Znaczy nie taka męska. Jeszcze nasza siostra się z nami przyjaźniła.
– Byłabym pierwszą? – zapytała nagle.
– Tak. Przynajmniej o ile mi wiadomo.
– To miłe. Jednak dziwi mnie to.
Sebastian miał wrażenie, jakby się nad czymś zastanawiała.
– Pola, pamiętasz? – Kiedy kiwnął głową, mówiła dalej – Pierwsza zauważyła, że jakiś przystojniak mi się przygląda. Na początku myślałam, że to na nią, ale nie. Dziwne, że wcześniej go nie zauważyłam.
– On za to od razu cię wypatrzył.
– Nic dziwnego, zawsze pierwsza wychodziłam na parkiet. – Zaśmiała się. – Potem reszcie dodawało to odwagi. Pamiętam, jak wtedy się koło mnie zakręcił.
– Trochę się do tego zbierał – przyznał Seba.
– On się przełamał, a Izka nie.
– Kto? – zapytał zdezorientowany.
– Iza, wysoka, ma ciemne, długie włosy. Raczej siedziała z dziewczynami.
– Nie kojarzę jej.
– Cóż, spostrzegawcza Pola zauważyła, że jesteście w jej zasięgu wzroku. Jednak nie mówiła tego głośno. Lecz kiedy zobaczyła, że wpadłam Martinowi w oko, widziałam u niej taką iskierkę zazdrości. Jednak to do mnie podszedł i nie sprawiał zainteresowania nią
– Zamilkła na chwilę. – Na pewno jej nie pamiętasz? Dam sobie głowę uciąć, że do ciebie podeszła.
– Ja bym tak nie szastał własną głową. – Zauważył Sebastian. – Nie wiem, może. Nie zainteresowałem się pewnie. Trzymałem się bardziej z Martinem i innymi chłopakami.
– Wiesz, ładna dziewczyna z niej – dodała jeszcze Gabi, kierując spojrzenie na niego. – Na pewno jej nie pamiętasz? – upewniała się.
– Minęło już trochę lat od tej imprezy. Nie mam tak dobrej pamięci – zapewnił ją Sebastian.
Stali tak przez moment, wpatrując się w grób Martina. Przyjaciela, a może nawet w przyszłości partnera. Oboje czuli stratę, pustkę w sercu, której nie potrafili zapełnić. Jedni dawali sobie z tym radę całkiem dobrze, a inni nie mieli pojęcia, a nawet i chęci aby się o to postarać. Chłopak o krótkich, gęstych włosach, wysokiej, szczupłej posturze zapadł im w pamięć na zawsze. Nie można powiedzieć, że każdy dzień napawał go optymizmem, ale wszędzie go było pełno. Kiedy z czymś miał problem, nie chował go, mówił o nim. Gdy czuł emocje, zawsze wokół ludzie wiedzieli, co czuje. Czy to dobre, czy to złe. Nie miał rodzeństwa, ale nie należał do samolubów, jak często przypisywano to jedynakom. Czasem nie myślał zbyt wiele i robił totalne głupoty. Jednak uczyło go to życia. Nie można zapobiec błędom, nie można być perfekcyjnym. Bycie zawsze idealnym tak naprawdę dąży do naszej destrukcji. Zbyt wielkie ambicje, cele – to wykańcza. Najmniejsza porażka to dla nas niesamowity stres i uczucie, że coś nam nie wyszło. Często krytykujemy siebie lub stajemy się nawet samolubni. Czasem prowadzi to do depresji, a innym razem szalejemy, popadając w choroby psychiczne. W końcu niszczymy siebie. Wystarczy uczyć się na własnym błędach, ale nie bać się też własnej porażki. Jednak zdarzają się też losowe przypadki, na które nie mamy wpływu i nauka na błędach nie pomaga. Kiedy dopadnie nas śmierć, to mamy bardzo mało czasu, a czasem nawet wcale, aby uratować czyjeś lub własne życie. Martin nie miał takiego szczęścia.
–––––––––––––––
Cześć, w tamtym miesiącu odpuściłam i nie dodałam nic, ale w tym postaram się dodać dwa. Swoją drogą odkryłam, że jak mam wiele na głowie, to więcej robię i bardziej mi się chcę, niż jak mam niewiele do zrobienia i mnóstwo na to czasu.
Wypowiadać się w ankiecie! Tylko szczerze, proszę :). 

9 komentarzy:

  1. "Ten ktoś, kto okazał się Kasjanem, mówił zadziwiająco spokojnie" - brakło ci kropki na końcu.
    "– Zabieram cię gdzieś. Wiecznie gdzieś uciekasz z domu albo siedzisz w pokoju. Nie mogła zaprzeczyc." - brakuje mi tu pauzy po "pokoju".
    "zachowała się egoistycznie wobec nic, jakby uważając siebie za lepszą do nich." - zamiast "nic "powinno być "nich". Ale wtedy w tym zdaniu będzie nich x2
    To by było na tyle. Coś tam jeszcze wyłapałam, ale już nie wiem, gdzie. W każdym razie nie było to nic rażącego.
    To jak Kasjan stara się pomóc Lili jest słodkie. Inny zamknąłby się w swoim pokoju i zajmował swoimi sprawami, a on się za wszelką cenę stara przywrócić ją do świata żywych. I nie bez powodu nazwałam to w ten sposób, bo L nie wygląda na kogoś kto w ogóle żyje:D Jej egzystencja ogranicza się do wyjścia na uczelnię, cmentarz i czasem rozmowy z Kasjanem, Darią, Sebkiem albo Magdą (dobrze pamiętam imię?). A to nie jest życie... I wydaje mi się, że ta cierpliwość Kasjana za niedługo przyniesie oczekiwane rezultaty. To wyjście do schroniska było świetnym pomysłem! Pomaganie innym może pomóc odstawić własne problemy na dalszy tor. Może posiadanie psa rzeczywiście coś zmieniłoby w Lili? Może skruszyłoby ten mur, za którym się chowa?
    Zaciekawiła mnie postać tej Gabi. Do tej pory nie było o niej zbyt wiele i jestem ciekawa czy zrobisz z niej kogoś ważniejszego w opowiadaniu. Może zacznie częściej pokazywać się u boku Sebastiana? Nie ukrywam, że aż się tu prosi jakiś wątek romantyczny:D Nawet jeśli poboczny, albo mało rozpisany, to jednak na pewno podkręciłby akcję. No i ciekawa jestem jak się rozwija sprawa tych bibliotek... Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, że niebawem nas nim obdarujesz! :D Ściskam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałam komentarz, ale ja głupia nie kliknęłam tego, co trzeba. Dziękuję za błędy, zaraz poprawię. Jeden zauważyłam, ale byłam zbyt leniwą istotą, aby to zamienić.
      Cieszę się, że zauważyłaś to, jak bardzo jej wyjścia są ograniczone. Czy Kasjanowi uda się coś w tym zmienić? Może, może... raczej tak :D. Pieseł pomaga w takich sprawach, bo to taki nasz zwierzęcy przyjaciel :). Co do Gabi, to wiedz, że się cieszę na myśl o tym wątku z nią, ale nie powiem dlaczego :P.
      Kurczę, a ja chciałam, abyś w końcu miała dwa rozdziały u mnie do nadrobienia. Ale nie. Nie da się z moją regularnością dodawania rozdziałów :D.

      Pozdrawiam i dziękuję za opinię :)

      Usuń
  2. Sama sobie zaprzeczasz. Ostatnio było, że Lili zna miasto! Wcześniej posługiwała się mapą, a teraz znowu nie zna miasta. To w ilu ona miastach w końcu mieszka?
    Niedawno sama napominałam o schronisku, a teraz o, proszę, jest schronisko.
    Co do kotów, to myślę, że ich jest więcej bezdomnych, ale żyją dziko, na polach, wsiach, starych, opuszczonych budynkach, w blokowych piwnicach.
    Co do psów, to nie wiem czy nie mamy serca nakrzyczeć. Moim zdaniem nie ma nic złego w krzyczeniu na psa i ja osobiście byłabym wkurwiona, gdyby pies pożarł moje najlepsze czy ulubione buty. Oczywiście to zależy od punktu widzenia i siedzenia, bo jak ktoś dużo zarabia i stać go na kupowanie kilku par w miesiącu, to spoksik, ale ja np noszę drogie buty, bo inne szybko mi się psują i bym takiego psa chyba... jakby mi je pożarł.
    Już nie przesadzajmy tak z tymi środkami antykoncepcyjnymi. Tabletki są niemal pewne i jeśli się je bierze jak należy to dziecka się nie ma. Wątpię, że Martin i Gabi byliby jednym przypadkiem na milion.
    Martin umarł na własne życzenie. Bardziej niż jego żałowałabym osoby, które mógł zabić po drodze, jadąc bez prawka i bez praktyki. Nie jest mi go szkoda, bo jakby mu się udało dojechać na miejsce, to może dalej robiłby tak samo.

    Pozdrawiam:
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję, że trochę za duże przerwy robię między rozdziałami i mogłam coś takiego zrobić, więc poszukam. Pamiętam coś takiego, ale nie do końca wiem czy napisałam, że te. Jest jedno miasto, gdzie mieszkał Martin i te zna dobrze. OK, ale poszukam, bo może coś faktycznie takiego napisałam.
      Ja uważam i widzę po swoim, że jak się krzyczy to zauważa to i nie to na nią dobrze reaguje, że tego więcej nie zrobi. Nie krzyk.
      Co do środków antykoncepcyjnych - nie działają w pełni i znajomi moich znajomych się ostatnio o tym przekonali. Jasne jest bardzo duży procent działania, ale jest te ryzyko i akurat może się zdarzyć.
      Nigdzie nie ma napisanego, że jechał pierwszy raz, bo już nawet dziesięciolatek potrafi czasem. Nie jest tak głupi, aby wsiadać pierwszy raz w życiu do auta i gdzieś jechać. Był głupi, aby zaryzykować wyjazd na imprezę. Jasne.

      Usuń
    2. OK, czyli nie pomyliłam się. Miasto rodzinne zna dobrze, ale obecnego niekoniecznie.

      Usuń
  3. Naprawdę nie krzyczy się na psa? Co to za bzdurny pogląd? Tak, na psa się nie krzyczy, na żonę się nie krzyczy, na dzieci się nie krzyczy, przy dzieciach się nie kłóci i potem właśnie rosną takie niedorajdy życiowe, co się nawet odszczeknąć nie potrafią albo wręcz przeciwnie, rosną cwaniaczki co szczekają ile wlezie, albo psiaki co szarpią się na smyczy, bo nie wiedzą co to dyscyplina. Jasne, że i zwierzaka i drugiego bliskiego człowieka trzeba kochać, ale miłość ma granice i przede wszystkim nie polega na wiecznym uleganiu i głaskaniu po główce.
    Popieram jednak pracę w schronisku. Zwierzak sam się nie wykarmi, sam się nie wyprowadzi, sam na siebie nie zarobi. Dlatego taką działalność charytatywną zawsze popierałem, podobnie jak fundacje zbierające na protezy itd. Nie popieram tylko utrzymywania nierobów, dlatego na Kasjana patrzę przez pryzmat jego braku zajęcia zarobkowego, a to przecież już dorosły facet. Wielu w jego wieku ma już własne dzieci i umie zarobić na kaszki i pampersy, a on? Nawet ma problem by sobie jeść ugotować. Dzieciak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Połowicznie się z Tobą zgodzę. Ci co ulegają i głaskają po główce i nie dadzą dziecku nic samemu zrobić, tak. Wychowają niedorajdy. Ale ci co krzyczą, biją dzieci i żądają od niego lepszych wyników, nie chwaląc najmniejszych, no to wychowają smutne dzieci. Za to mój pies, którego tata wychował przez krzyk nie wpuszcza go do pokoju teraz, kiedy ja jestem. Ale to też ma inne pewnie swoje przyczyny. Co do zaciążenia się w jakim najszybszym wieku, to nie popieram. Kasjan pracował wcześniej o czym jest mowa, ale obecnie jest taką niedorajdą małą ;p.

      Usuń
  4. Długo mnie tutaj u ciebie nie było. Zbyt długo! Jednak już wszystko nadrabiam.
    Podobało mi się to, jak Kasjan troszczy się o Lili. To urocze i z całą pewnością potrzebne, bo ona zdecydowanie się za bardzo izoluje od wszystkiego i wszystkich. Odwiedziny w schronisku i pomoc przy opiece nad zwierzakami było strzałem w dziesiątkę. Lili mogła wyjść z mieszkania, a przy okazji do czegoś się przydać. Super.
    Zastanawia mnie Gabi. Jaka będzie jej rola w tym wszystkim? Pojawiła się tylko na chwilkę, czy może coraz częściej będzie tutaj dostrzegalna? Może z Sebą połączy ją coś więcej? Byłoby to ciekawe rozwiązanie.
    Cóż, lecę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach ta Wasza naiwność, że stworzę jakieś wątki romantyczne w moim opowiadaniu :D. Chociaż zdarza mi się. Jednak rzadko.

      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz :)

      Usuń