Uwaga!

1) Szablon zrobiła Ruda za co serdecznie dziękuję. Niech Ci to ktoś wynagrodzi w czymś dobrym do jedzenia ;D
2) Bardzo lubię, jak ktoś mi pomaga, mówiąc, co mu się podoba czy jakie błędy popełniam. Jednak jeżeli chcecie wskazać mi błąd w złej pisowni, to cytujcie zdania, a nie wyrazy, będzie łatwiej mi znaleźć :)
3)Jeżeli chcesz, abym przeczytała Twojego bloga, to najlepszą opcją byłoby skomentowanie rozdziału u mnie. Zwykle odwdzięczam się tym samym. Nie musi Ci się spodobać, ale zostaw szczerą opinię :). Nie zostawiaj reklam, bo te usuwam.

niedziela, 4 grudnia 2016

Wątpliwe oceny(16)

Ledwo zamknęli drzwi za sobą, a one ponownie się otworzyły. Lili rozpoznała w nich Maksa, kolegę Sebastiana. Uśmiechnął się do nich.
– Hej, już uciekacie? – zapytał, unosząc brwi.
– Jutro do pracy na siódmą, sam rozumiesz – wyjaśnił z lekkim uśmiechem Sebastian.
– Aaa. – Pokiwał głową. – A ty? – Skierował wzrok na brunetkę.
Lili odruchowo spojrzała na brata, ale on nie odwzajemnił jej wzroku. Zastanawiała się nad wymówką. Miała jutro wolne. Mimo że Maks nie mógł o tym wiedzieć, to ona nie lubiła kłamać. Ta niechęć do oszczerstwa przechodziła na jej postawę ciała i każdy mógł się domyślić, że go okłamuje.
– Wszędzie z bratem hehe, co? – Zaśmiał się z nutką kpiny.
Nie chciała przytakiwać.
– Po prostu mało was znam – odpowiedziała lekko rozdrażniona.
– Nie chcesz poznać bliżej? – dociekał Maks.
– Nie męcz mi siostry chłopie. – Sebastian spojrzał na kolegę z rozbawieniem.
Maks uśmiechnął się lekko i zawrócił do domu. Jednak ponownie spojrzał na nich i wpatrywał się bez słowa.
– A szkoda Seba, że idziesz. Iza się zawiedzie – zaśmiał się.
– Kto?
– Iza. Taka z brązowymi włosami. Chyba siedziała obok Lili. – Zaakcentował ostatnie słowo.
Lili zignorowała ton chłopaka. Jednak wzmianka o dziewczynie, z którą rozmawiała, nie przeszła jej obojętnie. Iza, bo chyba tak się nazywała, przyssała się do niej, kiedy zostały same. „Pewnie chciała zrobić na mnie dobre wrażenie. Może myślała, że szepnę bratu kilka ciepłych słów na jej temat – przeszło jej przez myśl. – Ale ona pytała o Martina… – to zaprzeczało jej sugestiom”.
– Taka trochę nieśmiała – dopowiedział Maks, widząc niepewną minę Sebastiana.
„Może chciała okrężnie zapytać o Sebastiana, zaczynając od Martina, aby nie wyszło, że interesuje się jej bratem – wytłumaczyła sobie”.
– A tak. Chyba z tobą rozmawiała, nie? – Brat zwrócił się do siostry, a ona pokiwała głową.
– Dobra, widzę że nie jesteś zainteresowany – zaśmiał się ponownie Maks. – Zresztą, ona jest jakaś dziwna… – Skrzywił się i bez wyjaśnienia zamachał ręką na pożegnanie i schował się w domu Poli.
– Sam jest dziwny – mruknęła cicho Lili.
W odpowiedzi usłyszała cichy śmiech brata.
– Nie polubiłaś go, co?
– Chyba jest taki pasujący do tej Gabi… – prychnęła, chowając ręce do kieszeni.
Szli w milczeniu. Lili zauważyła, że Sebastian wgapia się cały czas w jezdnie i chyba nad czymś intensywnie myśli. Nie chciała mu jednak przerywać, więc sama zaczęła analizować spotkanie. Nie mogła się pozbyć wrażenia, że część osób stamtąd pojawiła się tylko dlatego, że tego dnia stawili się na imprezę, na którą Martin nie dojechał. Szczególnie Gabrysia, która zabawiała się z jakimś chłopakiem. Nawet Pola, która znała go niewiele, wykazała większe zainteresowanie, niż ona.
– O czym rozmawiałaś z tą Izą? – zapytał nagle poważnym tonem Sebastian.
– Pytała o moje relacje z Martinem – odpowiedziała niemal automatycznie.
– A o mnie nic? – dopytywał.
Lili spojrzała na brata, przekrzywiając lekko głowę i unosząc lewą brew. Uśmiechnął się, kręcąc głową z rozbawieniem.
– Nie było pytania – zaśmiał się. – Nie, nie mów nic – poprosił, a ona bezwzględnie go posłuchała.
Czyżby jednak uwaga Maksa nie przeszła obojętnie obok uszu Sebastiana?
– W każdym razie na pewno jest lepsza od Gabi – stwierdziła.
Usłyszała śmiech. Jakoś oboje nie mogli jej przetrawić. Chociaż Lili wcale jej nie znała. Jednak i on słyszał tylko plotki. A to że tańczyła z tyloma osobami na imprezie jeszcze nie kwalifikowało jej do zbrodni. On sam przecież także pił kilka piw, ale to dla prawie nikogo już nie stanowiło rzeczy niewybaczalnej przed osiemnastką. Czy tylko na podstawie wątpliwych treści oceniał kogoś czy może tkwiło w tym jakieś ziarno prawdy?
– Gabrysia też mówiła, że ta Iza już kilka lat temu przyglądała mi się.
– Stara miłość nie rdzewieje widocznie.
– Przestań, Lili – zganił siostrę rozbawiony. – Mi też wydawała się nieco dziwna.
Lili nagle przystanęła i otaksowała brata wręcz oskarżycielskim spojrzeniem. Sebastian ściągnął brwi i spojrzał wymownie na siostrę. Ta jednak tupnęła nogą i popędziła przed siebie, mówiąc na odchodne:
– No jasne, bo dla bogaczy takich jak Gabi, Maks… taka cicha Iza wydaje się gorsza, co nie? – podniosła ton. – Ale nie spodziewałam się tego po tobie, braciszku – zaakcentowała ostatnie słowo i bez słowa szła przed siebie.
Sebastian przez moment stał jak wryty. Myślał przez długi czas, że jego siostra naprawdę nie robi awantur o byle głupoty. Chociaż ma wahania nastroju. Jednak żył w przekonaniu, że myśli logicznie. Wybuch jej złości z powodu nowo poznanej dziewczyny, mocno go zaskoczył. Iza zwyczajnie się do niego nie odzywała i tylko z tego, co pamiętał to obserwowała czasem Martina i może jego, kiedy siedzieli na kanapie. Jednak zamiast zrobić cokolwiek, nawet uśmiechnąć się do nich, ona tylko się patrzyła i ewentualnie odwracała wzrok.
– Lili! – zawołał siostrę, ale ona nawet nie śmiała się zatrzymywać. Wręcz przyspieszyła kroku.
Dopiero jak złapał ją za ramiona i stanął naprzeciw niej, zwolniła stojąc jak słup soli. Brat potrząsnął jej ramionami , aby w końcu się na niego spojrzała, ale nawet nie zaszczyciła go spojrzeniem.
– Jak chcesz – mruknął tylko. – Musisz tak zawsze wszystkich oceniać? – rzekł oskarżycielsko. Teraz to ona nie wiedziała, o co mu chodzi. – Od kiedy Martin zmarł, ty łazisz po tym świecie jak pępek świata. Lili to, Lili tamto. Zajmij się Lili, bo znowu do nikogo nie wychodzi, bo nikt nie jest taki fajny jak ona sama. Ktoś się do niej odezwie, ktoś chce aby z nim spędziła czas? Nie, bo ona wciąż interesuje się tylko sobą… – wylał wszystkie swoje myśli, które tak zaciekle broniły się głowy, w której obiecał że zostaną. Nie wytrzymał. Puścił jej ramiona i spojrzał na nią mniej intensywnie. – Nikogo do siebie nie dopuszczasz. Może czas się w końcu otrząsnąć i zrozumieć to zanim będzie za późno? Nawet największy samotnik nie zdzierży braku drugiej osoby.
Lili dopiero teraz popatrzyła w oczy brata, ale nie potrafił wytrzymać jej wzroku. Zdążył zauważyć, że cała złość z niej wypłynęła, a w oczach pojawiła się mała łezka, którą nawet w tym mroku potrafił dojrzeć. Wciąż jednak milczała. Och, jak ona kochała milczeć właśnie wtedy, kiedy najbardziej potrzebował jakichś słów od niej. Nie miał pojęcia czy powinien żałować wypowiedzianych słów, ale w końcu mu ulżyło. W końcu poczuł, że jej nie okłamuje i traktuje szczerze. Choć nawet jego zabolały te słowa.
– Nawet nie znasz Gabrysi, nie znasz Maksa – dodał jeszcze.
– Ty też jej nie lubisz – dodała cicho.
– Nie przepadałem za nią, ale nigdy jej wystarczająco nie poznałem. Nie trułem głowy Martinowi, aby do niej nie zarywał, bo moja intuicja mówi, że to zła dziewczyna – zadrwił z niej. – A ty obrażałaś się jak mała dziewczynka, bo Martin w końcu się zakochał.
– Nie obraziłam się na niego – fuknęła.
– Jasne – zadrwił, przewracając oczyma.
Mrok już dawno zapadł, a ona nie miała najmniejszej ochoty kłócić się z bratem na środku ulicy. Jednak póki jego siła przeważała, to nie mogła liczyć na wybór. Za bardzo wiedziała, jaki jest uparty.
– Możemy już do tego nie wracać? – zapytała nad wyraz spokojnie. – Ja naprawdę staram się funkcjonować bez niego.
Milczał przez moment.
– A czemu odmówiłaś Maksowi?
– Nie znam go. Jest już późno i chce wracać do domu.
– Lili, masz dwadzieścia dwa lata zaraz, a ty nie chcesz się z nikim spotykać?
Z początku zaskoczyło ją pytanie brata. Chciała powiedzieć, że przecież ma znajomych, ale… musiała niechętnie przyznać, że ona nie umawiała się z nimi na spędzanie czasu. Przebywała z nimi tyle, ile potrzeba. To Kasjan przychodził do niej, a nie ona do niego. Magda proponowała spotkanie, a ona wcale. Nawet nie zapytała jej, jak czuje się jej mama. W końcu koleżanka interesowała się nią i nie przerywała, kiedy mówił o przyjacielu. Pocieszyła, kiedy sama miała dużo większy problem, bo aktualny. Teraz dostrzegła, że w oczach Magdy, mogła uchodzić za kogoś małomównego, ale egoistycznego.
Dopiero chwilę później stwierdziła, że brat pyta ją o życie uczuciowe. Jednak nigdy o tym nie rozmawiali, a na pewno nie w ostatnich latach. Nagle przypomniała sobie jego słowa zza ledwie kilka minut.
– Hej, ja się nie zakochałam w Martinie.
Sebastian uśmiechnął się szeroko. Lili nie miała pojęcia, jak to rozumieć.
– Wcale ci tego nie sugeruje.
– Po prostu wiedziałam, że nie jest odpowiednia dla niego – wytłumaczyła prędko.
– Mała, zazdrosna siostrzyczka – skwitował.
Uśmiechnęła się lekko. Oboje tak ją traktowali. Nie umiała wtedy zaakceptować, że nie poświęcają jej tyle uwagi, co wcześniej. Musiała w końcu zrozumieć, że zaczynają dorastać i powoli się rozdzielać. W końcu nie byli tacy sami i Martin mimo, że nie miał dokładnie sprecyzowanego planu na przyszłość, to wiele wskazywało na to, że z chemią i biologią połączy swoje życie. Wszystko wskazywało na to, że zostanie lekarzem. A na przekór wszystkiemu, Lili nie cierpiała lekarzy.
– Po prostu się o was martwiłam.
– A ja o ciebie. – Spojrzał jej głęboko w oczy. – Obiecaj mi, że nie będziesz siedzieć w swojej skorupie.
Wciąż stał nad nią, a ona tylko się skrzywiła na te określenie. Jednak nie umiała zaprzeczyć. Z trudem przyznała mu racje.
– W porządku – zgodziła się niechętnie.
– Wpadniesz do mnie w weekend do mieszkania? Na domówkę. Poznasz bliżej mojego współlokatora.
Kolejny wybór pojawił się w jej głowie. Tak czy nie? Automatycznie odpowiedziałaby to drugie. Jednak brat oczekiwał tego pierwszego. Uśmiechnęła się nieznacznie, potakując głową. Przytulił ją lekko i poszli na ostatni autobus.




   Lefi coraz bardziej się niecierpliwił. Minęły dokładnie dwie doby, a on wciąż nie dostał odpowiedzi od Arkadiusa. Choć zapewne nie czytał porannej gazety, to doskonale uświadamiał sobie, że jakoś go obserwuje. W końcu wiedział o porażkach, którymi Lefi się nie chwalił. Poważnie zaczęły go już denerwować te białe ściany i niewygodne łóżko. Niemal kompletny kontrast między jego domem tam na górze, w Martyli. Jednak najgorsze, to uświadomienie sobie, że nie ma się do kogo odezwać. Od razu przypomniały mu się chwilę, kiedy nie wytrzymał na tych nudnych lekcjach, co rusz, pisząc na liściku coś Klemenie. Ten jej śmiech napawał go do jeszcze większych psot. Uwielbiał komuś sprawiać radość, ale jeszcze bardziej ucierać komuś nosa. Jednak tym razem do nie on był górą. To od Arkadiusa zależał jego dalszy los, który z każdą kolejną chwilą stawał się niepewny. Zdawał sobie sprawę, że prawdopodobnie specjalnie gra mu na nerwach, bo w końcu Lefi nie raz, nie dwa zaszedł mu za skórę. A teraz miał specjalną okazję na odegranie się.
Arkadius chyba specjalnie załatwił mu ten, jak dobrze pamiętał: „zegar”, aby mógł w nieskończoność wgapiać się w mijający czas. Miał go denerwować, kiedy zabierał się do działania. Przypominać, że w końcu musi to zrobić. Natomiast teraz nie mógł wytrzymać głośnego tykania, które zaczynało huczeć mu w głowie. Przecież nie mógł się na nim mścić w nieskończoność. Nie mógł. Obiecał własnej córce. A jej obietnicy złamać nie mógł. Przynajmniej robił sobie taką nadzieję. Przez myśl przeszło mu, że jeżeli Arkadius nie odezwie się jeszcze jeden dzień, to zacznie działać. Tak jakby on na pewno tego nie chciał. Musiał zrobić wszystko, aby nie zostać w tym świecie. Brak magii go ograniczał, a on nie lubił być ograniczony…



Daria kręciła się po kuchni, tłukąc garnkami, skutecznie wybudzając współlokatorów. Niemal na raz otworzyły się drzwi do pokoi Kasjana i Lili. Oboje spojrzeli na siebie, nie bardzo rozumiejąc, dlaczego ich koleżanka wzięła się za gotowanie o siódmej rano. Zwykle przygotowywała sobie coś szybkiego do zjedzenia i znikała na całe dnie, wracając często z burzą emocji. Mimo poranku, miała już na sobie czarne dżinsy z przetarciami i ciemnofioletową, luźną koszulkę. Wciąż milczeli, nie mając odwagi na odezwanie się. Doświadczenie nauczyło ich, że czasem lepiej nie wchodzić współlokatorce w paradę. Zwłaszcza Kasjan przekonał się na własnej skórze. Mieszkali od niedawna, on już zdołał się jej narazić. To że ostatnio zachowywała się nad wyraz spokojnie i nawet Sebastian nie zdołał jej zdenerwować, to jeszcze nie świadczyło o tym, że na zawsze zapanował spokój. Już mieli ostrożnie się wycofać do swoich pokoi, kiedy nagle Darii spadł garnek na podłogę, uderzając w palec u stopy. Od razu zabrała nogę, siadając na krześle. Dopiero wtedy ich zobaczyła.
– Pokaż to – zażądał, podchodząc do niej.
– Nic. Zostaw – fuknęła na niego, kiedy zbliżył się.
– Och, OK. – Podniósł ręce w geście poddania.
Lili spojrzała pytająca na Kasjana, ale ten nie potrafił jej odpowiedzieć w żaden sposób. Daria podniosła wzrok, a ich miny znów stały się neutralne. Niespodziewanie uśmiechnęła się.
– Po prostu staram się być samodzielna – wytłumaczyła.
Kasjan uniósł prawą brew.
– No co tak patrzysz? – zdenerwowała się.
– Dlatego tłuczesz garnkami z rana? Średni mi to dowód samodzielności.
– Och…
Nagle znów stała się niemal czerwona na twarzy, że Kasjan zaczął żałować swojego osądu. Widział te płonące ogniki w jej oczach, które nie sprawiały, że ma pokojowe zamiary. Dochodził do wniosku, że nigdy nie zrozumie swojej współlokatorki. A miał nadzieję, że w końcu spróbuje.
– Wy wszyscy jesteście tacy sami! – fuknęła i niemal tupnęła nogą, kiedy wstała. Stała przez chwilę twarzą w twarz z Kasjanem. Chociaż właściwie nie dosięgała mu do ramienia. Jednak mimo wszystko chłopak miał ochotę się wycofać z tej kłótni – Mówicie, że potrzebujemy was do wszystkiego, a kiedy próbujemy zrobić coś same, to nagle źle albo wyzywacie od feministek! – niemal krzyknęła mu w twarz.
Bez uprzedzenia niemal wybiegła do pokoju, trzaskając drzwiami, aż huknęło.
Kasjan otworzył szeroko oczy i cofnął lekko głowę, spoglądając na zamknięte drzwi pokoju Darii.
– Dzwoń po psychiatrę, Lili – stwierdził bez wątpienia.
Uśmiechnęła się lekko, kręcąc głową, podnosząc garnek.
– Ugotowała coś chociaż? – Zerknął do naczyń, ale nic nie znalazł. –Tyle stukania garnkami na nic? Ona nas wykończy. – Pokręcił głową, odkładając garnek zmartwiony. – Ja przynajmniej się starałem. Miałem chęci…
Lili pokiwała głową z lekkim uśmiechem. Już otworzyła usta, aby zapytać go o coś, ale szybko się zniechęciła. Zrezygnowała z pomysłu dopytywania się o Karolinę.
– Hm? Co chciałaś powiedzieć? – Nie uszło to uwadze Kasjana. W dodatku zaczął niemal przeszywać ją wzrokiem, na co Lili miała ochotę uciec do pokoju.
– Nic, nic ważnego – starała się go zbyć, ale z góry wiedziała, że jej pomysł skończy się fiaskiem. A tak nie chciała mu przypominać.
– Jezu, Lili. – Przewrócił oczyma, kręcąc teatralnie również głową. – Ręce mi opadają od twojej prywatności.
Kiedy to właśnie nie chodziło o jej prywatność. Jednak z opresji uratował ją dzwonek telefonu Kasjana. Lekko uśmiechnął się, gdy spojrzał w telefon, ale szybko przeszła mu radość. Z ociąganiem odebrał.
– Tak? – zaczął i skierował się w stronę pokoju.
Przemyła lekko naczynia. Chociaż jeszcze nie zostały użyte, tak już wylądowały na podłodze. Kierowana doświadczeniem zrobiła to sama, zamiast czekać na współlokatorów. Uśmiechnęła się mimowolnie, kładąc naczynia do szafki. Dokładnie pamiętała, jak się tu wprowadzała. Gdy rodzice sami pchali jej najwięcej kubków, naczyń, argumentując tym, żeby nigdy jej nie zabrakło. Ona protestowała, że przecież umie zmywać i nie będzie zapraszać stu osób. Pod wpływem uporu mamy, zapakowała tylko najpotrzebniejsze rzeczy, które pomógł jej przewieźć Sebastian. Tak właśnie miała zacząć się jej samodzielność. Chociaż nie do końca, bo dalej część czynszu płacili rodzice. To jej brat całkowicie się usamodzielnił. Pracuje, studiuje zaocznie i daje radę. Nawet na tyle, aby jeszcze martwić się o nią. Poczuła, że nie powinna dodawać mu problemów.
– Hej, czy ty mnie jeszcze słuchasz? – Dopiero teraz zauważyła, że Kasjan domaga się jej uwagi.
– Przepraszam, zamyśliłam się – odparła skruszona.
Pokiwał głową i położył telefon na stole. Usiadł na krześle i zaczął bawić się czerwoną, kwadratową podstawką pod kubek. Przekręcał ją niezliczoną ilość razy, a Lili cierpliwie czekała na to aż w końcu coś powie. Nie usiadła obok, nie rozglądała się nigdzie.
Podniósł wzrok na nią. Przegryzł delikatnie wargę.
– Nie znaleźli żadnych śladów, zbyt wiele. Za dużo kurzu, ziemi, tynku. Nie wiedzą kompletnie nic. Co prawda są jakieś odciski palców na dywanie, jego ciele, ale nie mają go w bazie.
Lili odetchnęła z ulgą. Kasjan pewnie też zaczął przestać martwić się o siebie. Mimo że to nie on popełnił zabójstwo, to podejrzenia pewnie skierowano by na niego, gdyby tylko mieli jakieś ślady. Jednak wyraz twarzy współlokatora, wskazywał na to, że w końcu zaczęło dochodzić do niego, co zrobił. A właściwie czego nie zrobił.
– Kasjan, teraz i tak już się czasu nie da odwrócić – odezwała się spokojnie.
– Wiem, Lili – przyznał rację.– Ja naprawdę czasem jestem debilem. – Walnął głową w stół.
W pierwszym momencie poderwała się, myśląc, że mu się coś stało, ale on zaraz podniósł głowę i spojrzał na nią, jakby nigdy nic.
– Może idź do niej? – podpowiedziała delikatnie. – Chyba potrzebuje wsparcia, co?
Wypuścił powietrze. Gapił się przez moment w stół i nagle wstał.
– Masz rację. Jestem durniem, że jeszcze tu siedzę. Martwię się o swoją dupę, a ona pewnie uważa, że jestem cholernym egoistą i nie liczy się dla mnie.
Zmienił tylko buty i założył kurtkę, obwiązując się szalikiem. Rzucił: „pa” i już go nie było.
Powiodła za nim wzrokiem. Musiała przyznać, że kompletnie zdziwiła ją nagła reakcja Kasjana. Ona tak prędko nie podjęłaby decyzji. Zastanowiłaby się z piętnaście razy albo co gorsza, jak to powiedział jej własny brat: użalała się nad sobą.
Właśnie doszło do niej, że sama nie potrafiła nikomu dać wsparcia. Magdzie, która pewnie na to liczyła. Zamiast tego dostała tylko kilka chłodnych słów. Wzięła komórkę w dłoń i wybrała z listy kontaktów koleżankę. Jednak po pięciu sygnałach dalej nikt nie odpowiadał. Wsadziła więc komórkę do kieszeni. Prawdopodobnie siedziała w szpitalu albo spała w najlepsze. Nie umknęły przecież jej cienie pod oczami. Musiała siedzieć przy łóżku matki całe dnie. Nawet nie miała pojęcia, w którym szpitalu leży. Za mało pytań, za mało kontaktów. Za dużo samotności. Ponownie wyjęła telefon. Obracała go w dłoni, aby w końcu zdobyć się na krótką wiadomość.

„Kocham Cię braciszku” 

Wysłała i nie musiała długo czekać na odpowiedź.

„Nawet za to co powiedziałem?” 

Zastanowiła się chwilę.

„Właśnie za to.” 

Przez chwilę nie dostała żadnej odpowiedzi.

„W takim razie mam nadzieję na Twoją obecność w weekend. I nie pozwolę Ci siedzieć w kącie. Zobaczysz jak Twój brat tańczy!” 

Aż zaśmiała się na głos. O ile nigdy nie mogła zaprzeczyć, że Martin potrafił tańczyć, tak jej brat niestety nie umiał. Jednak przy nich nie przejmował się tym, że się z niego śmieją. Za to podobno na imprezach ciężko go wyciągnąć na parkiet. Przynajmniej kiedyś usłyszała od Martina, jak namawiał jej brata, aby wreszcie wyszedł, bo ściany są stabilne i nie trzeba ich podpierać. Jednak tutaj znów nie musiał się martwić o to, że zostanie wyśmiany. Nie miała żadnych wątpliwości, że ma lepsze relacje ze współlokatorami niż ona. Nawet nie chodziło o to, że znał wcześniej Kubę. Widziała jak szybko dogaduję się z Kasjanem. Garnął do ludzi i nie miał przed nimi miliona tajemnic. Poza tym jej brat nigdy nie przepadał za samotnością. Wolał pograć, pobiegać, przejść się na spacer z kimś. Nawet na zakupy zawsze starał się kogoś zabrać. Rzadko kiedy siedział sam. Przeciwnie do niej, nie zamykał się po śmierci kumpla. Próbował spędzać czas z nią, a kiedy odpychała go wszystkimi możliwymi siłami, to wychodził z domu, umawiał się z kimś.
Weszła do swojego pokoju. Rozejrzała się dookoła. Właściwie gdyby nie rozgrzebana kołdra na łóżku i kilka rzeczy na biurku, to tak naprawdę ten pokój nie sprawiał wrażenia, że ktoś tu mieszka. Postanowiła, że nie weźmie wielu rzeczy z własnego pokoju. Większość zostawiła właśnie w swoim starym domu. Jedynie większość ciuchów przywędrowała razem z nią. Wysunęła około trzydziestocentymetrowe pudełko spod biurka. Od razu rzucił jej się w oko gruby zeszyt ze spiralą. Mimowolnie się uśmiechnęła. Jej pamiętnik, który zaczęła pisać, kiedy miała siedem lat, a który skończyła, gdy miała piętnaście. Przestała po śmierci Martina. Wydawało jej się to totalnie głupie. Pisać w jakimś notatniku o swoich uczuciach. Dziecinne. Poza tym doskonale wiedziała, że rodzice ją obserwują. Znając ich, mogli posunąć się nawet do przeglądania jej pamiętnika. Lili dawno temu nakryła Sebastiana, jak podczytywał którąś z notatek. Jednak wyłącznie dlatego, aby się zdenerwowała. W dodatku jeszcze później przypominał jej wypociny przy Martinie. Pamiętała, że zaskoczyła ją reakcja przyjaciela. Pokręcił wtedy głową i powiedział, że to kiepski pomysł czytać czyjeś myśli. Jeżeli ktoś nie chce się z nami nimi dzielić, to znaczy, że na to w jego oczach nie zasłużyliśmy. Lili wtedy odwróciła się do brata, podparła się rękoma i przechyliła lekko głowę, uniosła brwi i przytaknęła. Zauważyła jak Sebastian lekko się uśmiecha, ale zakończył cytować jej słowa. Chyba zrozumiał, że jej siostrze też należy się trochę prywatności. Nawet wtedy Martin jeszcze wymusił przeprosiny na nim, co jeszcze mocniej zaskoczyło Lili. Wręcz zastygła. Może i pozwalał sobie na mnóstwo rzeczy i wykorzystywał lekko to, że rodzice dopieszczają go jako jedyne swoje dziecko, ale w relacjach ludzkich potrafił naprawdę się wykazać. Chociaż nigdy by nie pomyślała, że zostaną przyjaciółmi. Zdecydowanie nie po początkach, których jak się okazało nie do końca pamiętała. Uśmiechnęła się do wspomnień. Należało jej się. W końcu ktoś jej nie pozwalał na wszystko i to właśnie ją denerwowało. Lubiła jak wszystko idzie po jej myśli, a on nie do końca na wszystko się godził, kiedy tylko wybuchała płaczem. Nie to co Sebastian. Nim manipulowała. Zawsze zabierał, ją tam gdzie chciała. Bawił się, kiedy to ona miała ochotę i podbierał słodycze z kuchni, kiedy oboje mieli ochotę. Martin za to nie wszędzie chciał z nią iść. Zwłaszcza, gdy jeszcze się nie polubili.
Otworzyła zeszyt przy końcu. Nigdy nie pisała daty, wolała zapamiętać w jakim wieku wtedy była.

„13 lat, 5 miesięcy i 4 dni. Wiosna

Drogi pamiętniku! 

Ech, nie. To robi się całkiem głupie. Przecież jesteś rzeczą martwą. Nie odczytasz tego… Od dziś się do ciebie nie zwracam. To moje zapiski.
Dzisiaj ten buc totalnie mnie zdenerwował. Już prawie zapominałam, jaki był kiedyś. Chociaż nie. On wciąż cały mnie wkurzał! Sebastian jest najlepszym bratem i przyjacielem, a on nie. Dla niego liczy się tylko on. Co on chce. Kompletnie nie chce iść na kompromis, że z nimi pójdę do lasu, na boisko. W końcu umiem grać w kosza… Ale mój kochany braciszek powiedział mi, że pójdę, ale następnym razem. Nawet mój płacz nie pomógł. Martin tylko nazwał mnie małą beksą. Ale postawiłam na swoim. Pójdę i pokażę mu, że umiem grać! Ciekawe co wtedy powie.”

Zaśmiała się do siebie. Pokręciła głową. Dopiero teraz zastanawiała się, jak oni mogli z nią wytrzymać.

„13 lat, 5 miesięcy i 5 dni. Wiosna

Martin to kompletny idiota! Debil, półgłówek i zdechła świnia!”


„13 lat, 5 miesięcy i 6 dni. Wiosna

Ten idiota pozwolił mi w końcu iść na koszykówkę. Grałam z Sebastianem w składzie, a on sam na nas. Martin jest okropnie wysoki. Chociaż ja mam już metr siedemdziesiąt dwa! Kiedy biegłam z piłką, którą podał mi Seba, ten bezczelny, okropny idiota złapał mnie i przerzucił sobie przez ramię, aby spokojnie podejść do naszego kosza i wrzucić piłkę! Sebastian za to potrafił się tylko śmiać! Jak tylko Martin mnie puścił, rzuciłam się na niego z pięściami, a kiedy to nie pomogło, drasnęłam go w rękę. To go zabolało! Jednak moja pewna mina znikła, gdy tylko na mnie spojrzał. Zawsze się uśmiechał, śmiał, ewentualnie przewracał oczami, kiedy go zirytowałam, ale teraz… Teraz zwiewałam co sił w nogach. Choć miałam przewagę kilku metrów i naprawdę zwinnie manewrowałam wokół drzew, posadzonych koło boiska, to w końcu mnie złapał. Na nic były moje krzyki, piski. A potem wybuch płaczu. Powiedział tylko, że jestem mazgajem i nie umiem wziąć na klatę odpowiedzialności. Przestałam płakać. W końcu nawet jeszcze nic mi nie robił. Tylko trzymał i niósł na boisko. Wołałam brata, aby mu coś powiedział, ale Martin zapobiegawczo krzyknął: „Nawet się nie waż. Twoja siostra nabroiła i poniesie konsekwencje”. Zaoponowałam mówiąc, że to przecież on zaczął. Jednak odparł, że on nie zrobił mi krzywdy. Piszczałam, żeby mnie puścił, że przepraszam i aby nie robił mi nic złego. Zaśmiał się i powiedział, że mogę dziękować Bogu, że nie ma tu jeziora. A potem nawet nie wiem kiedy, siedziałam już na ławce, ale na jego kolanach. Obejmował mnie mocno, przyciskając moje ręce do brzucha. Odwróciłam głowę, patrząc jak się tylko cieszy. Sebastian podszedł do nas, również nie rozumiejąc o co chodzi.
– Ile jeszcze wytrzymasz, czekając na to co z tobą zrobię? – zapytał z bezczelnym uśmiechem.
To dlatego tyle czekał. Wiedział, że nie cierpię czekać.
– Puść mnie – zdecydowałam się na jeszcze jedną próbę.
Wyraźnie go to ucieszyło. Pokręcił głową i siedział tak dalej. W końcu zaczęłam się wyrywać, ale zbyt mocno mnie trzymał.
– Dusisz mnie… – jęknęłam.
Nagle pożałowałam tych słów. Wciąż mocno mnie trzymał, ale wolnymi palcami łaskotał mnie po żebrach. Wybuchnęłam głośnym śmiechem i jeszcze mocniej próbowałam się wyrwać.
– Naucz się wreszcie nie wtryniać nochala w nie swoje sprawy – szepnął mi do ucha, jednocześnie łaskocząc mnie oddechem. – Też potrzebuję spędzić trochę czasu sam na sam z Sebą.
Słyszałam to wszystko, ale nie potrafiłam odpowiedzieć w żaden sposób. Już nawet przestałam się wyrywać, bo nic to nie pomagało, a dodatkowo bolało. Martin wydawał się nie przejmować brakiem odpowiedzi z moich ust. Nie dopytywał czy się namyśliłam. Zwyczajnie wydobywał ze mnie coraz to głośniejszy śmiech. Chciałam się skulić, ale on obejmował mnie tak, że nie miałam żadnej swobody ruchu. Musiałam siedzieć, tak jak mnie usadził. Dopiero kiedy zaczęłam kasłać, przestał. Poklepał mnie po plecach, ale ja tylko krzyknęłam na niego, że jest totalnym idiotą i pobiegłam do domu. Cieszyłam się że znowu nie zaczął mnie gonić, bo gdy tylko zeszłam im z oczu, przystanęłam aby odpocząć. Od tego śmiechu zaczął mnie już boleć brzuch. Gdy weszłam do pokoju, powiedziałam tylko mamie, że ma nie wpuszczać tego idioty Martina i zabrałam klucz do pokoju. Widząc zaskoczoną mamę, powiedziałam tylko, że ją wpuszczę, tylko nie jego. Nadal nie wyjaśniało jej to wiele, ale ja już popędziłam do pokoju. Po kilku godzinach, usłyszałam jego głos i Sebastiana. Potem zapukał, nacisnął na klamkę, ale nie odpowiedziałam nic.
– Mała, nie obrażaj się.
– Nie jestem mała! – wykrzyczałam.
Zaśmiał się.
– Jesteś mała rozumkiem – odpowiedział ze śmiechem.
Niemal chciałam otworzyć drzwi, ale w ostatniej chwili się opanowałam.
– Nic ci nie zrobiłem. Po prostu zrozum, że nie będziesz wszystkiego z nami robiła. A na mnie nie działa twój płacz, bo jest wymuszony. Masz 13 lat i najwyższy czas przestać zachowywać się jak mały bachor.
Wykrzyczałam, że jest totalnym idiotą i puściłam na głos muzykę. W końcu odpuścił. Jednak domyślałam się, że poszedł do Sebastiana. Już więcej nie odezwę się do niego”.

Mimo, że minęło tyle lat, to wciąż umiała dokładnie odtworzyć sobie tę sytuację. Pokręciła głową. Ile on miał dla niej sił.
Nagle odezwała się jej komórka. Na wyświetlaczu pokazał się numer Magdy. Odebrała od razu.
– Cześć. Przepraszam, spałam.
„Czyli pewnie odsypiała – pomyślała Lili”.
– Jasne, nie ma sprawy. Jak się czujesz?
– Chyba tak jak wyglądam – odpowiedziała z lekkim śmiechem. – Mama widząc moje podkrążone oczy, obiecała że dostosuje się do tych wszystkich zaleceń.
– Czyli podjęła mądrą decyzję.
– Wiesz, boję się, że mówi tak tylko teraz, a potem zbagatelizuje problem.
– Przypomnij jej, że właśnie na tyle bagatelizowała swoje zdrowie, że wylądowała w szpitalu i to już nie jest zwykłe nic. Poza tym musi dla was żyć.
– Tata cały czas już jej to powtarza. Chyba po prostu musimy jej przypilnować.
– Trzymam kciuki. Dacie radę.
– Mam nadzieję – odparła ciszej.
– Jeżeli będziesz potrzebowała pomocy, to powiedz – zaoferowała Lili pod wpływem impulsu.
– Dzięki za ostatnią opiekę nad Olafem.
– Podobno jesteś dla niego okrutna. Skarżył się, że nie może z tobą wygrać, jak się z nim droczysz – zaśmiała się.
– To mały łobuz – usłyszała wesoły głos w słuchawce. – Po prostu kocham go i szczególnie teraz nie chcę, aby i on się tyle przejmował.
– W razie czego, chętnie się nim zaopiekuję. No i mam wolne ramię, gdybyś chciała się wygadać, wypłakać.
– Dzięki, jak już stracę nerwy, to pewnie z tego skorzystam. Trudno być ciągle silnym.
– Nie warto. Jeżeli masz ludzi, którzy cię wesprą, to skorzystaj z tego. Nie rób moich błędów.
– Heh w porządku. Dziękuję. W końcu jesteś najlepsza na roku.
– Tylko z fizyki.
„Z życia niestety nie – pomyślała”.
– Będę musiała nadrobić zajęcia.
– Dasz radę. Pomogę ci. Notatki przecież też mam. W końcu jestem najlepsza na roku – powtórzyła jej słowa, a Magda zaśmiała się. – Razem nie zginiemy.
– Podoba mi się twoje myślenie – orzekła koleżanka. – W takim razie będę się odzywać. A teraz wybacz, ale ta mała menda nie daje mi żyć i chce się bawić.
– Jasne, trzymaj się – pożegnała się i położyła telefon na biurku.
Spojrzała jeszcze raz do pudełka i postanowiła w końcu rozpakować swoje osobiste rzeczy.
--------------------------------------
Hej, sporo mnie tu nie było. Chociaż jak na mnie to całkiem normalnie ;D. Mam w końcu zamiar przystosować się do mojego grafiku życiowego i jakoś to wszystko ogarnąć. Miło by było gdyby się udało.

Hm... bez komentarza ;P