Siedział
na łóżku ze skrzyżowanymi nogami, patrząc się w notatki. Zawzięcie próbował je
czytać i wkuć do głowy, ale one nieznośnie wiedziały o tym, że mogą w każdej
chwili umknąć niezauważone. Potem znowu zostaną wpuszczone do głowy i ponownie
będą mogły znaleźć z niej wyjście. Powodem, dla którego stało się to tak łatwe,
był kalendarz, który absorbował całą uwagę Sebastiana. 24 listopada zbliżał się
nieubłaganie, a on tak bardzo przeklinał ten dzień. Właściwie to również kilka
przed nim i dużo, dużo po. Wiedział, że już nic nigdy tego nie zmieni, ale
chciałby, aby kiedyś przyszło mu obejść ten dzień nieco łatwiej niż w ostatnich
latach. Spojrzał jeszcze raz na zeszyt, ale w końcu zamknął go i odłożył na
biurko. Za bardzo siebie znał, aby wiedzieć, że nauka na nic się teraz nie zda.
Oparł
się o ścianę i zamknął oczy. Jednak po chwili otworzył je i zaczął zastanawiać
się, co powinien zrobić. Prychnął. Nie mógł sobie uświadomić, jak ten chłopak
mógł zrobić takie wrażenie na jego małej siostrze, która przecież go nie
znosiła. Między nimi były dwa lata różnicy. Dla innych mało, a dla jednych
dużo. Nie chodziło jednak o wiek, a o osobę. W końcu Sebastian nigdy nie miał
problemów z dogadywaniem się z Lili. Już od małego bardzo się polubili. Ona
zawsze chwaliła się innym, jakiego opiekuńczego ma brata, jak lubi się z nim bawić
i jak bardzo go kocha. Kiedyś nie wstydziła się mówić o swoich uczuciach.
Trochę żałował, że tak wszystko się pokręciło. Nie obwiniał, jak inni,
starszego wieku, bo nie o to chodziło. Śmierć Martina wydarzyła się nagle.
Odszedł bez pożegnania i zostawił ich wszystkich na pastwę losu z tak wielkim
bólem po jego stracie. Gdyby wiedział, że tak się skończy ten wyjazd na
imprezę, nigdy by go na nią nie puścił. Ale o takich rzeczach nigdy nie wiemy.
Sebastian nawet nie wiedział, że Martin w końcu się na nią wybierze. Nie miał
prawka, a rodzice wcześniej dali mu szlaban. Jednak nieodpowiedzialnie
zostawili go samego w domu, sami wybierając się na jakieś urodziny ciotki.
Przyjaciel miał już styczność z samochodem, ale Sebastian nie powiedziałby, aby
to był dobry dowód na to, że umie się nim poruszać. Zwłaszcza nie w ciemną noc,
a listopad nie należał do miesięcy, gdzie słońce zachodziło późno. Zawsze
chodzili na imprezy razem. Dziewczyna, która ją organizowała miała dobry
kontakt z Gabi. Ta z kolei wpadła w oko Martinowi, chociaż nie chciał
powiedzieć tego otwarcie. Jednak spojrzenia, którymi ją obdarowywał, mówiły
jednoznacznie, że przyciągała jego uwagę. Zobaczył ją na poprzedniej imprezie,
a doskonale wiedział, że Pola to jej dobra przyjaciółka, więc na pewno nie
zabraknie dziewczyny. Jak dobrze pamiętał, Gabi miała długie,
ciemnobrązowe, gęste włosy, które pewnie przyciągnęły Martina. Nie przypominał
sobie, aby sięgała więcej niż 165cm. Jednak nie wiedział tego dokładnie. Miała
szerokie biodra, ale wąską talie. Pamiętał, że na jednej z imprez prawie cały
czas szalała na parkiecie. Nie szczędziła też alkoholu. Sebastian czuł w niej
coś, co trzymało go na dystans od niej. Martin jednak ten dystans chciał
skrócić. Wpadli kiedyś dzięki zaproszeniu kolegi z klasy Gabi – Maksa. Razem
grali w koszykówkę na boisku po lekcjach. Oboje polubili chłopaka, ale ich
znajomość w większości ograniczała się właśnie tylko do meczów. Dopiero po
jakimś czasie zaczęli spędzać ze sobą więcej czasu i zaczęły się też wspólne
imprezy, a właściwie tylko ta jedna. Na kolejną Sebastian się rozchorował i
Martin nawet nie miał serca, aby go ciągnąć. Nie wiedział, czy powinien iść sam
czy też zostać z chorym przyjacielem. Jednak rodzice postawili sprawę jasno –
zostanie w domu. A on zamiast do Sebka, pojechał na imprezę. Szatyn czuł się
trochę winny, w końcu sam go namawiał. Odradzał mu siedzenie przy nim, bo kiedy
był chory, prawie cały czas spał. Jednocześnie bał się o przyjaciela, że
wpadnie w złe towarzystwo. A jak mieli wpadać, to tylko razem…
– Hej, sorki że
przeszkadzam, ale – zatrzymał się w połowie zdania i przyjrzał koledze. –
Wszystko OK.?
– Taa – odezwał się
Sebastian, nie chcąc się rozwodzić nad problemami.
– Co się stało? – zagaił
Kubę. – Nie będzie mnie dzisiaj wieczorem – poinformował. – Masz ochotę na
piwko? – zapytał. – Zostało mi po jednym, a głupio pić samemu.
Sebastian uśmiechnął się lekko. Dobrze to znał. Nigdy nie zostawiali siebie
nawzajem z Martinem. Kiedy jedno piło – drugie musiało dla towarzystwa. Picie
samemu jakoś przygnębiało.
Ulubiony
dźwięk otwieranego piwa ukoił trochę nerwy Sebastiana. Właściwie pierwszy łyk.
Obecność Kuby także podziałała na jego lepszy nastrój. Poznali się bardziej,
kiedy zaczęli wynajmować mieszkanie, ale już wcześniej Sebastian lubił z nim
spędzać czas, nie mieszkał z kimś przypadkowym. Cieszył się, że to właśnie Kuba
szuka mieszkania do wynajęcia. Na początku myślał nad tym, aby
wyprowadzić się razem z Lili i to właśnie z nią zamieszać. Jednak po głębszym
zastanowieniu stwierdził, że to byłby błąd. Kocha ją, a nadopiekuńczość w
niczym by jej nie pomogła. Widział jak wrogo zareagowała na to, kiedy po raz
kolejny przyjechał. Za bardzo się o nią martwił, a ona bez problemu to
zauważyła. Chciałby ustrzec ją przed każdym napotkanym złem, ale wie, że nie
jest w stanie. Jak dziecko nie upadając kilka razy – nie nauczy się jeździć na
rowerze, tak i on powinien pozwolić jej robić coś samej. Chociażby zamieszkać z
kimś innym i żyć na własną rękę. Potrzebował tylko wiedzieć, czy wszystko u
niej w porządku. Nie chciałby, aby się przed nim ukrywała ani dusiła w sobie
wszystkich emocji. Dobrze wiedział, jak ważne jest, aby w sobie tego nie dusić.
Miał wielką nadzieję, że wszystko jakoś ruszy do przodu, zwłaszcza po ostatnich
wydarzeniach. Nie chciał tego przyznać, ale kiedy ją ostatnio widział, łza
radości zakręciła mu się w oku. Miał wrażenie, jakby odzyskiwał siostrę. Może
nie powinien tak się przejmować? Chciał zobaczyć, jak w końcu bez łez powie coś
o Martinie. Jak nie zamknie się w sobie po kolejnym wspomnieniu. Pragnął, aby
czuła w nim wsparcie i nie wahała się poprosić o pomoc albo wypłakać się na
jego ramieniu.
– Stary, nie będę dociekał,
ale coś ty taki przygnębiony? – zaczął Kuba, po dłuższej chwili wahania, czy
aby na pewno powinien się odezwać. – Wybacz, że tak prosto z mostu, ale martwię
się trochę – dodał. – Nie wyglądasz za dobrze. – Zmierzył go wzrokiem.
Sebastian miał ochotę parsknąć śmiechem po ostatnich słowach kumpla. Nie
wiedział, czy Kuba naprawdę tak przejął się jego stanem zdrowia, ale zrobił to
w zabawny sposób. A może to on nie potrafił go sobie wyobrazić poważnego?
– Dzięki za komplement –
powiedział krótko. Zawahał się na moment, ale w końcu otworzył usta.
– Nie chcesz to nie mów,
ale jak chcesz to powiedz – rzucił pospiesznie.
– Pamiętasz, jak mówiłem ci
kiedyś o moim kumplu, co zmarł? Niedługo jest jego 6 rocznica śmierci.
Widział, jak
Kuba otworzył usta, ale po chwili je zamknął, nie wypuszczając z nich żadnego
słowa. Sebastian domyślił się, że nie wie, co powiedzieć. Rozumiał takie
chwile. W smutnych chwilach wolał, aby ktoś przy nim był, niż mówił. Czyjaś
obecność znaczyła więcej niż jakieś słowa.
– Może pójdę z tobą na cmentarz?
Nie znałem go, ale może będzie ci lepiej? – zapytał cicho Kuba. – Chociaż może
się wygłupiam. Przecież pewnie chciałbyś pobyć przy nim sam.
Sebastian zastanowił się przez chwilę. Zawsze chodził z Lili. Tylko kilka razy
poszedł na jego grób sam. Zarazem miał ochotę go przekląć, a z drugiej strony
chciałby mieć możliwość z nim pogadać. Kiedy był z siostrą, skupiał się na
weselszych wspomnieniach, chcąc wywołać na jej ustach uśmiech. Sam nie mógł
zapomnieć o wygłupach, o akcjach, które wywołały w nim adrenalinę albo chciał
zwyczajnie go walnąć w łeb. Jednak wszystko to składało się na to, że był
przyjacielem. Choć bywały złe chwile, to nie zostawiali się nawzajem. Jasne,
czasem chcieli dać sobie po ryju, ale tylko dla tego, aby któryś z nich się opamiętał.
Zwykle, kiedy bywał tam sam, zastanawiał się na tym, czy gdyby teraz umarł, to
mógłby powiedzieć, że skorzystał z życia? Chciał jeszcze wiele zrobić i wiele
miejsc odwiedzić. Nie miał ochoty zostawiać tego wszystkiego tutaj, a zwłaszcza
siostry i rodziców. Nie miał pojęcia, czy Martin mógłby powiedzieć, że w pełni
skorzystał, ale on już nie miał wyboru. Czasem zastanawiał się, jak to jest, że
ludzie nie naprzykrzając się życiu, umierają. Przez durne choroby, których
objawów czasem nie można zobaczyć. Najgorzej, gdy dotykało młodych osób, które
jeszcze nie miały okazji poznać życia i nacieszyć się jego smakami. Przeklinał
w duchu, że Martin naprzykrzył się śmierci.
– Nie, spoko. Jednak chyba
chciałbym iść z siostrą. Ale, dzięki że pytasz.
– Jasne, rozumiem.
– To cholernie głupie –
umierać.
– Ktoś, kto to wymyślił
chyba musiał mieć czarne poczucie humoru – skomentował Kuba.
Sebastian w duchu przyznał mu rację. W dodatku jego przyjaciel sam wpadł w jej
sidła, wcześniej igrając z nią. A ona nie miała dobrego humoru.
– Dzięki. Chyba brakowało
mi tego, aby z kimś od tak pogadać – odezwał się Sebastian z wdzięcznością.
Pomyślał sobie, że chciałby, aby jego siostra także nie kryła się ze swoimi
uczuciami i nie wahała się powiedzieć komuś o tym, co ją przygnębia. Nie miał
pewności, jakie kontakty ma z Magdą, ale był prawie pewien, że Lili nigdy nie
powiedziała jej o Martinie.
Arkadius
siedział na wielkim, miękkim krześle, zadowolony, że jego plan już wkrótce
zostanie ukończony. Wcześniej miał wiele wątpliwości czy powinien wysyłać do
niego, tego głupka Lefiego. Nie mógł mu jednak odmówić sprytu, który bardzo
pomógłby w tej sprawie. Obawiał się, że jednak chłopak zacznie węszyć,
sprzeciwi się, czy też odgadnie jego zagadkę i będzie chciał go ubiec, ale nie.
Zostało mu tylko muzeum. Nie wiedział, czy powinien być z niego dumny, czy też
sobie pogratulować, że potrafił pokierować kimś, aby wykonał zadanie,
wyręczając go.
Spojrzał na
kartkę, na której zaświeciły się na czerwono pozostałe pozycje z jego listy.
Musiał mieć chociaż po jednym zniszczonym egzemplarzu, aby móc zniszczyć je
wszystkie. A może powinien pozmieniać w nich istotne rzeczy, aby nikt nie miał
prawa odkryć jego tajemnicy? W dodatku nie wprowadziłby większego zamieszania. Musiał
nad tym pomyśleć i znaleźć odpowiednie zaklęcie. Jednak zniszczenie kilku
eksponatów w muzeum to konieczność.
Wstał na
chwilę, aby jego wzrok mógł odpocząć od liter. Tak bardzo pochłaniała go wiedza
z książki, że nie zważał na to, że powinien odpocząć i nie męczyć oczu.
Podszedł od okna i zobaczył jak na wielkim dziedzińcu bawią się roześmiane
dzieci. Nienaturalna zieleń na trawie przykuwała wzrok. Mógł obserwować, jak
najmłodsi uczą się latać, a ci starsi chwalą się przeróżnymi zrobionymi figurami
w locie. Większość twierdziła, że najlepsza moc, to móc szybować nad podłogą,
niezależnie od naszej miotły czy statku powietrznego. Arkadiusa jednak nie do
końca to przekonywało. Wiedział, że może być coś lepszego.
Ponownie
otworzył swoją księgę i znalazł miejsce, gdzie ostatnio skończył. Z każdym
kolejnym słowem, coraz bardziej go ciekawiła. Wierzył, że to naprawdę może
zadziałać, a on to osiągnie. Już powoli zbierał wszystkie składniki, aby tego
dokonać. Marzył jednak, aby być jedynym, który to osiągnie, dlatego kazał
spalić wszystkie informacje, które mogą się z tym wiązać. Zastanawiał się czy
po powrocie Lefiego, jeszcze raz wysłużyć się nim, aby zdobyć najpotrzebniejsze
i najtrudniejsze do zdobycia składniki? Nie miał pojęcia czy może go wziąć to tak
odpowiedzialnego zadania. Jednak tym sposobem nie będzie ryzykował swojego
życia, a ten chłopak może sprytnie je zdobyć. W przeciwnym razie utraci życie,
a Arkadius nie będzie go żałował.
– Zrobi wszystko, aby nie
umrzeć… naiwny dzieciak. – Zaśmiał się głośno.
Klemena
przechodząc obok komnaty ojca, przystanęła na chwilę pod uchylonymi drzwiami.
Zaniepokoił jej szaleńczy śmiech ojca. Domyślała się, to Lefiego ma na myśli.
Nie wiedziała jednak, co nowego może dla niego szykować. Jej ojciec nie krył
nienawiści do chłopaka. W końcu Lefi sam mu dokuczał. Klemena uważała, że
niektóre jego żarty naprawdę wywołały u niej sporo śmiechu i czasem wręcz
cieszyła się, że ktoś potrafi utrzeć nosa jej ojcu. Zachowywał się czasem,
jakby był nieomylny. Zapominał jednak, że również popełniał błędy. Zawsze
wszystkim wychwalał swą córkę i czasem Klemena miała już tego dość. Nie
cierpiała faworyzowania, a doskonale widziała, jak ojciec to robi. Cieszyła
się, że jednak udało jej się wykorzystać to, że nie miał jej zdania gdzieś.
Polubiła Lefiego i postarała się, aby ojciec dał mu jeszcze jedną szansę.
Jednak nie była pewna, czy da mu możliwą szansę na przetrwanie i wyjście z tego
cało. Musiała tego dopilnować.
Jeszcze jedna
sprawa nie dawała jej spokoju… Ojciec, jak dotąd nie powiedział jej, co takiego
odkrył Lefi, a jemu bezwzględnie zakazał o tym mówić. W Klemenie budziło to
ciekawość, a z drugiej strony niepokój. Skoro ojciec coś ukrywa, to znaczy, aby
nie chciał, aby ktoś o tym wiedział. A to oznaczało tylko, to że knuje coś
złego. Przynajmniej Klemena wiedziała, że z tego wszystkiego będą jakieś
kłopoty. Inaczej już dawno powiedziałby jej o tym. Zajrzała jeszcze na moment
przez szparę w drzwiach i zobaczyła, jak całą uwagę Arkadiusa absorbuje wielka
księga. Przypomniała sobie, że wciąż chodzi z jakąś wielką księgą i nigdy nie
zostawia jej samej. Nie miała pojęcia, czy to właśnie w niej znajduje się coś,
co chce ukryć, ale chciała dowiedzieć, co też w niej jest.
Odeszła
w stronę swojej komnaty. Zastanawiała się jeszcze przez chwilę, czy jej ojciec
w tym wszystkim nie traci ostrożności, że zostawił otwarte drzwi. Przeczucie
podpowiadało jej, że to właśnie ta wielka księga skrywa tajemnicę jej ojca.
Lili nie
doczekała się Kasjana wieczorem, ani rano. Nie czuła też obowiązku, aby do
niego zadzwonić. Miała tylko nadzieję, że Kasjan nie miał racji i żaden
morderca nie chciał pozbyć się świadków. Pokręciła głową. „To jakaś paranoja –
pomyślała”. Temu człowiekowi na pewno coś się stało, a oni pozwolili zwyczajnie
mu tam leżeć. Mogła bardziej namawiać go na pójście na policję – wyrzucała
sobie. Gdyby powiedział jej od razu, może dałoby się jeszcze uratować tego
mężczyznę. Wytykał jej strach, a sam boi się bardziej niż ona.
Nawet
nie zauważyła, jak tuż obok niej, przysiadła się Magda. Lili od razu zauważyła
jej podkrążone oczy i domyślała się, że to miało coś wspólnego z tym o czym
mówiła jej przez telefon. Wpatrywała się w nią krótko, ale nie wiedziała, jak
zacząć rozmowę. Wyręczył ją wykładowca, który właśnie wszedł na salę i zaczął
wczuwać się w swój temat. Lili lubiła go słuchać, ale teraz nie potrafiła się
skupić na jego słowach, bo zastanawiała ją sprawa Magdy. Czuła, że musi zapytać
o co chodzi. Wahała się, czy to nie jest wkraczanie w jej prywatność. Najwyżej
nie odpowie – stwierdziła w końcu po dłuższym zastanowieniu. Musiała tylko
poczekać do końca wykładów.
Siedziały na korytarzu, jak zwykle przy jednym ze stolików. Tym razem, jednak
Magda nie odezwała się ani słowem, a to zazwyczaj ona prowadziła rozmowę,
dlatego nastała cisza. Dla Lili była niezręczna. Kłóciła się z myślami i
odwagą, czy powinna zapytać. W końcu chciała wiedzieć, co się stało. Nawet
przez myśl jej nie przeszło, że tak jak doradzał Kasjan, oszukałaby ją i
wcisnęła jakiś kit. Przecież sama proponowała spotkanie. A może tylko z
grzeczności? Może liczyła na to, że znów odmówi? Nie.
– Magda… – zaczęła cicho
Lili.
Dziewczyna
podniosła wzrok i na korzyść Lili, wiedziała, co ma powiedzieć.
– Mama ma raka.
Lili zastygła.
Nie wiedziała kompletnie, co ma powiedzieć. W dodatku miała to na względzie, że
żadne słowa: „będzie dobrze” wcale nic nie dadzą i nie pocieszą.
– To znaczy ma dzisiaj
operację i jest duża szansa, że całkowicie mogą go usunąć. Będzie musiała
tylko, co jakiś czas chodzić, aby kontrolować to, czy nie ma przerzutów –
dopełniła, a Lili zrobiło się trochę lżej na sercu. – Może to głupie, ale
stanęła mi przed oczami, jakby umarła. Zawsze miałam z nią dobre kontakty i
uważam za naprawdę kogoś bliskiego. Chyba pękło by mi serce. – Znowu schyliła
wzrok na blat stołu.
Lili chciała
powiedzieć: „Jak dobrze to znam”, ale żadne słowa nie padły z jej ust. Nigdy
nie zastanawiała się nad czyjąś śmiercią. A ta nagle dotknęła kogoś jej
bliskiego. Wcale nie sądziła, że można się do tego przygotować. Zwłaszcza,
kiedy to ktoś jej bliski musiał się pożegnać z życiem.
– Bądź przy niej – odezwała
się nagle, a Magda podniosła na nią wzrok. Lili zawstydziła się trochę, ale
mówiła dalej. – Śpiąca, po operacji, przed czy nawet w trakcie choroby,
potrzebuje cię. Bądź dla niej wsparciem.
– Dziękuję, postaram się
być. – Uśmiechnęła się lekko w podziękowaniu.
Pamiętała, jak
leżała przy łóżku Martina, jak mówiła do niego. Wiedziała, że istnieje szansa,
że ją słyszy, że może się rozbudzi. Jednak żadne z tych nie nastąpiło, a ona i
tak jeszcze przy nim była. Słyszała, jak kazali ją zabrać, jak namawiali do
tego Sebastiana. On jednak nie miał serca zabierać siostry od przyjaciela.
Pozwolił jej zostać tyle ile chciała. Nie wiedział czy dobrze robi. Za to
czułby się podle, kiedy oderwałby ją od niego. Starał się być przy niej,
jeszcze częściej niż zazwyczaj. Ale ona oddalała się od niego, chcąc coraz
więcej czasu spędzać sama. Wiedział, że zrobił błąd, że jej na to pozwolił.
Totalnie się w sobie zamknęła i straciła z nim kontakt. Czasem myślał, że może
się targnąć na własne życie, ale łudził się, że jego siostra jest mądrą osobą i
nie zrobi tego. Próbował jej pilnować, ale zdawał sobie sprawę, że gdy będzie
chciała to i tak to zrobi. Lili na szczęście nigdy tego nie zrobiła. Jednak nie
wykluczała myśli o tym. One same nachodziły ją znienacka. Brakło jej w życiu
sensu, aby żyć. Żeby wstać rano i coś zjeść. Nie mówiąc już o rozmawianiu czy
pójściu gdzieś. Stała się osamotniona i przez długi czas myślała o
przyjacielu, wspominała go i płakała po nim. W końcu odkryła, że gdy czyta, to
nie myśli o tym. Nadrobiła swój upadek w szkole, kiedy nazbierało się sporo
nieobecności i gorszych ocen. Zastąpiła je jeszcze lepszymi niż zwykle. Kosztem
całego swojego wolnego czasu. Chłonęła każdą książkę z każdego przedmiotu.
Dzięki temu zapewniła sobie dobre studia, ale za to nie zauważyła, jak traciła
siebie i zaprzepaściła kontakt z innymi ludźmi. Wciąż nie mogła sobie wytłumaczyć,
jak to się stało, że Magda była aż tak uparta, aby nie poddawać się, kiedy Lili
zdawkowo odpowiadała na zadane jej pytania. Teraz jednak dziękowała jej.
Poczuła ulgę, że może się do kogoś odezwać, a ktoś tolerował to, że tak mało
mówiła. Potrzebowała czasem z kimś pogadać, nawet jeżeli jest się samotnikiem.
Zwłaszcza, kiedy spędza się w jakimś miejscu pół swojego dnia.
Uśmiechnęła
się lekko do Magdy, chcąc dodać jej otuchy. Wierzyła w to, że lekarze usuną
raka, a mama Magdy będzie mogła cieszyć się życiem. Nie życzyła nikomu,
aby ktoś musiał borykać się ze śmiercią bliskiej osoby.
– Może spotkamy się w
następną sobotę? – zapytała Magda, wyjmując telefon. Pogrzebała chwilę, aby
znaleźć w nim kalendarz. – 24 listopada.
Lili już
chciała odpowiedzieć, że tak, ale nagle zastygła. Nie umknęło to uwadze jej
koleżanki.
– Coś nie tak? Możemy
spotkać się w kolejną – zaproponowała dziewczyna.
Płoniemczyk
spojrzała na stół, aby nie musieć patrzeć w oczy koleżanki. Kiedy miała
wrażenie, że jakoś się z tym oswoiła, że obiecała Sebastianowi, że już nie
będzie płakać, tak kilka łez uroniło się z jej oczu. Chciała odpowiedzieć
Magdzie, że po prostu nie może, że w następną sobotę, ale nie potrafiła wydobyć
z siebie opanowanego głosu. Nie chciała, aby Magda zobaczyła, że płacze.
Ostatnie czego teraz pragnęła to rozpłakać się. Zawsze, kiedy próbowała
powiedzieć o nim komuś, nie potrafiła. Łzy dusiły jej głos, a ona wstydziła się
płakać. Zwłaszcza, kiedy ktoś na nią patrzył. Nagle poczuła, czyjąś dłoń, która
obejmuje jej rękę.
– Hej, pójdziemy gdzieś?
Dzisiaj i tak już został tylko jeden wykład. Wykład, do którego mamy dostęp w
necie.
Lili
dziękowała w duchu Magdzie, że nie zapytała: „Co się stało?”. Po takim pytaniu
zawsze zaczynała jeszcze bardziej płakać. Nie czuła, że chce opowiedzieć komuś
o przyjacielu, ale wiedziała, że nie chce tu siedzieć. Najchętniej chciałaby
się teraz znaleźć w domu lub w jakimś miejscu, w którym nikt nie widziałby, że
płacze. Wstała, a Magda poszła za nią. Poradziła jej jeszcze, aby weszła do
łazienki i potem wyszły z uczelni. Dochodziła trzynasta, a to wyjaśniało brak
ludzi na ulicy. Większość znajdowała się w szkole albo w pracy. Godzina zagrała
na korzyść Lili. Magda nie pytała, gdzie pójdą, sama poprowadziła ją, a Lili było
to na rękę. Nawet nie zauważyła, kiedy znalazły się w parku i Magda kupiła dla
nich po kawie. Podała Lili, a ta napiła się, czując że potrzebowała się czegoś
napić. Dziewczyna nie poganiała jej, przyglądała się tylko koleżance, mając
nadzieję, że dowie się o co chodzi. Zareagowała tak nagle i Magda zastanawiała
się czy może powiedziała coś nie tak. W końcu jeszcze przed chwilą to ona
pocieszała ją. Pogładziła ręką plecy Lili. Jedynie ten gest przyszedł jej do
głowy, kiedy nie wiedziała, co powinna powiedzieć. Kiedy nie znała sytuacji.
Lili poczuła się trochę lepiej. Przytulanie sprawiało, że rozklejała się coraz
bardziej, a to dodało jej otuchy i pozwoliło przemóc się z łzami. Trochę, jakby
wziąć się w garść.
– Przydała mi się ta kawa.
Od rana chodziłam jak zombie. – Przerwała ciszę Magda. Poczuła, że wytworzył
się napięcie na oczekiwanie, aż w końcu Lili coś powie. A Magda nie chciała jej
zmuszać do tego.
Lili
spojrzała na nią, a Magda uśmiechnęła się lekko. Płoniemczyk poczuła się lepiej
i sama zapragnęła odwdzięczyć się uśmiechem. Nie potrafiła jednak wydobyć z
siebie tych słów, tej historii o Martinie. Nie chciała po raz kolejny znów się
rozpłakać.
– Dziękuję. – Uśmiechnęła
się. – Chyba tego potrzebowałam – stwierdziła po chwili, rozglądając się po
małym parku, który zapełniony był wieloma drzewami, z którym już co najmniej
połowa zgubiła liście. Jednak kolorowy dywan zastąpił jej całą zieleń, w którą
wcześniej przyodziały drzewa.
---------------------------
Witam ponownie. Na razie
dotrzymuje swojego postanowienia o dodawaniu rozdziałów, co miesiąc, także jest
dobrze. Przynajmniej mam taką nadzieję. Obecnie sobie choruję na przeziębienie,
choć już chyba jutro będę zdrowa po tym prawie tygodniu choroby. Jednak ma to
swoje plusy, bo wtedy mam wenę i ogólnie mam trochę więcej ochoty na rzeczy, na
które zwykle nie mam. Wszyscy się dziwią, ale nudzi mnie oglądanie filmów,
chyba że mam ochotę jakiś obejrzeć, a przeziębienie jest dobrą na to porą. „Poranek
kojota” - czas doliczyć do obejrzanych klasyków. W końcu musiałam obejrzeć film
z tak fajnym i smacznym cytatem: „Zawsze chętnie opierdolę coś na ciepło”.
Lubię wypełniać ankiety,
dlatego jako że blogspot proponuję, tak i co rozdział postaram się umieszczać
nową. Jako, że rozdział dodaje, co miesiąc, dlatego zwykle większość, jako że
mam nieliczne, ale za to cenne grono czytelników, więc pewnie wszyscy zdążą się
wypowiedzieć na czas.
PS Wróciłam do zabawy htmlem, także jeżeli kogoś razi przesuwany napis, to go usunę, ale musiałam coś dodać z mojej nauki, wybaczcie :)
Mnie nie drażni mnie ten napis:D W sumie ciekawy pomysł, sama muszę kiedyś spróbować.
OdpowiedzUsuńCo do notki, to mega mi się podobało, że tym razem dałaś nam perspektywę Sebastiana. To fajna sprawa, móc spojrzeć z innej strony na bohatera, poznać go i tak dalej. Do tej pory wiedzieliśmy co na temat tej śmierci sądzi Lili, a teraz też to, co czuje Sebastian. Widać, że on również mocno to przeżył i nawet czas nie zagoił ran. Martin musiał być dla nich naprawdę ważny skoro po sześciu latach oboje jeszcze tak cierpią. Zaczynam się zastanawiać czy Lili naprawdę widziała w nim tylko przyjaciela. Łączyła ich bardzo silna więź i nie zdziwiłabym się jakby to trochę wykraczało poza sferę przyjaźni. Ale znając ciebie, pewnie nie:D Najgorsze jest to, że nawet jak człowiek zrobi coś głupiego i na własne życzenie wpakuje się w tarapaty to i tak potem z tego powodu cierpią najbliżsi. No bo on co... Wsiadł do samochodu, zabił się i ma spokój. A Lili nadal za nim płacze. Przekichane... I smutne, ale co poradzić. Z emocjami nie da się wygrać, z tęsknotą również. Mam tylko nadzieję, że uda jej się odzyskać równowagę.
Żal mi również Magdy. No bo dziewczyna ma teraz nie lada problem. A z drugiej strony podziwiam ją.Bo mając wielki problem, potrafiła jeszcze pocieszać Lili. I trochę mam żal do tej drugiej, że dopuściła do takiej sytuacji. Zal żalem, tęsknota tęsknotą, ale powinna trochę przywyknąć do tego, że Martina nie ma i przestać reagować w taki sposób. Tym bardziej teraz kiedy to Magda potrzebuje pocieszania, a nie ona. Trochę to było... egoistyczne. Ale to tylko moje zdanie.
A co do Klemeny, to zaciekawił mnie ten wątek. Ciekawa jestem, co ona wymyśli i co zrobi. Będzie chciała jakoś pomóc Lefiemu? Czy po prostu zacznie takie jakby śledztwo na własną rękę? Mogłaby odkryć jakoś przed nami o co w tym wszystkim chodzi i na to licze;D
Pozdrawiam! ;*
Za dobrze mnie znasz ;D. Nie, nie wykracza :). Przyjaciela nigdy się nie zapomina. Sebastian umie z tym żyć, ale gorzej z Lili.Dlatego nawet jak ktoś chce popełnić samobójstwo, powinien wiedzieć, że żyje dla kogoś, ktoś chce aby żył. Czasem tak jest, że mając problem, nie jest się też odpornym na czyjś. Rozumiem Twoje zdanie i nie karze go, miło mi poczytać opinie czytelników :). Każdy ma wady i zalety itd. Przyznam się, że jeszcze nie wiem, co chcę zrobić w związku z Klemeną, ale mam za to pomysł na coś, co może Was zaskoczyć, tylko muszę to przemyśleć :D.
UsuńPozdrawiam i dziękuję za komentarz :)
Może powinnam zacząć od tego, że uwielbiam opisy rozkmin bohaterów. A ty bardzo fajnie je opisujesz. Szkoda mi Lili. Jest uroczą dziewczyną. Dialogi między bohaterami też są super. Takie naturalne. Czekam na następne rozdziały. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńhttp://dwaswiatyblog.blogspot.com/
Dziękuję i już zajrzałam na Twojego bloga :)
UsuńPozdrawiam ;)
Nie potrafię znaleźć zakładki spam, więc tutaj Cię poinformuję. Pojawił się u mnie nowy rozdział :)
UsuńBo takiej nie ma :). Proszę powiadamiać pod najnowszym rozdziałem.
UsuńPodoba mi się ten rozdział. Nie spodziewałam się, że zaczniesz pisać z perspektywy Sebastiana, ale to dobrze. Fajnie jest od czasu do czasu poznać myśli jakiegoś nieco pobocznego bohatera. Dzięki temu możemy spojrzeć z pewnym dystansem na różne sprawy, takie jak ta śmierć. Lili rozpacza i w sumie jest to zrozumiałe, bo byli ze sobą blisko, ale Seba ma nieco inne zdanie. Też pewnie cierpi na swój sposób, ale podchodzi do tego z taką rezerwą. W swoim rozumowaniu nie ogranicza się i to daje większe pole popisu. Ogólnie rzecz biorąc to intryguje mnie postać Martina i jego relacji z tą dwójką. Musiała to być mega silna przyjaźń, skoro oboje z taką troską przechowują jego obraz w swoich pamięciach. Szkoda mi ich. Bardzo szkoda.
OdpowiedzUsuńIntryguje mnie wątek Lefiego, ale w sumie na ten moment niewiele mogę na ten temat powiedzieć. Poczekam na to, jak to rozwiniesz :)
Pozdrawiam i przepraszam, że tak krótko, ale piszę z komórki, a to cholerstwo nie chce ze mną współpracować.
Też nie lubię pisać z komórki, to jakieś takie uciążliwe jest. A to zaskoczyłam ;D. Sebastian po prostu potrafił się po tym otrząsnąć, a Lili, jak widać, przychodzi jej to z wielkim trudem. Hm... skoro intryguje, to może wplotę kilka wspomnień do rozdziałów. Cóż przyjaźń, która trwa tyle lat, to silna przyjaźń. To też zależy od postrzegania przyjaźni przez inne osoby, a ja chcę podkreślić ją zawsze jako najważniejszą ;)
UsuńJestem, melduję się, przeczytałem. Skomentuje pewnie wieczorkiem, bo teraz ciągle mi ktoś przerywa :)
OdpowiedzUsuńJestem!
UsuńTrochę mnie irytuje to ciągłe rozpamiętywanie Martina. Cieszę się, że Seba przybliżył mi to jak tamten umarł, ale fakt iż Lili ciągle za Martinem rozpacza i wszyscy się przez to tak nad nią litują, pocieszają ją i o nią martwią jest cholernie ciężki do przełknięcia. Minęło sporo czasu, trzeba się ogarnąć i iść dalej. Niby ludzie są o równej wrażliwości i czasami każdego łapie dół i wspomina tego kto odszedł, a był mu bliski, ale nie ma rozdziału, w którym twoja bohaterka nie wspominałaby zmarłego kumpla i to co najmniej wyolbrzymiała to do takiej rangi jakby był jej mężem i miała z nim troje dzieci, w dodatku dom na kredyt, na którego raty nie ma!
O wiele bardziej pociąga mnie ten drugi wątek, tych palonych książek, tatusia zapatrzonego w swoją córeczkę i nielubiącego jednego ze swoich uczniów, który płatał mu figle i tym sposobem go ośmieszał w oczach innych, także w oczach jego córeczki.
Było sporo powtórzeń, szczególnie związanych z czasem - czas, czasem, o czasie, w czasie... - nagminnie to rzucało mi się w oczy podczas czytania.
Czekam na kolejny i może pojawi się Kasjan, bo zaczynam już troszeczkę za nim tęsknić. Troszeczkę bardzo i mam nadzieję, że go nie uśmiercisz. Jeśli już musisz kogoś zabić, to tę miungwę, co tylko ściąga na siebie uwagę innych i nawet pocieszając Monikę zaraz wtrąca "a bo mi umarł mój Martin", normalnie jak dziecko z "A bo ja zgubiłem swojego misia". Ja wiem, że to nie do końca tak wyglądało i nie powinno się tego tak porównywać, ale co ja poradzę na to, że ta Lili mnie irytuje?!
Pozdrawiam ;-)
Oj, bardzo nerwowy z Ciebie człowiek jest :). Hm... chcę coś tu trochę pokazać, że nie wszyscy właśnie umieją się pogodzić z tą stratą, choć już dawno nadszedł na to czas, także wybacz, ale jeszcze nieco Cię tym poirytuję. Wszyscy, którzy czytają moje opowiadania, wiedzą, że ja zawsze kogoś uśmiercę... ale tu na razie nie mam zamiaru. OK, już kogoś zabiłam, ale to tak dość pobocznie. Monikę? Chyba Magdę. OK, ja też się mylę u Ciebie z imionami. Jak będę mieć chwilę wolnego czasu, to spróbuję wychwycić te powtórzenia z czasem i pozmieniać trochę. Dzięki za czujność:)
UsuńA więc jojczenia Lili ciąg dalszy. Ja rozumiem, że strata przyjaciela boli, ale chyba nie do tego stopnia by chcieć popełniać samobójstwo. Ludzie, bądźmy choć odrobinę rozsądni. Lili nie miała tylko Martina, bo z tego co zrozumiałam, to ma też Sebka, rodziców, tak więc o co jej chodzi? Wielu ludzi nie ma nikogo, są sami, z długami, bez pracy, bez rodziny i żyją, a ona... "bo życie straciło sens", albo "bo nie widziała sensu w życiu". Nie rozumiem jej. Jak jej brakuje sensu, to niech pójdzie do schroniska na wolontariat, od razu jej życie nabierze sensu i będzie komuś potrzebna, albo niech sobie zrobi z kimś dziecko i też będzie miała dla kogo żyć - ten drugi przykład nie najmądrzejszy, ale chodzi o to, że jak jakaś droga nie ma sensu, to zawsze można utorować sobie nową, a jak brak perspektyw, to też zawsze można sobie je stworzyć. Jak dla mnie to dziewczyna ma za mało problemów i przez to wyolbrzymia te które ma, by być w centrum uwagi braciszka i by Sebastianek jej żałował. Po to też pewnie łazi za tym podpalaczem, bo jak się nie ma swoich zmartwień, to się od razu żyje cudzymi zmartwieniami. Znalazłaby sobie chłopaka, albo pracę, albo przyjaciół, czyli nabrała własnego życia, to od razu by jej się polepszyło. Póki co to ona narzeka na samotnie, którą sama wokół siebie stworzyła.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że to zauważasz, bo to trochę próbuję przekazać. Nie wszyscy uważają, że warto żyć i czasem jeden problem rozrasta się do takiego, że nie można przez niego przebrnąć. Są różni ludzie, dla jednych kończy się świat, bo coś się stało, a inni zaciskają zęby i sobie z tym radzą. Jasne, warto być w tej części, która zawsze znajdzie wyjście.
Usuń