Przekręcał się z
boku na bok. Gdy w końcu zatrzymał się na plecach, otworzył oczy. Spojrzał przed
siebie na zegarek, który wisiał tuż naprzeciw niego. Trzecia w nocy. Wszystkie
pożary szły mu dość gładko, nie zahaczając o jego własne sumienie. Teraz jednak
coś się w nim odezwało. W dodatku jeszcze niepokój o to, czy sprostał zadaniu.
Odpowiednie regały pochłonęła złocista barwa, ale również i jego torbę. Starą,
niedrogą, którą kupił niedawno w małym sklepiku niedaleko swojego domu.
Arkadius nie dał mu dużo pieniędzy. Właściwie to dawał jedynie na potrzebne
rzeczy. Miał całą moc do wykorzystania, aby mu pomóc, a używał jej zaledwie
minimum. Z początku Lefim targała złość, ale zrozumiał, że to on musi się wykazać.
Od powodzenia tego zadania zależy czy wróci do swojego świata. Próbował
zrozumieć swojego szefa i chyba całkiem nieźle mu to wychodziło. Nowa, ładna
torba mogła rzucić się komuś w oczy. Stara, brązowa nie powodowała żadnych
zainteresowanych spojrzeń. Nie wyglądała na zniszczoną, ani zabytkową. Lefi
wiedział, że Arkadius jest oszczędny i wolał stracić mniej niż więcej. Komu
przydałaby się wielka, ładna torba, kiedy w ich świecie mogli wszystko nosić
magią? Chłopak otrząsnął się z własnych przemyśleń, karcąc siebie za tak głupie
rozważania nad błahym przedmiotem. Nie lubił Arkadiusa, nie powinien go
usprawiedliwiać. Jedynie, co mu ciążyło, to to że musiał go tolerować. Nie
znalazł do tej pory żadnego sposobu, aby uwolnić się od bycia jego poddanym.
Walnąłby pięścią, gdyby mógł, ale miękki materac nie dał satysfakcji z
uderzenia o niego. Dlaczego tak głupio dał się złapać? Gdyby tego nie zrobił,
to wciąż byłby w swoim świecie, leniąc się gdzieś na wielkim tarasie lub
obmyślając kolejny plan na urozmaicenie życia.
Arkadius jak zwykle prowadził swoje zajęcia
w bibliotece. Tłumaczył coś o historii ich świata, który znajdował się pomiędzy ziemią, a niebem. Niewidoczne dla
ludzi ani nikogo innego. Lefi choć bardzo przekonywał się do tego, aby
dowiedzieć się, czegokolwiek o powstaniu swojego świata, to nie mógł się zmusić
do słuchania Arkadiusa. Miał taki nudny głos i Lefi strasznie za nim nie
przepadał. Uwielbiał mu robić dowcipy i nigdy nie dawał się złapać. Chociaż
chłopak wiedział, że Arkadius doskonale wie, kto podkłada mu szpilki do łóżka
albo na krzesła, skleja kartki zeszytu, chowa klucze do sal i wyrywa kartki z
książek, podmienia jedzenie i wrzuca robale do kawy. Z czasem jednak z tym
zaprzestał. W końcu stał się dorosły i choć wciąż pozostał w nim instynkt
urwisa, to już nie pozwalał na tak dziecinne zagrywki. Może czasem tylko
jeszcze coś podrzucał.
Lubił sprawdzać swoje umiejętności sprytu,
zwinności. Nie raz gdzieś się skradał, podsłuchiwał, aby tylko stwierdzić, że
wciąż jest w dobrej formie, że nadal nikt nie jest w stanie go złapać. Nawet
ten stary Arkadius, który pomimo pewności, że to Lefi, to nie miał dowodów.
Chłopak nigdy ich nie zostawiał. Kiedy znów naszła go ochota na małe psoty,
Arkadius jakby sam dał mu powód. Chłopak widział, jak ten staruch wszędzie
taszczy ze sobą, jakąś wielką księgę. Nie otwierał jej, jednak przy nich,
dlatego na pewno nie mógł z niej uczyć. Dopiero, jak wszyscy wychodzili na
przerwę, odprowadzał ich wzrokiem i wtedy otwierał tajemniczą księgę. Zawsze
zabierał ją do tajemniczego pokoju w bibliotece. Któregoś dnia, Arkadius miał
wybrać się w sprawie załatwiana jakichś spraw pomiędzy światami. Lefi wiedział,
że taka okazja może się nie powtórzyć. Obserwował w oknie, jak Arkadius znika
za bramą i dopiero wtedy Lefi zakradł się do biblioteki. Rzadko ktokolwiek jej
pilnował. Korzystając z tego, chłopak przechodził, pomiędzy regałami, aby w
końcu przez labirynt z książek, dojść do czerwonych, dębowych drzwi. Zerknął
jeszcze za siebie, ale nikogo nie było. Może liczył na łut szczęścia, łapiąc za
klamkę, licząc na to, że będą otwarte, ale i rozbrojenie zamka nie sprawiło mu
wielkich trudności. Wsuwki jednej z jego koleżanek, kilka przekrętów, dociśnięć
i mógł już znaleźć się w środku. Uśmiechnął się tylko pod nosem i zaczął
rozglądać po pomieszczeniu. Wielkie biurko na środku pokoju, a na nim stosy
książek. Na środku leżała gruba, brązowa księga, którą… którą Arkadius zawsze
nosił ze sobą. Lefi znów się uśmiechnął. Ciekawiło go, co też tak zawzięcie czytał
ten staruch. Podszedł do biurka i zobaczył, że księga ma zamknięcie. Ponownie
wyjął wsuwki i zaczął nimi dłubać w zamku, ale na nic się to zdało. Chłopak
próbował ponownie, ale wciąż nic nie chciało zadziałać. Usiadł zmęczony w
wielkim, obrotowym fotelu. Zastanawiał się, w jaki sposób może je otworzyć.
Popatrzył na książkę na prawo: „Przydatne zaklęcia”. Lefi dopiero teraz
pomyślał, że książka może być zamknięta dzięki magii. Czym prędzej złapał za
nią i otworzył. „3000 zaklęć… – przeszło mu przez myśl. – Nigdy tego nie
skończę…”. Wiedział, że Arkadius nie będzie siedział tam wiecznie i w końcu
przyjdzie. Lefi też nie wiedział, jak automatycznie znaleźć to, czego chce.
„Przydałoby się zaklęcie wyszukiwarki – stwierdził”. Magiczne rozdziały nie
były w kolejności alfabetycznej, co jeszcze bardziej utrudniało chłopakowi.
Zdjął bluzę i nakrył nią zamkniętą księgę. Wziął ją w ręce, ale po chwili
namysłu położył ją z powrotem. Przecież ktoś się zaraz zainteresuje, co chowa
pod bluzą.
– Jakie to było zaklęcia na zrobienie czegoś
niewidzialnym? – zastanawiał się głośno.
Niestety, już nie musiał się zastanawiać.
Usłyszał tylko szemranie klucza, szarpnięcie za klamkę, znów szemranie klucza i
zamek puścił, a w przejściu zobaczył Arkadiusa. Rozeźlonego Arkadiusa. A potem
już nie chciał pamiętać, co było… Kompletnie nie spodziewał się, że wróci.
Zapomniał czegoś i Lefi właśnie znalazł to, czego nie wziął. Właściwie to tylko
dzięki Klemenie mógł zostać przy życiu. To ona się za nim wstawiła. Wcześniej
wątpił, a teraz zrozumiał, co znaczy mieć przyjaciela. Zwłaszcza, że Akadius z
wielkim wysiłkiem musiałby się sprzeciwić własnej córce. Kochał ją jak nikogo
innego i to właśnie ona absorbowała całą jego uwagę.
Gdy tylko zamknął
oczy, widział te okropne wytrzeszczone oczy. Wielkie, białe gałki oczne.
Nieruchome. Nic nie wskazywało na to, aby miały się ruszyć. Chociaż drgnąć.
Potem bezwładne ciało i ręce.. Jednak najgorsza była czerwona plama krwi na
czaszce mężczyzny. Nie wierzył, aby coś przypadkiem go walnęło. Podejrzewał, że
to musiał być czyjś cel.
Otworzył oczy,
aby oderwać się od tego widoku. Zawsze, kiedy był mały i kładł się już spać, to
zaraz po zamknięciu oczu, ukazywały mu się najgorsze obrazy z horroru. Nigdy
jednak nie przyznawał się do strachu. Chyba, że ktoś zauważył jego niepewność i
niesamowitą podatność na lęk. Nawet jego starsza siostra śmiała się z niego i
nie omieszkała wytykać mu tego przy kolegach lub rodzinie. Walczył z tym, ale
strach już chyba na zawsze się go uczepił. Zdawał sobie sprawę z tego, że
powinien stanowić oparcie dla Lili, a tymczasem sam nie mógł uporać się z
własnym lękiem.
Przekręcił się po
raz kolejny, nie mogąc zasnąć. Zamykał oczy, ale zaraz ponownie je otwierał. W
końcu spojrzał w sufit. Ta czysta biel nie pozwalała mu zawiesić na niej
wzroku. Nawet żyrandol, który sam wieszał na środku, już znudził jego wzroku.
Doskonale pamiętał te trzy jasnozielone klosze powieszone w górę. Choć miejsca
było na trzy żarówki, to i tak zawsze wszystkie nie świeciły. Dopóki jedna
wciąż biła żółtym blaskiem, dopóty Kasjan nie kupował nowej. Zastanawiał się,
czy nie iść do Lili, ale szybko wybił sobie tę myśl z głowy. Nie powinien jej
przeszkadzać w spaniu.
Ostrożnie wszedł
do kuchni, nie chcąc się natknąć na żadną ze współlokatorek. Na szczęście nie
zobaczył żadnej w pomieszczeniu. Nastawił czajnik pełen wody i stanął przy nim,
aby szybko go wyłączyć, kiedy się zagrzeje. Ten świst mógłby je obudzić. Nagle, jakby niedźwiedź odezwał się w jego
brzuchu. Zły z głodu. Kasjan spojrzał na patelnię, ale zaraz odwrócił wzrok.
Nie może. Na pewno w końcu wylądowałaby na ziemi. Nie miał też najmniejszej
ochoty na robienie kanapek. Tego nie potrafi
przełknąć rano. Jego organizm buntował się i z wielką siłą wypychał całe
jedzenie, które mu dano. To zdecydowanie utrudniało Kasjanowi jedzenie
śniadania. Wszędzie mu mówili, że jest okropnym łakomczuchem i jego apetyt
nigdy się nie kończy, to też miał problem z najedzeniem się. Właśnie najgorszy
z rana. Nie miał ochoty znów rozmawiać z Lili na temat tego trupa. Przecież nie
powie o tym policji. Nie ufał im. To tylko ściągnie na nich podejrzenia;
policji albo mordercy. Gdyby chociaż dawali status świadka koronnego albo
ochronę…
Usłyszał, jak
drzwi do pokoju którejś z dziewczyn, otworzyły się. Teraz postać stała przez
chwilę nieruchomo, bo nie słyszał żadnych kroków, ale nie miał odwagi się
odwrócić. Liczył, że to nie będzie Lili. W tej sytuacji chyba wolał Darię.
Chociaż ona mogła zacząć się dopytywać o wczoraj… Przecież widziała ich przerażenie…
Przynajmniej jego.
– Cześć – ten miły,
cichy, spokojny głos to na pewno Lili.
– Cześć –
odpowiedział, nie odwracając się. Zastanowił się przez chwilę czy wpłynął na
pobudkę dziewczyny. Jednak czajnik wciąż nie gwizdał, a on starał się najciszej
poruszać.
– Dużo wody nalałeś?
– Tak. Starczy dla
ciebie.
Usłyszał dźwięk
odsuwanego krzesła i domyślił się, że Lili właśnie usiadła. Czuł wzrok na
sobie, więc podejrzewał, że patrzy wprost na niego.
– Kasjan, musisz iść
na policję – odezwała się cicho.
– Nie, nie muszę! –
zareagował trochę zbyt gwałtownie, odwracając się w jej stronę. Speszył się
trochę, jednak z pomocą przyszedł mu gwiżdżący czajnik, który akurat musiał
wyłączyć. Zalał kawę i nasypał jedną łyżkę cukru. Nalał także wody do kolejnego
kubka i podał Lili. Dziewczyna wsypała dwie łyżki cukru, zamieszała i
spróbowała. Ponownie zanurzyła łyżkę w cukrze i dodała jeszcze jedną. Gdyby
tylko spojrzała na wzrok Kasjana, to prawdopodobnie w końcu zrozumiałaby, że to
za dużo. Jednak ona nawet na niego nie zerknęła, a chłopak zajął się swoją
kawą.
– Powinieneś im
powiedzieć. Może ten mężczyzna ma rodzinę? Być może znajdą jeszcze jakieś
odciski palców, ślady, które mogą im pomóc? – próbowała go przekonać, ale
Kasjan wciąż miał swoje zdanie o tym.
– Przecież policja
zaraz zacznie nas podejrzewać. A jak nie to, zrobi to morderca. Nawet nie
dostaniemy ochrony! – sprzeciwiał się pomysłowi Lili.
– Za dużo się chyba
filmów naoglądałeś – stwierdziła, otwierając szeroko oczy, zadziwiona jego
argumentami.
– Życie czasem jest
jak film… albo na odwrót – dodał po chwili zamyślenia. – Po prostu tam nie
pójdę – uparł się.
Lili westchnęła
ciężko.
– A nie pomyślałeś,
że jak znajdą twoje odciski i jakimś cudem do ciebie dojdą, to pomyślą, że to
ty jesteś mordercą? – zapytała, czekają na odpowiedź współlokatora.
Kasjan musiał
przyznać, że postarała się o naprawdę cenny argument. Wcześniej myślał, że w
przeciwną stronę zostanie oskarżony o zabójstwo. Teraz jednak musiał spojrzeć
na to z drugiej strony. Lili uśmiechnęła się nieznacznie.
– Czyli i tak zostanę
oskarżony. Teraz jednak na nikogo nie zakablowałem, więc nadal mogę cieszyć się
życiem. – Ta odpowiedź odebrała cały triumf z ust Lili. Nie mogła pojąć,
dlaczego tak bardzo nie dawał się przekonać.
– Kasjan, ten
mężczyzna mógł mieć dzieci. Kogoś, kto wciąż na niego czeka…
– To, jak im powiem,
że nie żyje i odbiorę całą nadzieję, to będzie to lepsze wyjście? – spytał,
uśmiechając się cynicznie.
Lili nie zdążyła
odpowiedzieć, bo gdy już otwierała usta, do kuchni wkroczyła Daria. Podążyła za
nią wzrokiem, zazdroszcząc jej tej codziennej energii. Tak bardzo chciała mieć
tyle siły i zawsze kroczyć pewnym krokiem. Wstawać, nie myśląc o tym, co dawno
już powinno pójść w niepamięć. Nie. Nie powinno jedynie odciskać takiego piętna
na jej codziennym życiu. Choć wielokrotnie słyszała wrzaski Darii, to jednak
nigdy nie powiedziałaby o niej, że się poddaje. O nie, tego zdecydowanie nie
robiła. Lili czasem traciła wiarę i uciekała od problemu. Doskonale zdawała
sobie z tego sprawę i zgadzała się w tym z Sebastianem, ale trudno od tak się
przyznać do swojego błędu… słabości. Nawet nie zauważyła, jak Kasjan uciął
sobie pogawędkę z Darią. Obyło się bez krzyków, a wręcz całkowicie odmiennie: z
uśmiechem i wymianą sympatycznych spojrzeń. Żadnych wyzwisk ani rzucania się
sobie do gardeł. Widocznie tego dnia Zamachowska się wyspała. Dopiero, kiedy
zniknęła za drzwiami łazienki, odezwała się do Kasjana.
– Chętnie bym komuś
zapłaciła, aby tylko wstawała tak zadowolona – szepnęła z uśmiechem. Kasjan zaśmiał
się równie cicho.
– A ja komuś, aby… –
zatrzymał się na moment. Lili zaciekawiona wpatrywała się w szatyna, licząc że
powie coś ciekawego. – Czy ty czasem nie chcesz jej kupić dziwki? – zapytał z
rozbrajającą szczerością, która wysunęła wniosek z przetwarzania informacji.
Brunetka na
początku otworzyła aż usta, ale kiedy Kasjan zaniósł się śmiechem, tylko spojrzała na niego karcąco.
– Strasznie głupi
jesteś – skwitowała, upijając łyk kawy.
– Może trochę, ale
trochę tak to zabrzmiało… – usprawiedliwił się. Siedzieli w milczeniu, aż
ponownie się odezwał. – Męska dziwka? W ogóle są takie? Chyba powinny… W końcu
równouprawnienie, no nie? – Lili nie wiedziała jak ma zareagować: śmiechem czy
może powinna powiedzieć coś, co przywróciłoby go do porządku. W ostateczności
tylko się uśmiechnęła.
Lili lubiła
siedzieć w bibliotece, otoczona setkami książek. Uwielbiała czytać, dowiadywać
się czegoś nowego. Częściej jednak stawiała na realizm, dlatego wolała poznawać
jakieś konstrukcje budowy, czy na jakiej zasadzie działają różne urządzenia.
Czasem zaglądała jeszcze do pozycji z działu fantastyki naukowej, ale reszta
działu raczej nie zdobywała jej uznania. Dziś jednak kalendarz wskazywał na
niedzielę, a to oznaczało, że nie dostanie się do żadnej biblioteki, a już
zwłaszcza nie do swojej ulubionej.
Postanowiła dać
chwilę wytchnienia współlokatorowi i nie dręczyć go ciągłym namawianiem na
zgłodzenie się na policję. Siłą nie mogła go zaciągnąć, a wiedziała, że w
chłopaku krąży dużo wątpliwości i powinien w końcu się zgodzić. Nie mogli już
go przecież uratować. Lili powątpiewała, aby ten mężczyzna padł ofiarą
seryjnego mordercy, dlatego nieco spokojniej podeszła do odleżenia tego tematu.
Zabrakło jej pomysłów, aby przekonać Kasjana. Musiała przyznać, że mimo jego
wątpliwości, był dość uparty. Liczyła, że jednak się opamięta i w końcu pójdzie
na komendę.
Czarna bluza,
spodnie i adidasy nie stanowiły kompletnego stroju dla Lili. Zwłaszcza w taką
jesienną pogodę. Zabrała jeszcze cienką, nieprzemakalną kurtkę. Miała nadzieję,
że to jej wystarczy, a pogoda nie spłata jej figla. Tuż po wyjściu z autobusu
wyjęła jeszcze raz karteczkę z zapisanym adresem.
Bajkałowa 13/5, Dobrybce
Na jej szczęście
tabliczka z nazwą miasta dumnie stała tuż przed Lili. Do miejscowości trafiła,
musiała jeszcze odnaleźć ulicę. Chłopaki zawsze wiedzieli, że jeżeli się
zgubią, a wokół nie będzie człowieka, którego można na moment zatrzymać i
spytać o ulicę, to będzie Lili, która zawsze zabierała ze sobą mapę w nieznane
jej miejsca. Nie ufała mapom w telefonach, wolała trzymać się starszych
sposobów. Zawsze mógłby skończyć się Internet, a telefon rozładować. W mapie
mogłyby, co najwyżej odlecieć kartki, ale prędzej to właśnie technologia by
zawiodła. Przynajmniej Lili tak uważała. Bez problemu znalazła stronę z miastem
i z niewielkim trudem odnalazła krótką uliczkę, do której powinna dojść.
„Prosto, w drugie skrzyżowanie w prawo, potem w lewo… i znaleźć numer 13 –
przygotowała w myślach plan drogi”. Przystanek, na którym się znajdowała,
umieszczono obok małego lasku i można by pomyśleć, że wysiadło się na jakimś
odludziu. Jednak sklepik dwieście metrów po lewo rozwiewał trochę wątpliwości.
Lili szła lewą stroną, aby widzieć, co przed nią jedzie. Chodnik, choć z cegły,
stanowił niewielki fragment ulicy. Krocząc przed siebie, czasem zerkała na
lewo, aby spojrzeć w stronę lasu i zagarnąć ciut świeżego powietrza. Przed sobą
widziała, że skrzyżowanie, do którego się zbliża wskazuje na to, że na pewno
nie znajduje się na żadnym odludziu. Kilka sklepów i co chwilę dźwięk
samochodu. Nie musiała patrzeć, aby wiedzieć, że istnieje tam życie. To
dodawało jej trochę otuchy. W końcu, jednak mogła zabłądzić. Nikt nie dawał jej
gwarancji, że dojedzie tam, gdzie chciała. Zwłaszcza, że rzadko wybierała się
na samotne podróże. Miała jednak cichą nadzieję, że zastanie osobę, do której
się wybrała i nieuprzedzenie jej o przyjeździe, stanie się miłą niespodzianką.
Lili stwierdziła, że tym razem, to ona musi zadziałać, a nie czekać na czyjś
krok. Wprawdzie wiedziała, że co by się nie stało, to nie zostanie sama, ale
ciążyła jej myśl, że ostatnio trochę zaniedbała swoją inicjatywę w rozwijaniu
relacji. A nawet bardzo zaniedbała…
Ulica Bajkałowa –
przeczytała w myślach. Spojrzała na pierwszy numerek bloku: 3. Powędrowała
przed siebie, mijając kolejne bloki. Jedne miały kolor biały, drugie jasny
żółty, a trzecie pomalowane na jasny róż. Zauważyła, że każdy jest ogrodzony
małym ogródkiem zadbanych kwiatów. Choć Lili kompletnie nie znała się na rozpoznawaniu
kwiatów i nie umiała poczuć tego zachwytu, kiedy ktoś ją nimi obdarowywał, to
przyznała w duchu, że taka ozdoba wokół domu, stanowi idealny dodatek do niego.
Skręciła w blok z numerem trzynastym. Zastanowiła się przez moment, czy aby nie
zadzwonić do kogoś innego, aby wpuszczono ją do bloku, ale starszy pan, który
właśnie wychodził, otworzył Lili drzwi. Nie zastanawiając się długo, posłała mu
uśmiech i weszła do środku. Doszła do jasnych, dębowych drzwi. Chciała zapukać,
ale zawahała się. „Może powinnam uprzedzić? – pomyślała”. Jednak odruchowo
uderzyła w drzwi. Od razu usłyszała szmery za drzwiami i kroki.
– Cześć – padły pierwsze
nieśmiałe słowa z ust Lili, kiedy znów ujrzała dobrze znaną jej sylwetkę.
Brązowe włosy ciut dłuższe od ostatniego spotkania. A może tak tylko jej się
wydawało? Za to zarost uznała za coś nowego. Odkąd pamiętała, Sebastian zawsze
pilnował, aby mieć zawsze gładką brodę.
– Hej – przywitał się,
a Lili lekko uśmiechnęła, widząc jak nie zamknął jeszcze ust i patrzy na nią
nieruchomo. – Co ty tu robisz? –zapytał, trzeźwiejąc nagle. Przycisnął ją do
siebie i uściskał.
– Pomyślałam, że
wpadnę do ciebie. W końcu powinno się odwiedzać rodzeństwo, prawda?
Odsunął się lekko
i uśmiechnął szeroko. Zamaszystym gestem zaproponował wejście do mieszkania. Na
początku przywitały ją białe ściany na wąskim korytarzu, który prowadził do
małej kuchni. Po bokach znajdowało się po dwie pary drzwi. Kątem oka, podczas
zdejmowania butów, zauważyła na ścianach średniej wielkości obrazy, przestawiające morze. Zawsze je wolał... Sebastian przeszedł do kuchni, a Lili
podążyła jego krokiem. Zaskoczyła ją ilość szafek kuchennych. Lili nawet nie
pokusiła się o ich policzenie. W połowę nie wiedziała, co by wsadzić. Jednak ich
granatowy odcień przypadł jej do gustu. Naprzeciw szafek stał drewniany stół,
zakryty jasnożółtą ceratą w niebieskie dzbanki. Lili usiadła na jednym z drewnianych
krzeseł. Rozejrzała się po kuchni, dostrzegając, że tutaj ściany również są
białe. Tylko jasnożółte kafelki pozwalały na odskocznie od nudnej bieli. Trochę
zaskoczona, a bardziej dumna, patrzyła na czystą kuchnię, w której wszystko
miało swoje miejsce. Znała swojego brata i wiedziała o tym, jak schludnie
utrzymywał swój pokój, ale myślała, że to głównie przez rodziców, którzy o to
nalegali. Jednak po wyprowadzę jego rzeczy nie dostały pozwolenia na bezpieczne
hulanie po mieszkaniu. Nawet nie zauważyła, kiedy szklanka z ciepłą herbatą, o
ciemnoczerwonym odcieniu, wylądowała tuż przed nią, a Sebastian tuż po drugiej
stronie stołu. Kiedy upiła pierwszy łyk, od razu poznała wiśniowy smak soku,
który jej brat zawsze nalewał. Nigdy nie zapominał o kupieniu go. Lili czasem
się śmiała, jak nie potrafił wypić żadnej herbaty bez tego soku. Nie mogła
jednak zaprzeczyć, że nie trafił w jej gusta. Ta herbata zawsze wprawiała ją w
taki ciepły nastrój. Często uspokajała i przede wszystkim kojarzyła jej się z
rodzinnym domem.
Kilka przekręceń
kluczyka, spowodowało otwarcie zamku i do mieszkania wszedł szczupły chłopak,
średniego wzrostu o gęstej, czarnej czuprynie. Klasycznie blada skóra
kontrastowała z ciepłymi, miodowymi oczami. Położył klucze na komodzie i zdjął
buty, przypominające martensy. Dopiero, kiedy wstał i spojrzał w stronę kuchni
zauważył, że ktoś go obserwuje. Lili od razu przeniosła wzrok na Sebastiana. Za
to nowy chłopak wszedł do środka, nie przejmując się tymi dwoma nowymi oczami,
które jeszcze przed chwilą go tak bacznie obserwowały.
– Hej Seba, nie znam
tej nowej pani. Możesz mi powiedzieć, jak to możliwe? – zapytał i stanął bliżej
Lili, czekając na odpowiedź od Sebastiana.
Płoniemczyk zdała
sobie sprawę z tego, że przecież nigdy nie poznała współlokatorów brata.
Poczuła wstyd, że zaniedbała relację z Sebastianem. Przecież on widział jej
mieszkanie, pomagał w przeprowadzę, a jedyne, co pamiętała to, to że z
niechęcią znosiła jego towarzystwo, przebąkując coś na koniec, że dziękuję za
pomoc.
– Masz język, to się
przestaw – powiedział wesoło Sebastian, upijając łyk swojej ulubionej herbaty.
– Cześć, jestem Kuba –
podał rękę w stronę Lili, która uścisnęła ją zapominając się przedstawić. –
Właściwie to Kubek, bo tak mnie nazywają przyjaciele – dodał, przewracając
oczami. Lili uśmiechnęła się szerzej, słysząc ksywkę nowego kolegi.
– Kubek, bo chlejesz,
jak nikt inny! Do ciebie się tylko wlewa – wytłumaczył Sebastian, a Kuba choć
chciał, to nie potrafił zaprzeczyć.
– A ty? Jak masz na
imię?
– Lili – odezwała się
cicho.
– Całkiem ładnie – przyznał
Kuba, poświęcając całą swoją uwagę ciele Lili. Speszona znów upiła kolejny łyk
herbaty. Nie lubiła być w centrum uwagi, a uporczywy wzrok Kuby, zdecydowanie
stanowił dla niej niemały dyskomfort. – OK – otrząsnął się i wyszedł z kuchni.
Nagle odwrócił się. – Nie będę wam przeszkadzał, pewnie macie do obgadania
ważniejsze kwestie… pocałunków. – Wyszczerzył się zadowolony ze swoich słów.
Sebastian zaśmiał
się cicho i zwrócił w jego kierunku.
– To moja siostra,
pacanie. – Spojrzał na niego z politowaniem. Kubie trochę zrzedła mina. Zapewne
z nieudanego żartu, jednak na usta ponownie wrócił dobry humor i pędem zajął
miejsce przy stole.
– Siostra, mówisz? –
zapytał, znów przyglądając się Lili.
Sebastian
zauważył, jak jego siostra coraz bardziej kuli się, jakby chcąc schować się za
kubkiem. Byleby tylko nie znosić spojrzenia nowego kolegi. Od zawsze nie lubiła
ciekawych spojrzeń w jej kierunku. W dużej mierze mogła podziękować za to
swojej nieśmiałości.
– Siostra, a ja to
jej straszny, obronny brat – trochę kąśliwie zwrócił się do Kuby. Chłopak, jakby
zrozumiał, co Sebastian chciał przekazać, jednak nie wiedział dlaczego
potraktował go oschłym tonem. – Widziałem, że tutaj jest mały las niedaleko.
Może chciałabyś ze mną się przejść? Kuby jakoś nie mogę zaciągnąć.
– Nie jestem pułapką
na komary, przykro mi – odezwał się oburzony. – Twój brat wyczaił, że te
wstrętne stworzenia lepią się tylko do mnie, kiedy z nim idę.
Lili znów zaśmiała się cicho.
– Przesadzasz. –
Sebastian przekręcił oczyma, próbując zakryć swój uśmiech.
– Dobra, spadam. –
Wstał i znów się odwrócił w stronę Lili. – Miło było poznać. – Puścił do niej
oczko i zniknął za jednymi z drzwi.
Sebastian
popatrzył chwilę na siostrę, oczekując jakiejś odpowiedzi na jego propozycję,
jednak z jej ust nie padło żadne słowo. Nie był pewien, czy nie miała ochoty na
spacer po lesie, czy to milczenie spowodował Kuba, przy którym Lili nawet się
nie odezwała.
– Hej, to chcesz iść
do tego lasu? –zapytał w końcu, nie oszczędzając uśmiechu.
– Ach, jasne. Czemu
nie – zgodziła się, dopijając herbatę.
– To daj mi chwilę,
ja pójdę się ogolić. – Wstał i przejechał dłonią po brodzie. – A jednak nie
potrafię żyć z zarostem – powiedział do siebie. – A, po prawo jest mój pokój –
dodał, zachęcając do przeczekania w nim.
Jasna zieleń
zaskoczyła, kiedy w pozostałych wnętrzach, to biel przeważała na ścianie. Nie
umiała nazwać z jakich tworzyw są meble, ale miały kolor jasnego brązu. Po lewo
szafa, komoda. Naprzeciw dwa regały, w których wszystko schludnie stało. Tak,
jakby wiedział o tym, że ktoś go odwiedzi. Lili naprawdę nie mogła uwierzyć, że
jej brat nie jest bałaganiarzem. Zawsze myślała, że młody mężczyzna nie potrafi
utrzymać porządku we własnym pokoju, a co dopiero mieszkaniu. Po prawo dwa duże
okna, przy których wisiały niebieskie zasłony,
a pod oknami biurko i podwójne łóżko, umieszczone w prawym kącie. Lili z
przyjemnością weszła dalej. Naprawdę podobało jej się to wnętrze. Nie mogła
narzekać na swój pokój w mieszkaniu, ale ten… ten należał do jej brata. Chyba
od nowa czuła tą rodzinną więź, która zawsze między nimi krążyła. Tylko Lili
nie potrafiła jej zauważyć.
Sebastian niósł
ze sobą mały koszyk, który także podarował siostrze. Zaplanował, że oprócz
jesiennego spaceru, może uda im się dorwać jeszcze jakieś grzyby. Lili odkąd
pamiętała, nie potrafiła rozróżniać grzybów. Zawsze, gdy razem chodzili z
dziadkiem. Latała po lesie, szukając ich, ale gdy jakiegoś napotkała, zrywała i
szła do dziadka, pytając czy dobry. Z początku podobno znajdywała same
muchomory i dziadek śmiał się, że nie powinna chodzić sama na grzyby. Za to
Sebastian miał do nich smykałkę. Lili oburzała się, że ma niewiarygodne
szczęście, że trafia na same kanie. Czasem ciężko je było znaleźć, a ona
zdecydowanie je uwielbiała. A zwłaszcza kotlety, które robiła z nich babcia. Porównywała
je nawet do schabowych, co strasznie pochlebiało starszej pani.
Lili znów poczuła się,
jak za młodych lat i chyba podobnie odczuwał to Sebastian, który odetchnął
głęboko, napawając się świeżym powietrzem i widokiem, który oddzielał ich od
miasta. Tłoku i problemów, nie pozwalających czasem skupić się na niczym innym.
Brakowało im tej ciszy, aby usłyszeć własne myśli. Nawet Lili, która choć
trochę zamknięta, sama nakładała na siebie nawał obowiązków na uczelni i czasem
miała ochotę od niego odejść, ale przedtem sprawiało to jej jedyną ulgę po stracie bliskiej osoby. Taki wir nauki pozwalał zapomnieć i nie wracać do
wspomnień, które jak na złość próbowały się przebić nawet kilofem.
Szatyn wędrował
po kolejnych ścieżkach lasu, co rusz zdeptywał jakąś szyszkę, czy gałąź.
Rozglądał się w poszukiwaniu grzybów, ale pogoda ich trochę poskąpiła albo
ludzie już wszystko zabrali. Lili, choć bardziej napawała się leśnym
powietrzem, to zerkała na dół, w poszukiwaniu małych roślinek.
– Patrz, Lili. Twoje
ukochane muchomorki – pokazał palcem przed siebie, a Lili zgromiła go wzrokiem.
Po chwili uśmiechnęła się lekko, przypominając sobie dzieciństwo. – A może
teraz powinnaś mieć ksywkę muchomorek, co?
Po minie siostry,
mógł domyślić się, że nie spodobało jej się nowe „imię”. Zaśmiał się i
rozglądał się dalej.
– W takim razie ty
żwirek – wtrąciła po kilka minutach. Sebastian stanął i popatrzył na nią
pytająco. Lili wbiła wzrok w ziemie, a potem zakręciła prawą stopą parę znaków
na ziemi, które jednak nic nie oznaczały, ale zawstydzenie samo dyktowało jej
reakcje. Dopiero po chwili zdołała wypowiedzieć kilka słów. – Bo… bo ty jesteś
moim przyjacielem, a skoro ja jestem muchomorkiem, to ty żwirkiem. – Sebastian przez
chwilę nic nie mówił, a Lili ganiła się w myślach za to, że zachowuje się jak
mała dziewczynka.
Szatyn bez wahania
podszedł do niej i delikatnie objął, a później mocno przytulił. Lili z przyciśniętą
głową do jego klatki piersiowej, nic właściwie nie mogła powiedzieć. Za to
Sebastian cieszył się jak głupi.
– Moja, mała,
niedobra Lili. – Uśmiechnął się jeszcze, głaskając ją po włosach, w których już
trochę plątała mu się ręka.
---------------------
*Ucieka przed spojrzeniami czytelników, aby znowu nie wspominali jej, że się opierdala i nadal nie jest w stanie dodać dwóch rozdziałów w miesiącu. Podsuwa rozdział z ponad 4000 słowami, myśląc, że to trochę ukoi ich nerwy*.
Tak, chowaj się, chowaj - to cię przed niczym nie uratuje!
OdpowiedzUsuńNo dobra, a tak na poważnie, to podobało mi się, choć ubolewam bardzo, że tak rzadko dodajesz nowe rozdziały :(
Czyli historia Lefiego staje się coraz bardziej oczywista, lecz wciąż owiana jest tajemnicą. Był młody, szukał rozrywki i podpadł nauczycielowi. Zastanawia mnie tylko ta księga. Co takiego w niej było, czego Arkadius tak bardzo strzegł przed innymi? Mam nadzieję, że nam to kiedyś wyjawisz, bo i zadanie, które zostało przydzielone mu za karę wydaje się interesujące. Na pewno w jakimś stopniu jest powiązana z tą księgą.
Hmm... czyli Kasjan nadal nie zdecydował się na zgłoszenie całej sprawy na policję? W sumie wcale mu się nie dziwię. Do tej pory pewnie ciało już zniknęło... Albo i nie, ale ja i tak bym chyba bała się komukolwiek wyjawić tę tajemnicę.
Podoba mi się natomiast relacja Lili z Sebastianem. Chłopak jest tajemniczy i coś mi w nim nie gra, ale względem siostry zachowuje się wzorowo, więc dam mu na razie spokój.
Dzisiaj tak szybko, bo przez pogodę mój internet wariuje i nie mam pewności czy zaraz nie postanowi się rozłączyć.
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy z wielkim zainteresowaniem.
No bo lenistwo i ten upał jest taki do dupy... i to wszystko wpływa na to, że się aż nie chce pisać. Dobrze myślisz, ale wyjawić tego na razie nie wyjawię, to oczywiste :).
UsuńA ja kompletnie nie wiem, co Ty tajemniczego widzisz w Sebastianie i co w nim nie gra ;D. Może mi o tym opowiesz? :D.
Dziękuję i również pozdrawiam ;)
No rozumiem, rozumiem. Przebaczam :D
UsuńOj, bo Seba pojawia się od czasu do czasu i w gruncie rzeczy niewiele o nim wiemy :D Takie postacie zawsze budzą moje podejrzenia, więc on nie jest wyjątkiem!
Twoi czytelnicy, w tym ja, chyba już przywykliśmy do tego, że rozdziały raz w miesiącu to i tak sukces. Wiesz co ja na ten temat myślę! :D Ale skoro sama wiesz, że robisz źle, to jest chyba szansa na zmianę kiedyś tam w przyszłości! :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się zmiana, która zachodzi w Lili. Mam wrażenie, że z każdym rozdziałem coraz bardziej otwiera się na świat i dostrzega rzeczy, które wcześniej jakoś jej umykały. Mam na myśli jej relację z bratem. Bardzo przyjemnie czyta się o zmianach w jej nastawieniu do Sebastiana. Od początku widać, że on bardzo ją kocha i stara się jako do niej dotrzeć, mimo ciężkiej sytuacji i to dobrze, że ona nie odrzuca tych starań. Skoro sama do niego przyszła i sama zapragnęła odbudować tę braterską więź to chyba wszystko zmierza w dobrym kierunku. No, a Sebastian na pewno ma dzięki temu większą motywację do działania, bo widzi, że to przynosi efekty. Ciekawa jestem czy Lili kiedyś otworzy się do tego stopnia, by bez krępacji mówić o swoich uczuciach, obawach i wszystkim co ją gryzie. Chyba ciężko, bo nie wygląda na taką osobę, ale kto wie?
Kasjan zaczyna mnie coraz bardziej denerwować. Jego wymówki są trochę śmieszne. Zachowuje się jakby był świadkiem porachunków mafijnych i gonił go jakiś żywy Ojciec Chrzestny. Widział trupa, więc powinien zgłosić to na Policję zamiast dorabiać temu jakieś dziwne, niestworzone historie. Nie widział dokładnie tego człowieka, więc w sumie nawet nie wiadomo do końca czy to było morderstwo. Może się z kimś szarpał i to się stało przypadkiem? Może ten człowiek sobie zwiedzał i zasłabł? To też jest możliwe. Poza tym nie każdy morderca od razu zabija i ściga osobę, która znalazła ciało jego poprzedniej zbrodni. Kasjan chyba szuka wymówki, żeby tylko nie iść na Policję, a to nie jest zachowanie, które można popierać. Zawiodłam się na nim, bo wyglądał na naprawdę inteligentnego!
Co do tego wątku fantastycznego to bardzo podobał mi się fragment z tą księgą. Jak ten mężczyzna się wrócił i nakrył włamywacza na gorącym uczynku to sama miałam ciary:D A taka byłam ciekawa, co się w tej księdze kryje! :D Pewnie wyjawisz nam to za jakiś czas.
Pozdrawiam! ;*
I przyzwyczajam się do myśli, że następny rozdział za miesiąc xD No chyba, że zrobisz nam miłą niespodziankę i zewrzesz szybciej poślady;D
U mnie też nowość;)
Kto wie, kto wie... być może :D. Kasjan jest strachliwy i wciąż się waha. Uparty, ale nie do końca pewien własnych decyzji, także może się przekona do propozycji Lili. Cieszę się, że udało mi się pokazać, jak bardzo Sebastianowi zależy na siostrze. W gruncie rzeczy to tę przyjaźń damsko-męską... właśnie odzwierciedla ich sytuacja i może jeszcze z Martinem, jednak jego już nie ma i to Sebastian gra rolę przyjaciela. Na pewno kiedyś Wam powiem o tej treści w księdze ;p. Dziękuję i pozdrawiam :)
UsuńStwierdziłam, że czas dotrzymać słowa i nadrobić wszystkie rozdziały. Odstawić książki, swoje opowiadanie i wziąć się za twoje ;P Żeby nie było, że rzucam słowa ciągle na wiatr i nie wywiązuję się z nich!
OdpowiedzUsuńImię Pana Przypadek za bardzo kojarzy mi się z moim profesorem, ale za wszelką cenę próbuję odgonić obraz pana w garniturku i wyobrazić sobie kucharza - amatora . Okey, będąc na miejscu Lilki, albo zaczęłabym się śmiać, albo poważnie zastanawiać nad wizytą w psychiatryku. Koleś spada z nieba, ucieka. Albo zmęczenie, albo coś jest nie tak. Co do mieszkania ze współlokatorami, nie ma nic bardziej dziwnego :D Jeśli masz szczęście, jest okey, jeśli nie - masz przechlapane. W moim przypadku jedna z moich współlokatorek wyniosła się bez słowa po pół roku. Widocznie dwie maniaczki seriali nie są dobrym towarzystwem dla imprezowej panny :D
Na miejscu pokochałam Kasjana. Zawsze miałam słabość do bohaterów, którzy przyjaźnią się, bądź wszystko dąży do przyjaźni z główną bohaterką. Nie pytaj dlaczego. Nie wiem :D Tak, czy inaczej amatorski kucharz nie tylko podbił serce kwiaciarki, ale wydaje mi się, że powoli kruszy mur, który wybudowała wokół siebie.
Dobrze, co jak co - wszystko jestem zrozumieć. Prawie. No ale jak można podpalić bibliotekę? No błagam ! Totalny brak taktu i sumienia. I to nie jedną! Jesteś bezduszna :P Nie mogłaś wybrać innego sposobu?
Mam wrażenie, że profesor z blizną ma związek z spadającym kolegą. Kolejne przeczucie ni z tego, ni z owego. A może po prostu jest kolejnym nudnym wykładowcą, na którego zajęciach się przysypia, bądź skupia na czymkolwiek innym, by nie odpłynąć.
Wiedziałam, że nie odpuścić kwestii kryminalnej. Morderstwo musi być. :D A jakby inaczej. Olka nie byłaby Olką, gdyby nie wplotła takiego wątku. Ale nie rozumiem czemu Kasjan nie chce pójść na policję. Z jednej strony rozumiem jego strach przed mordercą, ale z drugiej strony to trochę irracjonalne.
Natomiast historia Lefiego przypomina mi trochę Huncwotów. Taki rozrabiaka, który psoci się tylko po to, żeby psocić. Ale z chęcią poznam dalszą część jego przeszłości.
Nie było mnie tu długo, ale nadrobiłam wszystko w mig. Na początku miałam zamiar komentować wszystko na bieżąco, ale nie udało się. Jak zaczęłam, tak skończyłam.
Dlaczego mam wrażenie [ duże prawdopodobieństwo, ze złe przeczucie :D ] że wspólny przyjaciel Lili i Sebastiana pojawi się jakoś w fabule? Na początku pomyślałam, ze może być to ten koleś w czarnej skórze, ale to raczej nie możliwe. W takim razie kim on jest? [ Teorie spiskowe, yeah! ] Okey, świat pomiędzy niebem a ziemią, magia, książki, które prawdopodobnie nie powinny być udostępniane w bibliotece. O co chodzi? Chcę wyjaśnień! Jestem zaintrygowana. Chociaż może to za delikatne słowo ;) Ale wydaje mi się, że rzadko piszesz coś związane z fantastyką. Jeśli w ogóle już. Miła odmiana :)
Co do faktu, ze rzadko publikujesz - nie mam prawa nawet poruszać tej kwestii :D Przepraszam najmocniej, ze nie odwiedzałam opowiadania częściej, ale chyba wiesz jak to ze mną jest ;D Z Systematycznością to u mnie kiepsko jest ;D
Przepraszam jeśli komentarz jest chaotyczny ! Ale tyle rzeczy, a ja nie wiedziałam o czym mam pisać. Pisałam o jednym, myślałam o kolejnym. Ale i tak pewnie o połowie nie wspomniałam ;)
Pozdrawiam i weny życzę !
Cieszy mnie to, że w końcu się pojawiłaś. Jeden komentarz, czy kilka, ale ten w zupełności mi wystarczy. Chyba Twój najdłuższy :D. Tak, pokusiłam się o trochę fantastyki, trochę z pomocą jednej koleżanki, to jej mały pomysł. Musiałam niestety podpalać biblioteki, przepraszam ;P. Ciesz się, że to tylko fikcja. Od razu mówię, że Martina już nie będzie w tym opowiadaniu, chyba że wpadnie mi coś nowego do głowy, ale nie... chciałam pokazać tylko, jak trudno jest ponownie zaufać, jak jakaś tragedia może kogoś zaboleć. I kim właściwie powinien być przyjaciel i jak się zachować. Cóż, ze mną też kiepsko by miały maniaczki seriali... bo ja nie lubię oglądać filmów... przynajmniej bardzo trudno mnie do tego namówić. Chyba, że to Fala zbrodni ;D. Akurat z Lefim, hm nie chciałam go porównywać do huncwotów, ale jak się tak skojarzyło, to w sumie też może być. Cóż, ja nie będę nic więcej zdradzać, pozdrawiam i dziękuję za komentarz :)
Usuń"zgłodzenie na policje" - zgłoszenie.
OdpowiedzUsuń"weszła do środku" - środka
Mała kuchnia, ale dużo szafek i stół i krzesła... chyba powinny być małe szafki i... dobra, dobra, nie czepiam się.
Końcówka zajebista, ksywka Kubek też urocza.
Trochę jeszcze tego magicznego świata nie ogarniam, ale już lubię tego pana na A, bo jego imię kojarzy mi się z "Arkadiusz" a tym samym też z "Dariusz", a ciężko nie szczerzyć się niemal do swojego imiennika. Podobało mi się też to, że w tym magicznym świecie jest kara za włamania i kradzieże, i że można zabić takiego bandziora. Gdyby w naszym świecie panowały takie prawa, to wreszcie by mój i reszty uczciwie pracujących podatek nie szedł na więźniów i przestępców, bo by ich po prostu nie było, a być może dzięki temu byłoby uczciwiej. Wybacz, że załączyło mi się jakieś takie dziwne myślenie, ale ja czasami tak mam, że nachodzą mnie takie i podobne refleksje.
Też nigdy nie umiałem zbierać grzybów, nie umiałem ich wypatrzeć, a jak już wypatrzyłem to jakieś trujące. Rozumiem więc Lili i to nie jest powód by się z niej śmiać, po prostu ona ma inne talenty i jest stworzona do wyższych celów, a nie do jakiegoś bezsensownego zbieractwa.
Pozdrawiam
dariusz-tychon.blogspot.com
Później poprawię błędy i dziękuję za wypisanie. Fakt, tu też masz rację, ale jak już jest, to niech będzie. Magicznego świata jest mało, ale może postaram się go nieco lepiej przedstawić. Hm kiedyś zastanawiałam się nad karą śmierci i nie wiem do końca czy powinna być. Bardziej jestem na "nie". Ja zawsze znajdowałam muchomory, a moja siostrzenica kanie albo jakieś jadalne. Dokładnie.
UsuńPozdrawiam
Jest bardzo dużo powtórzeń, najpierw oczy, potem siostra...
OdpowiedzUsuńPodobają mi się te magiczne wstawki, a to niewyobrażalne, bo ja zazwyczaj nie przepadam za fantastyką. Nie rozumiem tylko dlaczego ta książka była aż taka ważna, że za dotykanie jej i przebywani w pomieszczeniu tam gdzie i ona była, to groziła aż taka kara, nawet śmierci.
Kasjan i Lili, to się zupełnie nie popisali. Zachowują się skrajnie niedojrzale. Jego wymówki, to jak wymówki przewrażliwionego dzieciaka z podstawówki, natomiast Lili jest tak taka młodsza siostra namawiająca brata "no idź ty, no pójdź ty". W ogóle co to za pomysł z tym mordercą. Może ten umarlak po prostu dostał zawału i zmarł w skutek naturalny? Moim zdaniem Lili powinna sama iść na policje, jeśli uważa, że to właśnie jest słuszne, a jeśli nie, to niech nie namawia na to Kasjana.
Podoba mi się ta relacja siostrzano-braterska, która ma miejsce między Lily a Sebastianem.
Nigdy nie podobało mi się imię Jakub, bo właśnie jak nie Kubulek, Kubcio, to Kuba-Kupa (zawsze mi się tak kojarzył).