Uwaga!

1) Szablon zrobiła Ruda za co serdecznie dziękuję. Niech Ci to ktoś wynagrodzi w czymś dobrym do jedzenia ;D
2) Bardzo lubię, jak ktoś mi pomaga, mówiąc, co mu się podoba czy jakie błędy popełniam. Jednak jeżeli chcecie wskazać mi błąd w złej pisowni, to cytujcie zdania, a nie wyrazy, będzie łatwiej mi znaleźć :)
3)Jeżeli chcesz, abym przeczytała Twojego bloga, to najlepszą opcją byłoby skomentowanie rozdziału u mnie. Zwykle odwdzięczam się tym samym. Nie musi Ci się spodobać, ale zostaw szczerą opinię :). Nie zostawiaj reklam, bo te usuwam.

wtorek, 18 lutego 2014

Znaleźć w sobie siłę do walki

 Trzask drzwi. Zasunięte w pośpiechu zasłony. Wszędzie słychać odgłosy. Szmery, przekręcanie kluczy, gdzieniegdzie jakieś przekleństwo, bo coś się nie udało. Podejrzane, ale zarazem nerwowe spojrzenia. Wszędzie na drzwiach czy szybach sklepu pojawiała się tabliczka z napisem "zamknięte". Ludzie spieszyli się do domów, choć jeszcze nie było tak ciemno. Nie zatrzymywali się na pogaduchy, zwłaszcza, kiedy czas naglił. Jedna z kobiet wychyliła głowę zza firanki. Znów się zaczęło, pomyślała. Martwiła się tylko o to, aby jej syn zdążył do domu przed dwudziestą. Nie mogła się w żaden sposób z nim skontaktować. Liczyła na to, że kiedyś to się skończy, a ona da radę to wytrwać... Zganiła siebie w myślach za to, że niepotrzebnie wygląda przez okno. Przecież wszyscy ją tam widzą! Jednak zapomniała o tym, że każdy jest zajęty, jak najszybszym powrotem do domu. Postanowiła pójść do kuchni, aby w spokoju przygotować coś swojego synowi do jedzenia, póki jeszcze nie musi się specjalnie ukrywać.

   Zza zakrętu wyszedł młody chłopak. Jego ciemne spodnie były wciśnięte w buty, a kurtka rozsunięta, ukazująca brązowy sweter, który chyba był najjaśniejszy z tego ubioru. W ręku trzymał małą książeczkę, która najwyraźniej była tak ciekawa, że nawet nie odwrócił się na dźwięk samochodu. Nadjeżdżającego samochodu. Nie miał również pojęcia, że zbliżała się ta godzina. Jeden z mężczyzn, aż zamknął oczy - wiedział, co się święci. Chłopie, rusz się! - krzyczał w myślach. Sam jednak nie chciał narazić się właścicielom samochodu przez, co poszedł przed siebie, nerwowo, odwracając się w kierunku chłopaka. Na złość furgonetka zapiszczała, bo chłopak wszedł na drogę. Dopiero teraz spojrzał przed siebie. Niemal zamarł, jak zobaczył, komu wszedł w drogę. Zdążył spojrzeć tylko na książkę, której nawet nie miał, gdzie schować, a gestapowcy już wysiedli z samochodu. Padło kilka słów po niemiecku. Chłopak niewiele rozumiał. Nawet nie próbował się bronić, bo prędko został wepchnięty do środka furgonetki i pozbawiony małej książeczki. Kazano mu usiąść obok innych, co posłusznie zrobił. Rozejrzał się po twarzach innych mężczyzn. Żaden z nich nie odważył się odezwać ani słowem. Jedynie padło kilka współczujących spojrzeń do chłopaka. On sam jeszcze nie wiedział, co się wydarzy. Nie był, jednak aż tak ciekawy, aby się o tym przekonać. Niestety los zadecydował za niego. Dowie się i to prawdopodobnie na własnej skórze. Już zatęsknił za swoim młodszym bratem i mamą. Ojca już nie miał, zginął podczas wojny. Teraz on może do niego dołączyć przez nieuwagę.

   Wbiegli na wąską uliczkę, trzymając się za ręce. Chłopak wraz z dziewczyną mieli po dziewiętnaście lat. Spod brązowego, męskiego płaszcza wystawały ciemne nogawki spodni. Buty miał czarne, tak jak włosy. Dziewczyna miała na sobie jasną sukienkę w niebieskie kwiatki i rozpięty ciemny płaszcz. Uśmiechnął się, pociągając ją za dłoń. Spojrzała na niego z zadowoleniem. Jedną ręką przeczesał jej jasne, kręcone włosy i dotknął policzka. Patrzył tak na nią przez chwilę. Po czym opuszkiem palca musnął kącik jej ust. Chciał, aby to wszystko już się skończyło, żeby w spokoju mógł się nią nacieszyć. Dziewczyna pogładziła go po ramieniu, jakby wiedziała, co go martwi. Wybudził ich odgłos niskich obcasów, stukających o chodnik. Ktoś musiał się spieszyć.
 - Marek, zbierajmy się stąd. - Spojrzała na niego znacząco.
 - Dobra - zgodził się, patrząc jeszcze w kierunku ulicy, z której przyszli. - Idź za mną, Pola - odezwał się do niej. - Pamiętaj, że gdyby coś mi się stało, to uciekaj. - Zerknął na nią ostatni raz. Nic nie odpowiedziała. Nie była w stanie dopuścić do siebie myśli, że ktoś mógłby jej go zabrać. Zamknąć w tym okrutnym więzieniu na Pawiaku. Słyszała od swojego dziadka, że przebywanie tam jest istnym koszmarem. Nie wiadomo czy gorsze jest czekanie, czy czynny udział w torturach. W dodatku krzyki ofiar, niektórych mobilizują do mówienia, a jeszcze innych do trzymania wszystkiego w sobie, aby pokazać, że nie jest się słabym. Dziadek cudem został kompletnie wypuszczony, bo uznali, że nie ma nic ważnego do powiedzenia. Niestety to nie uchroniło go od głębokich ran na ciele ani na psychice. Jeszcze gorzej, gdyby trafił na aleje Szucha, wtedy dopiero nie wiedziałaby, jak ma to znieść. Nie myśląc o tym, że mogłaby go już nigdy nie zobaczyć, jakby znalazł się w "Gęsiówce". Stamtąd nie ma wyjścia. Gazowano lub rozstrzeliwano. Jedyne wyjście to przez komin, które nie stwarzało idealnej wizji.

  Cichym krokiem podeszli do krańca ściany. Chłopak wychylił głowę zza muru. Dał znać, że teren jest czysty. Prędko pobiegli naprzeciw siebie, aby trafić do kamienicy.

   Siedział cicho. Nikt się nie odzywał. Jeszcze raz obejrzał wszystkich towarzyszów. Nie śmiał nawet spojrzeć na żadnego z dwóch gestapowców, którzy go tu wtrącili. Wiedział, że tam prędko go nie wypuszczą. Książka, którą trzymał była napisana przez Polaka w ich ojczystym języku, a to w dzisiejszych czasach widniało na liście rzeczy niedozwolonych. Dostał ją od znajomego, który pożyczył mu ją. Zaprosił również na spotkanie, gdzie mieli pracować nad sabotażem. Nie chciał ściągać na siebie uwagi, ale przypomniał sobie, że na pierwszej stronie Adam napisał mu zachętę do ich załogi, ale na szczęście nie wspomniał o adresie. On dobrze wiedział, gdzie ma ich szukać, kiedy zechce dołączyć. Nagle samochód się zatrzymał. Gestapowcy wysiedli z furgonetki. Chłopak czekał, co nakażą im zrobić. Padło tylko kilka słów, ale reszta więźniów wiedziała, co ma zrobić. Gdy Paweł chciał do nich dołączyć, dostał gumową pałką prosto w brzuch. Skulił się z bólu. Kompletnie się tego nie spodziewał. Co zrobiłem nie tak? - zastanawiał się. Jeden z gestapowców powiedział kilka słów po niemiecku, którego chłopak nie rozumiał, ale złapano go za ramię i pociągnięto do budynku. Dopiero się przestraszył, kiedy zaprowadzono go w inną stronę niż resztę osób. Miał wrażenie, że już nigdy nie zobaczy swojej matki i brata. Zaprowadzono go do pomieszczania, pomalowanego na zielono. Wokół widniały różne portrety i regulaminy. Przed nim stało biurko, a za nim na pewno ktoś ważny. Kazano powiedzieć swoje imię i nazwisko. Chłopak przez chwilę zastanawiał się czy ma wyznać prawdę, ale dostał pałką w plecy, więc ostatecznie skłonił się do wypowiedzenia:"Grzegorz Piotrowski". Podczas, kiedy on stał, Niemcy rozmawiali ze sobą. Niestety Grzesiek nie był w stanie ich zrozumieć. Bez żadnego słowa chwycono go za ramię i wyprowadzono z pokoju. Skierowali się w dół. Młodzieniec nie miał pojęcia, co miał zrobić. Nie chciał dopuścić, aby wsadzono go do celi, ale za każde nieposłuszeństwo groziła kara. Nawet ta najgorsza - śmierci. Tego nie chciał. Miał nadzieję, że jeszcze się stąd wydostanie. Wprowadzono go do celi, gdzie siedziało już kilka osób, wszystkie w dwóch rzędach. Ręce ich znajdowały się w obejmach, które przykuwały do siedzenia. Po mimo kilku szarpań Grześka, on również przyłączył się do nich. Dodatkowo za karę, dostał po twarzy. Kiedy usłyszał, że kluczyk przekręca się w drzwiczkach i upewnił się, że nie może stąd wyjść, dopiero wtedy przypomniał sobie, gdzie się znajduję...

   "Dziadek często do nich wpadał. Przeżył pierwszą wojnę światową, teraz musiał także i drugą. Nie zawsze powieści dotyczyły właśnie jego przeżyć, ale także kolegów czy współwięźniów. Akurat ta historia tyczyła znajomego dziadka.Prawdą było to, że niesłusznie go oskarżono, ale trafił do celi, gdzie został przykuty do siedzenia. Jedynie za nim nie było ścian. Wszędzie dookoła widniały na nich napisy, o czym później się dowiedział - zostały wydrapane. Przyznał, że trochę go podbudowały. To, gdzie siedział nazwano "tramwajem" ze względu na to, jak zostały usadzone krzesła. Zastanawiał się, co ma na celu przykuwanie go do krzesła, kiedy jest zamknięty. Usłyszał wrzask. Nie jeden raz, a coraz głośniejsze i częstsze. To nie okrzyki radości, a jęki z bólu. W całym pomieszczeniu, ale pewnie i w budynku słychać było jak go męczą. Mógł też sam przekonać się, czego używają, aby przekonać do mówienia. Oprócz ciosów w brzuch i po innych częściach ciała, próbowano go podduszać, zalepiając mu usta taśmą i wlewając wodę do nosa. Słyszał o tym, że zakuwano w kajdanki, ale przedtem zawieszano na drążku. Podobno ręce od tego mocno bolały, ale Niemcy nie poprzestawali na tym, ale wznawiali ataki bicia. Gdy wiedzieli, że masz coś do ukrycia - to nie dawali ci spokoju. Kolega dziadka wprawdzie nie miał zbyt wiele do utajenia, jedyną sprawą było krycie dziadka, który uczestniczył w akcjach sabotażowych. Nie zdradził go, a Niemcy nie mieli podejrzeń, że ma coś z tym wspólnego, ponieważ tak jak Grzesiek, trafił tam przez przypadek, który nie sprawiał, że można byłoby się czegoś domyślić."

   Jego rozmyślenia przerwały głośne wrzaski. Domyślił się, skąd dobiegają. Kolejny człowiek zostaje przesłuchiwany. Przypomniał sobie, że nie słychać tego poza budynkiem, gdyż zagłuszano radiem. Jednak każdy, kto kiedyś tu trafił, dobrze wiedział, co działo się w murach tego miejsca.

  Wpadli do domu zadowoleni. Dziewczynie uśmiech spełzł z twarzy, kiedy zauważyła, jaki strach w oczach, widać u matki chłopaka. Zerknęła na zegarek, który wskazywał dwudziestą dwadzieścia - już kilkadziesiąt minut po godzinie policyjnej. Kobieta na pewno się martwiła.
 - Myślałam, że coś ci się stało - odezwała się na powitanie, podczas gdy syn wieszał kurtkę.
 - Mamo. - Zerknął na nią z ukosa. - Mi? - Uśmiechnął się lekko.
 - Gdy wbiegliście do domu, pomyślałam, że to Niemcy - wyznała. Chłopak dojrzał niewielkie łzy, które spłynęły po policzkach.
Dopiero ją zrozumiał. Podszedł do niej i przytulił. Głaskał po plecach, aby się choć trochę uspokoiła. Nie pokazywała swojej złości w słowach, ale w uczuciach. Kiedy zauważył, że już wróciła do siebie, odsunął się lekko i spojrzał na nią z lekkim uśmiechem.
 - Mamo, wiesz jaka bywa miłość - zaczął. - Trzeba się ukrywać, nie wolno wielu rzeczy w tych czasach. Zapomniałem się z tą godziną - usprawiedliwiał się.
 - To prawda - odezwała się dziewczyna. - Następnym razem będziemy uważać - zapewniła.
Kobieta spojrzała na nich i dopiero wtedy się uśmiechnęła, co od razu odwzajemnili. Chłopak zasłonił zasłony, ale wcześniej wyjął z szuflady kilka świec, które dziewczyna zapaliła i położyła na stole. Niedługo potem zostali poczęstowani kolacją. Długo nikt nic nie mówił, ciesząc się jedynie przygotowanym posiłkiem.
 - Dzisiaj złapano chłopaka w twoim wieku, zupełnie za nic - odezwała się kobieta. Marek na tyle znał swoją matkę, aby pomyśleć, że w jej wyobraźni, to właśnie on mógł zająć jego miejsce.Zaczął współczuć chłopakowi. Dobrze wiedział, że dla nich nie ważna jest płeć, wiek ani stan człowieka - akurat w tym przypadku traktują wszystkich równo.

   Zastanawiał się nad wstąpieniem do jednej z organizacji sabotażowych. Nie chciał czekać na pomoc, która może wcale nie nadejść. Wahał się tylko z powodu matki i dziewczyny; co jeżeli go złapią albo one za to zapłacą? Nigdy by sobie tego nie wybaczył. Z drugiej strony nie mógł siedzieć bezczynnie. W Warszawie działo się coraz gorzej. Słyszał, że zabierano do więzienia nawet osoby, które nic złego nie uczyniły. Skoro miał zginąć, to wolał za coś, za ojczyznę.

    Zebrał ze stołu resztę książek, chowając je we wnękę pod szafką. Wziął kawałek drewna, który wcześniej jeszcze trzymał się swojego miejsca. Teraz przybił go gwoździami. Nie chciał, aby ktoś niepowołany dostał w ręce jego cenne powieści Polaków. Przynajmniej ktoś niech się trochę natrudzi. Zajrzał do szafy. Miał już na sobie spodnie i koszulkę z długim rękawem. Wyjął szelki, które dostał od ojca. Pamiętał jak przyjechał w końcu do Polski i wręczył mu je. Za granicą panowała taka moda, a jemu bardzo podobały się te szelki. Zwłaszcza, że potrzebował ich, aby nie spadały mu spodnie. Nie chciał myśleć o tym, że przy ucieczce mogłyby spaść mu spodnie. Och, co to wtedy byłoby za zdarzenie. Usłyszał dzwonek do drzwi. Spojrzał na nie odruchowo. Miał nadzieję, że to jego koledzy, a nie gestapowcy. Ruszył z obawą, zerknął przez wizjer - Piotrek. Szczupły chłopak z krótkimi, rudymi włosami. Otworzył mu drzwi, a twarz od razu zalśniła radością.
 - Cześć stary! - Piotrek poklepał go po plecach. - Patrz kogo mam ze sobą. - Wskazał na dziewczynę ze spiętymi, ciemnymi włosami, w sukience do kolan. Usta miała pomalowane jasną szminką. Adam dopiero teraz ją zauważył.
 - Miło mi poznać piękną damę. - Ukłonił się teatralnie, całując ją w dłoń. - Adam. - Przedstawił się.
 - Basia. - Uśmiechnęła się lekko.
   Chłopak zaprosił ich gestem ręki do środka. Miał się spotkać z osobami, które zechcą wziąć udział w sabotażu. Co też więc robiła ta dziewczyna? A może Piotrek zapomniał i chciał się tylko spotkać? Pewnie tak. Nie odszedł zbyt wiele, kiedy znów musiał otworzyć komuś drzwi. Tym razem zapomniał spojrzeć przez wizjer. Na szczęście nie było to konieczne.
 - Hej, dobrze trafiłem? - Puścił oczko przyjacielowi.
 - Marek, wejdź. - Uśmiechnął się tylko.
 Nowy gość spojrzał na gospodarza. Widocznie jego też zdziwiła obecność Basi. Nie zapomniał się jednak przywitać. Musiał przyznać, że dziewczyny Piotrkowi mógł pozazdrościć. Usiadł przy stole razem z wahającym się Adamem. Chłopak nie bardzo wiedział, jak ma zacząć. W końcu głos przejął, kto inny.
 - Piotrek powiedział mi o tym, co organizujesz - odezwała się Basia, kładąc ręce na stół. - Nie chce biernie czekać na to, co Niemcy zrobią z Polakami.
 - Też chcesz nam pomagać? - spytał niepewnie Adam.
 - Potrafię opatrywać rany, umiem też zrobić jedzenie z niczego - zaczęła z entuzjazmem - ...a w domu zawsze rodzeństwo wystawiało mnie na podsłuch, aby zobaczyć, co też rodzice szykują dla nas za nagrodę. Wprawdzie nie mam za wiele pojęcia o walce, ale tego też się mogę nauczyć.
 - Koniecznie chciała tu przyjść - wytłumaczył Piotrek. - Sam mogę powiedzieć, że jest w stanie coś zorganizować, komuś coś przekazać, a ty się nawet nie spostrzeżesz, że obok ciebie przeszła...
 - Chyba przez urodę. - Uśmiechnął się Marek.
 - Marek, o ile pamiętam to masz dziewczynę - przypomniał mu Adam, spoglądając na niego spod ukosa.
 - I nadal zamierzam ją mieć! - zawołał wesoło.

  Adam rozłożył na stole mapę, którą sam przygotował. Zaznaczył na niej miejsca takie jak: siedziba Gestapo czy "gęsiówka" a także inne obozy. Stworzył również oznaczenia dla miejsc, które niegdyś przypominały o Polsce, a teraz gestapowcy je zhańbili. Miał tu też na uwadze ich flagi, które zastąpiły nasze narodowe. Chcieli pokazać, że nawet mała grupka osób jest w stanie przeciwstawić się okupantom i nie pozwolić zapomnieć ludziom, gdzie żyją. Nie dadzą zrobić z Warszawy miasta dla Niemców. Basia przyglądała się mapie tak jak chłopaki. Chciała zabłysnąć jakimś pomysłem, aby nie uważali, że jest potrzebna tylko do opatrywania ran. Chociaż w potrzebie nie odmówiłaby pomocy medycznej. Przed wojną brała udział w harcerstwie. Trzeba przyznać, że dziewczyna jest zdolna. Szybko jej poszło nauczenie się pierwszej pomocy czy pokonywanie różnych trudnych szlaków. Nie miała problemu z gotowaniem, chociaż sprzątanie brudnych naczyń nie należało do jej ulubionych działań. To właśnie tu spotkała Piotrka. Jemu w niej zaimponowało, że za co się nie weźmie, to tego nie spartaczy. Poza tym bardzo służyła pomocą. Jedynie, co mógł jej wziąć za złe to, to że miał naprawdę długą drogę do przebycia, aby dotrzeć do jej serca. Och tak, dziewczyna nie była łatwa. W końcu jednak znalazł sposób. Ona potrzebowała pomocy na szlaku, bo zwichnęła nogę. Odstawił ją do samodzielnie do domu i trwał przy niej ile tylko pozwalali mu na to jej rodzice. Kiedy wyzdrowiała, nie zapomniała mu tego. Spoczątku obdarowała go przyjaźnią, a później jakoś samo poszło... Wiedział, że nie chcę innej dziewczyny i to z nią się ożeni. Nie przewidział jednak wojny i tego, że teraz o to wszystko będzie trudniej cokolwiek załatwić.
 - Mam! - zawołała Basia. Chłopaki spojrzeli na nią, przedtem się wzdrygając z tego nagłego krzyku dziewczyny.

   Adam współpracował z organizacją Wawer z Małym Sabotażem. Zgłosił pomysł Basi już z samego rana następnego dnia. W tym pośpiechu pamiętał, jednak, aby nie ekscytować się tak bardzo poza murami własnego budynku. Mógł wzbudzić czyjś wzrok, zaciekawienie. Nie tego pragnął. Przywódca całej organizacji przyjął pomysł i ku uciesze Adama, zlecił go im, aby się wykazali. Ostrzegł, że to trudne zadanie i trzeba uważać. Zwłaszcza, że ktoś mógł się o już o tym dowiedzieć. W tych czasach nie trudno było o podsłuch ze strony wroga. Chłopak miał tego świadomość, ale obudziła się w nim odwaga, która nakazywała wykonać to zadanie. W końcu nie robił tego sam.

  Gdy wracał zadowolony, aby obwieścić reszcie swoją wieść, dopadła go mały Piotrowski. Adam spojrzał na chłopca, który jednocześnie łapał oddech, ale po jego policzkach spływały łzy. Chwilę się uspokoił, aż w końcu wyszeptał:
 - Porwano Grześka... - Adam widział, jak ciężko mu to przeszło przez gardło.
 Zaraz, jak to porwano? - dotarło do chłopaka. Nie powiedział, jednak tego na głos.
 - Gestapo zabrało go, pani Borowikowa powiedziała. - Uzupełnił, jakby dokładnie znał myśli Adama.
 - Zaraz... dlaczego? - zapytał. Niczego tu nie rozumiał.
 - Wpadł im pod samochód. Nie zauważył ich, a oni go tam zabrali - tłumaczył dalej mały chłopak.
 - Wiadomo, gdzie jest teraz? - zadawał kolejne pytanie.
 - Prawdopodobnie w ich siedzibie.
  Adam przytulił chłopca do siebie i pogłaskał go po głowie. Przedwczoraj dał Grześkowi książkę napisaną po polsku... jeżeli miał ją wtedy, to na pewno nie pozostawią go w spokoju. Dobrze, że nie wspomniał nic o adresie spotkania sabotażowego. Wiedział, że oni mogą się również przyczepić tego zaproszenia, które napisał na pierwszej stronie. Mogłem tego nie pisać - pomyślał. Jego kolega może przez to przejść wszelkie tortury. Zastanowił się chwilę i stwierdził, że nie wie jak, ale musi go stamtąd wyciągnąć. Musiałby jednak wiedzieć, kiedy by go stamtąd przenieśli...

 Słuchał tych wszystkich jęków i krzyków. Nie mógł dopuścić do siebie myśli, że zaraz on może zająć czyjeś miejsce do przesłuchań. Dobrze, że gestapowscy nie wiedzieli o jego dziadku, o sabotażu. Nie miał pewności czy nie zapytają go o książkę, skąd ją ma... na pewno spytają. Co też miał im odpowiedzieć, aby nie złapali Adama? Przecież od niego ją dostał. Ach i ten wpis o zaproszenie do udziału przeciw Gestapo. Musi być silny. Nie może dać się złamać. Usłyszał jęk i kroki. Z pewnością prowadzili jednego z przesłuchania do celi, ale do innej, nie tej w której Grzesiek siedział. Prawdopodobnie to jeden z cenniejszych więźniów, ma coś na sumieniu. Reszta zazwyczaj trafiała do innych więzień albo do obozu zagłady, ale wtedy musieli mieć pewność, co ta osoba przeskrobała.

  Nie miał pojęcia ile już tam siedział, ale chciał, aby to już się skończyło. Cały czas słyszał tylko krzyki ofiar. Zastanawiał się, co on by zrobił na ich miejscu. Skoro wiedzą, że ma coś do ukrycia - nie mieli litości. Musieli go złamać. Nagle drzwi do tramwaju się otworzyły. Gestapowiec podszedł do niego i rozpiął go z kajdanek. Grzesiek przeraził się. Teraz kolej na niego? Z pewną ulgą zauważył, że nie tylko on został uwolniony. Co teraz będzie?

  Znalazł się w celi. Żelazne łóżko zawieszone na łańcuchu, to tam miał spać. Słyszał od kolegi dziadka, że ktoś, to był ranny mógł spać na słomie. Chłopak od razu poczuł smród, jaki dochodził z tego pomieszczenia. Bardziej jednak przeszkadzało mu zimno. Doskwierał mu też głód. Myślał, że przed wstąpieniem tu, w mieście zdawało się być mało jedzenia, a tu było jeszcze gorzej. Cóż, Niemcy na pewno chcieli, aby więźniowie umarli z głodu albo to skłoniło ich do zeznań. Po chwili drzwi znów się otworzyły. Ktoś rzucił słomę i niemal rzucił na nią chłopak w wieku Grześka. Piotrowski nie zauważył, jak podano im także metalowe miski z zupą i kawałkiem suchego chleba. Bardziej przeraził go widok nowego współwięźnia i tego, jak go potraktowano. Na pewno był po torturach. Miał czerwoną twarz, rozwalony nos, z którego jeszcze ciekło trochę krwi. Spod koszulki zauważył jego poraniony brzuch, teraz już zawinięty w bandaże, przez które i tak przebijała się krew. Wiedział, że znajduje się tu pomoc medyczna, ale choć starali się pomagać więźniom, to i tak nie zawsze to wystarczyło. Grzesiek wiedział, że chłopak nie miał siły, aby się przekręcić na plecy, a co dopiero zjeść zupę, którą tu przyniesiono. Bez wahania podszedł do niego i jak najdelikatniej spróbował go przekręcić na plecy. Z jego perspektywy, myślał, że to najodpowiedniejsza pozycja w takim stanie. Nieznajomy uśmiechnął się lekko w podziękowaniu. Grzesiek zapomniał nawet o własnym głodzie, stawiając na pierwszy cel: nakarmienie współwięźnia. Pomagał mu, trzymając go za głowę i napełniając coraz to kolejną łyżkę, tego co im dano.
 - Dziękuję - wysapał nieznajomy, kiedy już skończył jeść. Grzesiek uśmiechnął się tylko. - Paweł.
Jaki Paweł? Nie rozumiał o co mu chodzi.
 - Grzesiek - odezwał się chwilę potem. Chodziło mu o jego imię.
 Chłopak widział, że jego nowy kolega nie ma siły na rozmowę. Mimo tego siedział przy nim, gdyby jednak czegoś od niego chciał. Paweł przymknął w końcu oczy. Grzesiek zastanawiał się czy to ze zmęczenia, czy było mu słabo. Z ulgą zauważył, że chłopak oddycha. Zabrał się w końcu za swoje jedzenie. Powstrzymał się od wyplucia. W jaki sposób Paweł to wszystko zjadł bez zająknięcia? To było ohydne. Nie miał jednak innego wyboru. Wyobraził sobie, że je coś zupełnie innego, niż to co miał w półmisku.

  Poinformował za równo Marka, Piotra jak i Basię o tym, że przyjęto ich zadanie, a nawet wydano pozwolenia na wykonanie go. Dziewczyna aż się ucieszyła. Chciała zobaczyć miny Niemców, kiedy już to zrobią. Miała nadzieję, że to się uda. Zauważyła jednak, że Adam nie okazywał entuzjazmu. Wcale go nie znała, ale uważała, że musiało się stać coś przykrego. Podeszła do chłopaka, który siedział na kanapie, podczas kiedy Piotrek z Markiem opracowywali plan działania. Usiadła obok niego.
 - Nie jesteś zadowolony? - spytała jedynie. Spojrzała na niego, ale on lekko rozkraczył nogi i wbił wzrok we własne buty.
 - Jestem - mruknął cicho. - Mój kolega trafił do gestapo. W dodatku, jeżeli coś mu się stanie, to mogę być za to odpowiedzialny.
 - Dlaczego, co się stało?
  Adam opowiedział o książce, którą mu pożyczył i o tej zachęcie do ich sabotażu. Choćby nawet nie dołączył do nich, to już miał przez to przechlapane. Samo wspomnienie o przeszkodzie działań niemieckich nie należało do właściwych.
 - Może zaniechajmy działań z tymi flagami? - spytała. - To może tylko dowieść tego, że coś takiego istnieje.
 - Przecież wszyscy wiedzą o podziemiach... - Adam nie widział w tym sensu.
 - Mogą być bardziej ostrożni na nasze działania - zauważyła Basia.
 - Oni zawsze będą - stwierdził Adam. - Skoro była mowa o sabotażu, to im dłużej zwlekamy, tym bardziej się ubezpieczą.
 - Co się dzieje? - zapytał Piotrek, w końcu zauważając całą sytuacje.
 - Grześka złapało Gestapo.
 - Cholera! - zareagował chłopak. - Może zdołamy odbić jakiś wóz?
 - Myślałem o tym, ale skąd wiadomo, że będzie w środku? - Adam miał wątpliwości.
 - W środku czy nie, a tak to komuś innemu pomożemy.
 - Poza tym nie będą trzymać go tam wiecznie - wtrącił Marek. - Nie oszukujmy się... rzadko ktoś wychodzi z więzienia. Nie chcesz chyba, aby poszedł z dymem przez komin.

  Adam miał nadzieję, że potraktują go tam łagodnie, na ile to słowo jeszcze funkcjonowało na alei Szucha. Musiał szybko dotrzeć do szefa Wawru, aby pomógł mu zorganizować przejęcie więźniów. Jego grupa miała racje. Pomoże jemu albo komuś innemu, o ile akcja się uda. 

  Plan działania przyjęto na święto narodowe, które zbliżało się wielkimi krokami. Przywódca Wawru stwierdził, że do idealna okazja na podmienienie flag, zwłaszcza, że od jakiegoś czasu nie robili innych akcji sabotażowych. Musieli być ostrożni. Basia idealnie się zakamuflowała, chowają włosy pod czapkę. Założyła wygodne, ale ciemne ciuchy. Dobrze, że miała jeszcze te buty, które zakładała w harcerstwie. Chłopaki również się spisali. Adam miał wątpliwości czy podjąć się tego zadania, ale ostatecznie przekonano go, że musi. Niech pokaże, że nie boi się Niemców. To, że jego przyjaciel został złapany, powinno go jeszcze mocniej zmotywować od działania. Musi walczyć, walczyć i dać nadzieje Grześkowi, że i on stamtąd wyjdzie. Mały Sabotaż nie umarł. Zaczęli wczesnym rankiem. Basia trzymała małe chorągiewki z polskimi barwami, a Marek naprawdę spore flagi. Piotrek pomagał dziewczynie w zawieszaniu ich. Starali się, aby były dobrze przymocowane i widoczne. Adam miał trudniejsze zadanie, bo pomagał koledze w przywiązaniu sznurka do kamienia i flagi, a potem w rzucenie go na słupki, latarnie i inne miejsca. Musieli być przy tym bardzo ostrożni. Potrzebowali jeszcze, aby flagi niemieckie zniknęły z otoczenia. Marek jako nieliczny mógł sobie pozwolić na rower. Kiedy Adam zrywał flagi, szybko zwijał je i odjeżdżali. Problem nastąpił dopiero, kiedy zauważyli niemiecką policje koło kolejnej ich flagi. Schowali się, a jednocześnie rozglądali na wszelkie strony. Jak mają zebrać je wszystkie skoro ktoś ich pilnuje? Czekali, czekali... ale w końcu nastąpił dzień, a dziś był 3 maja. Musieli się poddać. Wrócili niezadowoleni do budynku. Tyle pracy na marne... Basia jednak pocieszała ich i inni na pewno docenią ich starania. Przypomniała im akcje innych uczestników organizacji, którzy zmieniali litery w niemieckich napisach, aby ich ośmieszyć. Adam nie stracił wiary w dalsze działania, ani jego grupa.

Rok 2013

   Dziewczyna odgarnęła długie, ciemne włosy, które wpadały jej na oczy. Blask słońca i tak przyćmiewał jej widoczność. Na szczęście szła z kolegą. Trochę od niej wyższym. Szli wokół Ronda Zesłańców Syberyjskich, co jakiś czas przechodząc przez pasy lub podziemiem. Chłopak spojrzał na rozkład autobusów. Po chwili odezwał się:
 - Czekamy, idziemy? - spytał tylko.
 - Idziemy - odezwała się moment później. Z osobą, z którą dobrze się rozmawia, można przejść nawet mile.
 Przed sobą mogli zobaczyć kilka tuneli, przez które przejeżdżały samochody. Dziewczyna z własnych doświadczeń wiedziała, że najcięższy jest tu korek. Chłopak zerknął na swoją koleżankę.
 - Wiesz, że podobno tam straszy? - spytał, mając na myśli tunele.
 - Przechodziłam tam kilka razy i jeszcze nic mnie tam nie wystraszyło - zażartowała. Skąd mu się wziął ten pomysł? Chciał ją wystraszyć?

Rok 1943

   Młody mężczyzna czuł strach, chowając się w jednej z kamienic na przeciw dworca zachodniego. Czuł dreszcze, które przechodziły po jego plecach. To na pewno nie był moment podniecenia. Zimno wdzierało się przez jego liche odzienie. Musiał jednak zobaczyć, co tu tak naprawdę się dzieję. Już dawno zanikł ruch ludzi. Wszyscy schowali się w domach. Mężczyzna schował się tu jeszcze za dnia. Nie chciał, aby ktoś z Niemców go zobaczył. Tak łatwiej mógł się wtopić w tłum. Może ktoś go jednak widział? - zastanawiał się. Nie chciał ślęczeć tu na marne albo zostać złapanym. Poczeka. Poczeka, choćby nie wie co. Słońce już dawno zaszło, a na niebie było widać tylko kilka gwiazd. Nagle usłyszał samochód, a raczej trzy. Wziął lornetkę do ręki i spojrzał przez nią. Pojazdy były zakryte, przypominały wojskowe. Wjechano do tunelu. Co oni tam robią? - myślał. Przed wejście wyszło kilku Niemców. Nie musiał się zbliżać, żeby usłyszeć jęk i krzyk osób, które znajdowały się w środku. Dźwięk wydobywał się stamtąd. Przerażony wrzaskiem, odłożył lornetkę.
 - Matko Boska - szepnął.
   Żadnych strzałów. Miał też wrażenie, że Polaków, bo raczej nie Niemców, musi być tam zdecydowanie więcej od SS-manów, więc co tam się działo? Wojna? Nie znał na to odpowiedzi. Musiał i tak zostać tam do samego rana, aby znów zrobił się tłok. Po krótkim czasie doszedł do niego dziwny zapach... okropny swąd. Najpierw coś jak uczucie gazu, wydobywającego się spod kuchenki... potem niemożliwy smród. Jęk ludzi zanikł.

   Już któryś raz to widział. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co dzieje się z więźniami w tunelach. Nie dawała mu spokoju myśl, że nie można nic z tym zrobić. Żadnych broni, a nawet samochodów. Miał nadzieję, że Podziemie w końcu coś z tym zrobi. Przecież oni wykończą Warszawę! Jaką trzeba być bestią, aby mścić się na niewinnych ludziach. Tutaj prawdopodobnie trafiały osoby, które nic nie zrobiły, z łapanki. Co z nimi robiono? Kiedyś musiał się przekonać, na szczęście nie na własnej skórze. Po raz któryś poczuł ten sam zapach, jakby gaz się ulatniał. Sprawdził kuchenkę, ale nic takiego się nie zdarzyło. Zastanawiał się też po, co gestapowcy chcieli, aby zasłonić okna? W końcu raz się odważył. Nastał już prawie ranek. Zerknął delikatnie zza zasłonki. Z tunelu wyjeżdżały zakryte samochody z jakimś ładunkiem. Wciąż czuł opary gazu, ale i jeszcze czegoś... Przeraził się, kiedy spod okrycia wypadł człowiek. Nieżywy. Kiedy szybko wniesiono go tam z powrotem, musieli odkryć, co wieźli. Zauważył kolejnego człowieka, a nawet jeszcze innego. Szybko zasłonił okno i usiadł przy stole. Zabijano ich, ale jak? Próbował połączyć wszystkie fakty. Słyszał jęki, ale ciało w żaden sposób nie było okaleczone. Do tego żadnych strzałów. Jedynie wydobywający się gaz... i smród, który potem czuł... Doszło do niego, że tuż koło jego domu, w tym tunelu stworzono komorę gazową, w której ginęło mnóstwo ludzi. Znał się na autach. Wiedział ile ludzi mogło tu wjechać. Nie mówiąc o tym, ile ten tunel mógł zmieścić więźniów...
----------
Już dawno chciałam coś napisać o czasach drugiej wojny światowej, ale o życiu tych ludzi. Pewna wycieczka w trzeciej gimnazjum właśnie do alei Szucha odmieniła moje poglądy. To, co się tam działo dla mnie wydało się straszne i cenię ludzi, którzy to wytrzymali, i nie tracili wiary. Nie wiem jak mi to wyszło, może trochę nie składnie, ale przepraszam... prawie dwa miesiące czegoś tu nie publikowałam.

* Fragment z 1943r. jest o KL Warschau, które zostało utajnione przez Niemców, ale i przez Instytut Pamięci Narodowej, co dopiero niedawno wyszło na jaw.
** Akcja Małego Sabotażu jest napisana trochę na podstawie książki;"Kamienie na Szaniec".
*** Sytuacja z Grześkiem jest zaczerpnięta z "Ikara"

12 komentarzy:

  1. Zacznijmy do tego, że zawsze opornie idzie mi komentowanie rozdziałów / opowiadań. Wolę zacząć nawijać na żywo, a jakoś w słowa pisane nie mogę tego ubrać. Ale postanowiłam w końcu się ogarnąć i pozostawić po sobie jakiś ślad ;D
    Po pierwsze... Już uwielbiam tytuł tego opowiadania!
    Nigdy nie byłam fanką historii w szkole, żaden nauczyciel nie potrafił mnie zainteresować. Ale kiedy chodzi o książki, tu się nieco ta kwestia zmienia. Dlatego byłam wręcz ciekawa twojego nowego opowiadania :D
    Jak to ktoś określił. Nawet mała pchła może wkurzyć wielkiego psa. A akcje sabotażowe były idealną pchłą.
    Właściwie to sądzę, że tunele, w których coś straszy to całkiem ciekawy pomysł :D I właściwie bardzo podoba mi się to, że ujęłaś to miejsce w opowiadaniu. Chociaż nie było to przyjemne. Miłość w czasie wojny i akcje sabotażowe za razem... Lubię to :P
    + nawiązanie do Kamieni na szaniec. I nawet rudzielec się znalazł :P
    Wiesz, że cię podziwiam? :D Że poruszasz takie tematy, takie których niechętnie się podejmowałaś [Pierwsza randka] ;D i wychodzi ci to naprawdę dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uhu któż to do mnie wpadł ;d. Doceniam Twoje poświęcenie. Ech nie trafiłaś po prostu na moim, moi mówili ciekawie. No dobra może nie tak ciekawie, aby jedzenie nie przesłaniało mi głowy w tym czasie, ale... no nie ważne ;P. No niestety to wkurzało, czego potem skutkiem była śmierć innych niewinnych osób. A ja przez ten tunel muszę przejeżdżać jak jeżdżę do szkoły, dlatego też mnie to strasznie zaciekawiło. Lubisz? To mnie zdziwiło ;p. To miło coś takie poczytać, że Ci się podoba... ;)

      Usuń
  2. Komentarz będzie odnosił się jedynie do najnowszego opowiadania, ale gdy znajdę chwilkę wolną, to cofnę się także do tych wcześniejszych.
    Przede wszystkim bardzo spodobała mi się tematyka, którą poruszyłaś. Tematy wojny nigdy nie są łatwe, ale uważam, że poradziłaś sobie świetnie i tekst jest na wysokim poziomie.
    Chyba nie potrafię stwierdzić, historia którego z młodych ludzi poruszyła mnie najbardziej, bo każda miała w sobie to coś i przy każdej czuło się cierpienie bohaterów i tragizm sytuacji, w jakiej się znaleźli. Jednakże dreszcze na ciele przede wszystkim ostatni fragment. To było okropne i aż ciężko w obecnych czasach wyobrazić sobie takie zbrodnie na ludziach. I uważam, że ten krótki fragment ze współczesności idealnie pasował w tym miejscu, chociaż gdy zobaczyłam datę, to mocno się zdziwiłam.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za Twój komentarz ;). Cieszę się, że jednak udało mi się osiągnąć dobry efekt w tej tematyce. Akurat sytuacja z 2013 jest prawdą, a że idealnie pasowała mi do tego fragmentu z 1943, że aż nie mogłam tego nie dodać.

      Usuń
  3. przede wszystkim bardzo dziękuję Ci za uwagi na temat mojego opowiadania :) Są cenne ^ ^ Co zaś do Twojego...
    Już pierwszy akapit brzmi bardzo zachęcająco do przeczytania całości. Często to pierwsze zdania decydują, Tobie się tu udało. Już pojawia się jakaś aura tajemniczości, dobry zabieg :)
    Drugi akapit niesamowicie skojarzył mi się z "Ikarem" Iwaszkiewicza. Czytałam kilka lat temu, ale kończy się tak samo jak u Ciebie zaczyna :)
    Dalej robi się coraz ciekawiej. Lubię tę tematykę, ale pierwszy raz widzę opowiadanie z nią związane na blogu, co bardzo mnie cieszy ^ ^

    Współczuję bohaterowi... Ciągnięty do jakiegoś budynku, mocno wystraszony, myślący o mamie i bracie... przerażająca wizja... To musi być niezwykle stresujące. Jeszcze potem ta cela. Tyle dobrego (dla niego), że już tam byli jacyś ludzie, zawsze to mniejszy strach... Tak w każdym razie mi się zdaje, na szczęście nie miałam okazji się przekonać i daj Boże bym nie miała ^ ^' W sumie to ciekawie nawet opisałaś jak tam siedzieli.
    "To, gdzie siedział nazwano "tramwajem" ze względu na to, jak zostały usadzone krzesła. " kurczę.... Ostatni raz jechałam tramwajem kilkanaście lat temu, nawet nie pamiętam jak wyglądają XD
    Brrr, te opisy jak dręczono ludzi są straszne. realistyczne.
    No i szkoda też matki tego zakochanego chłopaka... Naraził ją na niemały strach. Na co dzień człowiek nie myśli o tym, że w dawnych latach to była norma, a Ty bardzo ładnie to pokazujesz.
    Zdążyłam tez polubić Basię :)
    Ach no i Grzesiek to dobry chłopak, pomógł współwięźniowi i chciał najpierw jego nakarmić, więc widać też, że pierwszy raz coś takiego go spotyka, bo w obozach akurat to po czasie wręcz bili się o jedzenie.
    Całość rewelacyjnie się czytało, naprawdę ciekawe i chętnie bym poczytała całe rozdziały takiego opowiadania :) Niezwykłe :)
    Kira

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem naprawdę świetnie to wyszło. Masz rację, nie wszystkich interesuje taka tematyka, a szkoda, bo mogą powstać naprawdę ciekawe opowiadania. Byłoby fantastycznie gdybyś jeszcze kiedyś napisała coś podobnego :)
      Czekam na następne opowiadanie, a póki co zapraszam do siebie na kolejny rozdział :)
      miasto-przeznaczenia.blog.onet.pl
      Kira

      Usuń
  4. Akurat "Koszmaru minionego lata" nie oglądałam, ale słyszałam o nim kilkakrotnie. Chyba się za to zabiorę, jeżeli jest tam faktycznie podobny motyw jak u mnie w opowiadaniu :D
    Kira

    OdpowiedzUsuń
  5. moim zdaniem opowiadanie wyszło Ci rewelacyjnie. osobiście mam problemy z krótką formą wypowiedzi bo zawsze mam ochotę się rozpisać :D
    wybrałaś sobie bardzo trudną tematykę wojny. ciężko jest powiedzieć, co czują tacy ludzie, jak Twoi bohaterowie, ale u Ciebie zabrzmiało to bardzo realistycznie i... no co tu dużo mówić - prawdziwie.
    Najbardziej złapał mnie za serce Grzesiek. to wielkie poświęcenie dać coś współwięźniowi, kiedy nam brakuje.
    pozdrawiam, a jka masz ochotę to zapraszam też do mnie na: http://brz-kao-vetar.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej moja kochana, najukochańsza!

    Bardzo przepraszam Cię, że tak długo nie dostałaś ode mnie komentarza. Nie będę mówić dlaczego, bo sądzę, że doskonale wiesz na jaki brak czasu cierpię. uczelnia mnie wykańcza, chociaż mogę już trochę odetchnąć- zaliczyłam, co miałam zaliczyć, a teraz męczę się tylko z nowym semestrem.
    Twój rozdział przeczytałam masę czasu temu, praktycznie niedługo po tym jak opublikowałaś i nawet pisałam komentarz, kiedy dostałam sms'a z mojego kochanego internetu, że... skończył mi się pakiet. I dupa. Komentarz poszedł się walić i wszystko rozciągnęł mi się w czasie. Mam tylko nadzieję, że nie zapomnę o niczym, co chciałabym Ci przekazać;)

    Po pierwsze, primo- Pokłon za tematykę! Wojna nie jest ulubionym tematem nastolatków, a opowiadań tego typu nie ma na blogspot zbyt wiele, dlatego tym bardziej szacunek dla Ciebie, że chciałaś się podjąć czegoś takiego. Tym bardziej, że odświeżyłaś mi trochę pamięć, bo od czasów matury (pisałam pracę maturalną z polskiego o wojnie;D ) nie miałam z tym styczności. A temat- niesamowicie ciekawy.

    Po drugie, primo:D - Strasznie podobał mi się sposób w jaki stworzyłaś postacie i styl tego opowiadania. Dałaś im odważne charaktery, niezwykle potrzebne w czasie wojny i pokazałaś jak wyglądała mentalność ludzi w tamtych czasach. Choć wiadomo, trudno nam jest to sobie wyobrazić, a tym bardziej poczuć ich emocje i strach, skoro nie było nas wtedy na świecie. Dlatego tym bardziej szacunek dla Ciebie, bo czytając to opowiadanie czułam, że myślę chociaż trochę podobnie jak oni. A to już Twoja zasługa.

    Po trzecie, primo ultimo- Z chęcią przeczytałabym kontynuację! Dlaczego? Bo zostawiłaś nas z tysiącem pytań. Np. ciekawi mnie strasznie czy to przesłuchanie doszło do skutku, czy przyjaciele uwolnią Grześka i jak skończy się jego historia. Dołączy do ojca? Oby nie! Ale wątpię, że Niemcy tak po prostu go wypuszczą. W końcu ma przy sobie tą książezkę. Niby nic, a jednak o jeszcze głupsze rzeczy Niemcy zabijali. Poza tym, te wszystkie miejsca, które opisywałaś. Ludzi, którzy byli świadkami tych strasznych scen i strach społeczeństwa- fenomenalne! Tematyka wojenna to zdecydowanie- Twoja tematyka.

    Kochana, mam nadzieję, ze dostaniesz przypływu weny i opublikujesz nam tu coś w niedługim czasie. Chyba muszę wymyślić coś, co Ci tą wenę będzie dostarczało. Tylko nie wiem co;D

    Ściskam i pozdrawiam serdecznie;*

    A jak znajdziesz chwilkę - pojawił się Rozdział 2.2 Nie wiem czy powiadamiałam więc najwyżej się powtórzę;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejka ^ ^
    Co do ostatniego rozdziału mnie to faktycznie źle napisałam z tym nożem, bo to chodziło o to, że dziewczyna już była tak przerażona tym domem, że chciała chodzić wszędzie z nożem, tak na wszelki wypadek ;P Źle to rozpisałam :) A i pojawił się u mnie kolejny rozdział, zapraszam w wolnej chwili :)
    Kira

    OdpowiedzUsuń
  8. Zadziwiłaś mnie tematyką tego opowiadania, wiesz? Ale tak pozytywnie. Bo do tej pory poruszałaś raczej kwestie związane z takimi przyziemnymi (no może nie do końca) tematami, z którymi każdy z nas bądź, co bądź kiedyś miał lub nadal ma do czynienia. Tymczasem zaprezentowałaś nam piękny fragment dotyczący czasów dla Polski i Polaków niezwykle trudnych, a mianowicie tych wojennych. Czasów, gdzie każdy, spokojny dzień był błogosławieństwem, a nie tylko powodem do narzekań. A właśnie tego nienawidzę chyba najbardziej w ludziach - tego doszukiwania się we wszystkim negatywów i bezustannego narzekania, nawet gdy nasze życie układa się całkiem znośnie. Ludzie jakby zapominają o co walczyli ich przodkowie. Marudzą, że nie mają tego czy tamtego, ale nie zdają sobie sprawy, że posiadają coś niezwykle istotnego. Mają wolność, za którą przelało się tyle ludzkiej krwi i tyle ludzkich istnień dobiegło końca w zmaganiach o nią. Eh, mogłabym na ten temat w nieskończoność, ale jednak przyszłam tutaj, aby przeczytać i skomentować twoje kolejne, świetne opowiadania. Swoją drogą, przeraża mnie, że tak niewiele ich już zostało. Co ja pocznę, gdy dojdę do końca? Będę musiała z utęsknieniem czekać, aż znowu dodać coś nowego.
    No, ale do rzeczy! Wydaje mi się, że całkiem wiarygodnie oddałaś klimat tamtejszych lat. Ten ciągły niepokój, strach, nerwy napięte do granic możliwość i troska. Bo nikt przecież nie wiedział, czy jeszcze kiedyś zobaczy swoich bliskich, gdy ci znikali za drzwiami. Każdy taki raz mógłby okazać się tym ostatnim. Idealnie oddałaś realia tamtych lat. Konspiracja, niezdarne próby walki z dużo silniejszym wrogiem - mniej lub bardziej udane, ale też cierpienie. Bardzo obrazowo opisałaś cierpienie tych wszystkich ludzi.
    Chyba nie potrafię stwierdzić losy którego z bohaterów poruszyły mnie bardziej. Każda z historii była w jakiś sposób odmienna, każda z postaci inna. Tak, to trzeba ci przyznać - genialnie ich wszystkich wykreowałaś. Ogólnie widzę, że nie masz z tym problemu, bo we wszystkich twoich opowiadaniach bohaterowie są niezwykle wyraziści, unikalni. Nie są szablonowi, a raczej barwni. Łatwo przychodzi mi ich polubienie lub znienawidzenie.
    W tym wypadku przedstawiłaś ich dość pobieżnie, nie zagłębiając się za bardzo w psychikę poszczególnych osób, ale za to pokazałaś ich historie.
    Ten chłopak, który przez nieuwagę praktycznie wydał sam na siebie wyrok - tak, to mnie poruszyło. Biedny Grzesiek! Nikt nie zasłużył na taki los. Ale perspektywa tej zakochanej pary też chwytała za serce. Swoją lekkomyślnością chłopak sprawił matce dużo cierpienia i strachu. A chęcią udziału w organizowaniu sabotaży mógł tylko powiększyć to cierpienie. Eh, jednak chęć wolności i pozbycia się prześladowcy i tak okazała się silniejsza...
    Idę do kolejnego opowiadania, ale musisz wiedzieć, że strasznie podobało mi się to twoje spojrzenie na tematykę wojenną. Z wielką chęcią przeczytałabym kiedyś jakieś dłuższe opowiadanie w twoim wykonaniu dotykające tego problemu.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń