Uwaga!

1) Szablon zrobiła Ruda za co serdecznie dziękuję. Niech Ci to ktoś wynagrodzi w czymś dobrym do jedzenia ;D
2) Bardzo lubię, jak ktoś mi pomaga, mówiąc, co mu się podoba czy jakie błędy popełniam. Jednak jeżeli chcecie wskazać mi błąd w złej pisowni, to cytujcie zdania, a nie wyrazy, będzie łatwiej mi znaleźć :)
3)Jeżeli chcesz, abym przeczytała Twojego bloga, to najlepszą opcją byłoby skomentowanie rozdziału u mnie. Zwykle odwdzięczam się tym samym. Nie musi Ci się spodobać, ale zostaw szczerą opinię :). Nie zostawiaj reklam, bo te usuwam.

piątek, 3 marca 2017

Odwaga czy głupota?(17)

Zerknął na maile na poczcie elektronicznej. Nie zdziwił się, że większość zagracały bezużyteczne reklamy, których nawet nie chciało mu się kasować. Wyszukał wzrokiem tematów, które brzmiały, jakby pisał je ktoś indywidualnie, a nie jako chwytliwy tytuł. Niestety odnalazł tylko jeden. Westchnął. Adam Falkowski – czynsz za listopad. Kliknął niechętnie w maila. Nie dało się ukryć, że dorosłość to nie tylko samowolka. To i obowiązki, i odpowiedzialność. Wolał od razu zapłacić, zanim o tym zapomni. Zalogował się do banku, podając kilka haseł, które miały chronić jego konto przed niepożądanymi osobami.
Skrzywił się. Dobrze wiedział, że pieniądze same nie przybędą. Wklepał potrzebne dane do przelewu i powoli nacisnął ostateczny przycisk. Praca. Musiał w końcu się tym zająć, zamiast wiecznie odkładać. Nie miał zamiaru prosić rodziców o pieniądze, pomimo że sami garnęli do utrzymywania go. Zawsze tylko „nasz, mały Kasjan”.
Nagle wszystkie myśli zniknęły, kiedy ktoś zapukał. Odwrócił się akurat, kiedy Lili uchyliła drzwi.
– Mogę na chwilę? – spytała niepewnie.
Kasjan zastygł na paręnaście sekund, uświadamiając sobie, że jego współlokatorka po raz pierwszy szukała z nim kontaktu i sama do niego zajrzała.
– Jasne – odparł z uśmiechem.
Rozglądała się chwilę po pomieszczeniu. Usiadła na skraju dwuosobowego łóżka, które mieściło się podobnie jak u niej – naprzeciw biurka. Po bokach stała niemal czarna, dwudrzwiowa szafa, wysoki regał i dwie szerokie półki oraz mały stolik z niewielką półką pod spodem. W przeciwieństwie do jej pokoju, Kasjan nie ukrywał się ze swoimi rzeczami. Książki, gry, płyty – wszystko umiejscowił na półkach. Na stoliku leżała nawet doniczka z kwiatkiem, którego Lili nie potrafiła nazwać. – Co u Karoliny?
Czekając na odpowiedź, wzrokiem przechadzała się po kolejnych grzbietach książek. Niemal pół półki zajmowały te o zwierzętach. Dalej rozpoznała nazwisko autora, o którym mówiła jej nastolatka – Andrzej Sapkowski. Podążała dalej wzrokiem, jednak ustała, słysząc odpowiedź Kasjana.
– Lepiej. Chociaż chciałaby odciążyć matkę od sprawy pogrzebu, ale sama nie potrafi się tym zająć. Spróbowałem jej pomóc, ale samo pytanie o to, kogo trzeba poinformować, doprowadza ją do płaczu. – Jego wyraz twarzy zmienił się, a cień uśmiechu usunął się bezpowrotnie. – Ciężko mi patrzeć, gdy płacze. Poznaliśmy się tak niedawno, a ja tak mocno ją pokochałem. No i ciąży mi to, że jestem kompletnym idiotą.
– Kasjan… – Zwrócił ku niej wzrok. – Sporo pewnie i tak byś nie zrobił.
– Wcześniej byłaś innego zdania – wytknął.
– Wiem. Mogliśmy kogoś o tym poinformować, ale tego nie zrobiliśmy. Stało się, już trudno.
Popatrzył na nią uważnie, dla Lili zbyt uważnie. Od razu pobiegła wzrokiem do książek. Za to on próbował poszukać jakiejś oznaki, która tłumaczyłaby przemianę koleżanki. Jednak czarne włosy, jasna cera, dżinsy czy zielony sweter, nie dałyby mu nigdy odpowiedzi. Przecież jeszcze niedawno próbował ją namówić do pogodzenia się z przeszłością, a teraz to ona wzięła jego stronę. Może w końcu zrozumiała, że to nic nie da, więc i on powinien zastosować się do swojej rady.
– Pieniądze z wakacji mi się kończą, a ja nie mam zamiaru być na utrzymaniu rodziców. Nie chcę, aby dawali mi pieniądze jak mojej siostrze – zmienił temat.
– U mnie to zawsze Sebastian był ten bardziej samodzielny. – Uśmiechnęła się do siebie. – Poszedł na zaoczne i znalazł sobie prace. Mieszkał z rodzicami, ale dokładał się do czynszu.
– A ty? Chyba masz dzienne, nie?
– Tak.
Nastąpiła chwila ciszy. Ich wzrok się spotkał. Lili mimowolnie odwzajemniła uśmiech Kasjana.
– Masz jakąś sprawę? – przyjrzał jej się uważniej.
– Właściwie to nie – odparła, lekko przeciągając odpowiedź.
Już na samą myśl, że miałaby powiedzieć, że po prostu chce go poznać, robiło jej się potwornie głupio. Mieszkali ze sobą kilka miesięcy, a ona nie zdążyła wymienić się z nim podstawowymi informacjami? Nawet Sebastian nie spodziewał się tego po niej.
– Czytasz? – zapytała nagle, powracając do regału z książkami.
– Tak, fantastykę uwielbiam od zawsze. Szczególnie Sapkowskiego. – Już złapał oddech, aby powiedzieć coś jeszcze, ale przystanął. – A ty? Lubisz fantastykę? Bo po tym co widzę, to biblioteki kochasz – zaśmiał się.
– Fantastyka jakoś nie bardzo. Wolę coś realnego.
– Ale Harry’ego Pottera znasz?
– Tak. W porządku, to jedna książką, którą lubię. Jednak czytałam dawno, dawno temu – przyznała. – Kompletnie nic nie pamiętałam. – Rozłożyła ręce w geście bezradności.
– Znam je niemal na pamięć. „Kamień filozoficzny”, „Komnata tajemnic” i inne. – Pokręcił głową. – Siostra mi wytykała, że jestem dziecinny, że wciąż czytam literaturę fantastyczną.
– Wiesz co? Zawsze zazdrościłam ludziom tego, że potrafili nie ukrywać siebie. Odważnie zatańczyć, powygłupiać się, a nie głupio komentować, że wygłupy to nie są w ich wieku. Myślę, że twoja siostra nie ma racji. Robisz to co lubisz.
– Trochę jednak ma – odwrócił się na moment do komputera. – Przyszyły rachunki, a z mojego konta wciąż ubywa, zamiast przybywać.
– No to powinieneś wziąć się za siebie. – Uśmiechnęła się lekko. – A ja razem z tobą.
– Oj Lili, Lili – parsknął, chyląc głowę na prawo. – Kiedy ta dorosłość przyszła i nas zaskoczyła?
– Nie mam pojęcia, ale chyba nie możemy jej pozwolić, aby nas miała w garści.
– Zdecydowanie nie możemy.
– Ty szukasz pracy. – Wskazała palcem na niego.
– A ty masz zacząć zauważać, co się dzieje dookoła – odezwał się dość poważnie.
– No to umowa stoi.
Podał jej rękę, a ona niepewnie ją uścisnęła. Spojrzał w jej brązowe oczy i zauważył, że i one się cieszą. Może nie iskrzyły radością, ale wiedział, że w głębi duchu ona się uśmiecha. Zawsze patrzył na postawę ciała, zachowania i nie ufał tylko uśmiechowi, zwykłym słowom. Wolał czyny, bo to one mówiły o człowieku. Jakim jest, co czuje. A u niej niemal wiecznie widział niepewność i wręcz obojętność. Rzadko radość. Niekiedy uśmiechy, aby o nic nie pytał, bo chciała grać, że nic nie jest, że niczego nie potrzebuje i nikogo. A on wiedział, że w końcu musi pęknąć, bo człowiek to stworzenie stadne i potrzebuje kogoś do komunikacji.


Zebrała swoje rzeczy i wsadziła do kieszeni. Opuściła jak najprędzej salę ćwiczeń i przeszła prędko przez korytarz. Nie mogła oprzeć się chęci wyjścia na zewnątrz, ale miała coś jeszcze do załatwienia. Minęła Wridiusa, który wyprzedził ją z wyzywającym spojrzeniem. Wywróciła jedynie oczami i starała się go nie zauważać, i chyba to wystarczyło. Odszedł nawet nic nie mówiąc. Kąciki jej ust lekko się uniosły.
Doszła do wielkich drzwi i chciała już wejść, gdy one otworzyły się i zobaczyła swojego już siwego ojca.
– O, Klemena.
– Cześć, tato – przywitała się, kusząc się na uśmiech. – Śpieszysz się?
– Właściwie to nie. – Zerknął na książkę w dłoni i zaprosił ją do pokoju.
Położył ją do szuflady i usiadł przy biurku, a naprzeciw niego Klemena. Przez moment czuła, jakby załatwiała coś w jakimś urzędzie.
– Mam jedno pytanie – zaczęła powoli, obserwując reakcje ojca. Ten jednak praktycznie bez wyrazu twarzy wpatrywał się w nią, czekając aż w końcu coś powie. – Lefi…
Wstał. Podparł się na dłoniach i wbił w nią spojrzenie. Uszła jej cała pewność siebie.
– Ten chłopak nie powinien siedzieć ci w głowie! – podniósł ton. – Teraz już wiem, dlaczego twoje wyniki tak bardzo się obniżyły. Ten prostak zawrócił… – nie zdążył dokończyć.
– Tato! – uniosła się. – Nie umiem wszystkiego robić perfekcyjnie i nie uważam, abym musiała poświęcać cały czas na naukę – odparła. – Lubię go. – Zignorowała jego wywrócenie oczyma. – Dlatego chciałam zapytać, kiedy on wróci. Co z jego zadaniem?
– Nie powinien cię obchodzić – trochę złagodniał i wziął ręce z biurka, odwracając się. – Nie radzi sobie. To był błąd, aby go posyłać. Za mocno w niego wierzysz, a to zwykły łobuz, który nie umie sobie poradzić z najprostszą misją.
„A ty potrafisz? Czemu go wysłałeś?” – pomyślała, ale nie ośmieliła się wypowiedzieć tych słów. Przywilej córeczki tatusia nie pozwalał nawet na tego typu kłótnie.
– Ale wróci? – spytała.
– Jak dokończy zadanie. – Odwrócił się do niej. – Przecież ci obiecałem. Nie złamię obietnicy córki.
Klemena niepewnie wpatrywała się w ojca. Uśmiechał się, ale nawet ona wyczuwała, jak mocno wysilał się na największe uniesienie kącików ust. Nie. Jej ojciec nie potrafił kłamać. Ona jednak tak. Schyliła głowę, a potem uniosła ją ponownie.
– Wiem, tato. Dziękuję, że dałeś mu szansę.
– Nie mogłem nie zrobić tego dla ciebie – podszedł do niej, a kiedy wstała, przytulił ją do siebie. – Chociaż wolałbym, abyś zakolegowała się np. z Wridiusem. To przemiły chłopak. Zdolny i… wychowany.
Niemal parsknęła śmiechem. Dobrze, że ojciec nie widział jej twarzy, którą wtulała w jego klatkę piersiową. Naprawdę musiałaby upaść na głowę, aby zacząć utrzymywać kontakt właśnie z nim. O nie. Nigdy w życiu. Chociaż… Nie.


Założył skurzaną kurtkę i przeszedł się po ulicach miasta. Zaczesał czarne, długie włosy za ucho i rozejrzał się wokoło. Spojrzał w niebo, ale to nie dawało zbyt wiele. Co też miała mu powiedzieć ta niebieska przestrzeń z białymi otoczkami, które zwą niebem? Nie umiał się przez nie przebić. Odebrano mu wszystkie moce. Tak już się działo, że gdy w danym świecie nie funkcjonują, to i czarodziej nie zrobi nic, a przynajmniej nie taki zwykły. Jedynie moc pośrednia, jakby telepatyczna tylko istniała. Przez nią właśnie kontaktował się Arkadius. Za długo czekał na kolejną odpowiedź. Wykonał już przecież zadanie. Krzyczał w górę, jak wcześniej, ale nie. On milczał. Ten dziad po prostu z niego drwił. Wykorzystał go.
Usiadł na ławce na rynku i przyglądał się bibliotece, w której narobił tyle szumu. Te wszystkie zabezpieczenia, ochrona… To nic. Każdy mógł tam wejść. Każdy kto choć odrobinę się przypatrzył, jak to wszystko funkcjonuje. Może i przyznał rację facetowi, który usnął w muzeum. W końcu praca dzień w dzień, polegająca na wypatrywaniu ludzi, chcących coś przeskrobać jest żmudna. Jednak to jego problem, że nie pilnował, kiedy powinien.
Jego uwagę zwróciła dziewczyna w szarym płaszczu, zerkająca na niego. Od razu ją rozpoznał. Wysoka, szczupła i te przenikliwe oczy, które nie potrafiły zająć się sobą. Naprzeciw temu, co czuje, uśmiechnął się do niej. To zdało egzamin – odwróciła wzrok. Pokręcił głową. Wstał nagle i zaczął za nią iść.
Nie od razu przyspieszyła kroku. Dopiero gdy minęła kilka skrzyżowań, a on nadal był tuż za nią, zwiększyła prędkość. Na szczęście, idąc do biblioteki, wokół niej maszerowało wiele osób. To szybko, to wolno. Czuła się bezpiecznie, mając koło siebie tłumy ludzi. Nie wierzyła w znieczulice. Nie aż taką. Odetchnęła z ulgą, wchodząc po kolejnych stopniach schodów, wreszcie znajdując się w małej, ulubionej bibliotece.
– Dzień dobry – przywitała się z bibliotekarką.
Kobieta tylko skinęła głową z uśmiechem, najwyraźniej czymś zajęta.
Lili czym prędzej wyszukała książek do fizyki, które pomogłyby w jej projekcie. Łapała się na tym, że większość z nich kojarzyła już z tytułów. Położyła pod nogami mały, granatowy plecak, wyjmując wcześniej teczkę ze skserowanymi wytycznymi. Podniosła na chwilę wzrok, ale nikt nie wszedł. „O co mu właściwie chodziło?” – przeszło jej przez myśl.


Dochodziła dwudziesta, więc musiała spakować swoje rzeczy i odłożyła książki na regał. Uśmiechnęła się do bibliotekarki i wyszła z budynku. Wraz z zamknięciem drzwi przypomniała sobie o tym mężczyźnie. Zastanowiła się czy nie zadzwonić do Kasjana, ale ostatecznie odrzuciła pomysł. Przecież nie powie mu, że się boi ciemności. Jak wyzna prawdę, to uzna ją za wariatkę. Boi się gościa, który ją śledził. Może jej się zwyczajnie wydawało? Czy jest aż tak aspołeczna, że każdy objaw uwagi identyfikuje z napaścią na nią?
Przejdzie się. W końcu do domu ma blisko. Jednak nie mogła się powstrzymać od rozglądania się, co chwilę. Wsadziła ręce do kieszeni płaszcza, trzymając w ręku telefon. Wierna klawiszowym urządzeniom nie dała się przekonać na dotykowe cacko. Jednak jej każdy telefon oczarowywał ją jakąś funkcją. Tym razem trafiła na połączenie alarmowe. Trzy przyciski danego klawisza, a do wybranego wcześniej adresata trafiała wiadomość o potrzebie pomocy. Nie musiała odbierać, aby połączenie zwrotne zostało zrealizowane. Ktoś po drugiej stronie już mógł słyszeć, co się dzieje. Nie sądziła, że kiedykolwiek jej się to przyda, ale zawsze wolała mieć możliwość.
Próbowała się skupić i iść, nie patrząc za siebie, ale nijak jej to wychodziło. Złapała się na tym, że idzie niemal spięta, gotowa w każdej chwili na kontratak. Przynajmniej tak jej się wydawało. Ta cała ciemność, której nigdy się nie bała, nagle zaczęła ją przerażać. Stanowiła schronienie dla niebezpieczeństwa. Cieszyła się, że w tej chwili mieszka w mieście, a nie w lesie. W nim strach jakoś bardziej się wzmagał.
Nagle stanęła, dochodząc do rynku. Tutaj paliło się kilka lamp i to dodawało jej trochę odwagi, nadziei. Spojrzała na ławkę, na którą siedział wcześniej tamten mężczyzna. On znowu tam był! Od razu ją zobaczył. Uśmiechnął się. Nie wstawał. Lili rozejrzała się wokoło, widząc że kilkanaście osób przechadza się po rynku. Czy nadal czuła się bezpiecznie?
– O cześć!
Mogłaby przysięgnąć, że niemal podskoczyła, słysząc czyjś głos za sobą.
– Lili, prawda? – dziewczyna nie zraziła się na widok reakcji. A może to tylko jej wyobrażenie?
– Cześć, tak – zreflektowała się, poznając Izę.
– Mieszkasz tu?
– Tak.
– Miałabyś ochotę na krótkie wyjście do pubu? – zagadnęła, spoglądając na moment na telefon, aby sprawdzić godzinę. Już chciała odpowiedzieć, że musi coś jeszcze zrobić, kiedy nagle usunęła te myśli z głowy. Wciąż odmawiała i szukała wymówek. Przecież obiecała bratu, że zacznie więcej przebywać z ludźmi.
– Do pubu? Czemu nie… – zerknęła ponownie na ławkę, ale długowłosego mężczyzny już tam nie było. Może przeraził się, że ktoś dotrzymuje je towarzystwa? Umarłaby chyba ze strachu, gdyby znowu zaczął za nią iść.
– To świetnie. – Ucieszyła się od razu, zawracając i prowadząc ją do pubu.
Mimo że wieczór dopiero się zaczynał, to już ominęły kilka par niepewnie stąpających po ziemi. Wcale nie grała roli ich płeć. Lili tak się w nie zapatrzyła, że na chwilę straciła koleżankę z oczu. Jednak ta nie zapomniała o niej, wychodząc z lokalu.
– No chodź. – Zamachała.
Weszła niepewnie do środka. Czerwone ściany zbiegały się z pomarańczowym, nie dając jednoznacznego koloru. Lili zastanawiała się czy to nie światło nie jest odpowiedzialne za ten mylący odcień. Czarny bar, a za nim niska blondynka, nalewająca drinka. Tuż obok kręcił się średniego wzrostu tęgi brunet, z uśmiechem na ustach, zabierając puste szklanki. Iza właśnie schodziła w dół lokalu, a Lili z braku innego pomysłu podążyła za nią. Dolna część lokalu pomalowano na granatowo, a stoliki w bieli, które miało się wrażenie, że oświetlają trochę pomieszczenie. Przy każdym rogu stała lampa.
Iza już wybrała wolny stolik w rogu, kładąc płaszcz na kanapie.
– Co ci wziąć? – rzuciła pytanie, kiedy Lili ledwie zdołała dojść do stołu.
Przez moment nic nie odpowiedziała. W życiu nie zagościł w pubie.
– Sok jakiś.
– Och daj spokój. – Zaśmiała się. – Piwo, drink?
– Nie piję alkoholu.
– Wezmę ci drinka na spróbowanie. – Puściła do niej oczko i prędko się oddaliła.
Lili tylko westchnęła. Takich jak Iza trudno do czegoś przekonać. Usiadła na kanapie, rozglądając się po ludziach. Naprzeciw siedziała kobieta z mężczyzną. Śmiała się i wpatrywała w jego oczy. On zaś opowiadał. Lili zastanawiała się czy ona naprawdę go słucha, czy tylko wpatruje się z zachwytem, nie zważając na to co mówi. Czy tak właśnie wygląda miłość? A może tylko zauroczenie? Tak Martin patrzył na Gabi, a może ona na niego?
Szklanka z niebieskim drinkiem stuknęła o stolik. Iza usiadła ze swoim piwem. Lili sięgnęła po portfel.
– Daj spokój – zaoponowała Iza. – Następnym razem ty postawisz.
Na to mogła się zgodzić.
Sięgnęła po drinka. Musiała przyznać, że w sumie to całkiem wpadł w jej gusta smakowe. Już chciała go odłożyć, ale cisza nawet dla niej stała się niezręczna.
– Co właściwie robisz na co dzień?
– Studiuję fizykę.
– Fizykę? – Iza otworzyła szeroko oczy. Lili wcale nie zdziwiła reakcja nowej znajomej. Prawie każda osoba tak reagowała. – No to gratuluję ambicji. Dla mnie to czarna magia.
– A ty? Czym się zajmujesz?
– Po liceum ogólnokształcącym jakoś nie chciało mi się ruszać tyłka na studia. – Skrzywiła się nieznacznie. – Znalazłam pracę w „call center”. Dzwonię do ludzi z propozycjami nowych ofert Internetu czy pakietów telefonicznych. Naprawdę są atrakcyjne, ale ludzie wiadomo – czasem odłożą telefon zanim skończę się przedstawiać. Chociaż całkiem nieźle mi idzie. Już nie raz dostałam premię. Lubię gadać. Mogę wybierać sobie do kogo chce zadzwonić. Najlepiej do tych, którzy korzystają z naszych usług od lat. – Upiła piwa. – Niby fajnie. Ale faceta jakoś brak. – Parsknęła śmiechem.
„Nie próżnuje w poszukiwaniu, przypominając sobie co mówił Maks” – podsumowała Lili.
– Jeszcze na pewno jakiegoś znajdziesz – próbowała dodać jej otuchy, zastawiając się czy przypadkiem nie zapyta ją o Sebastiana.
– Lata mijają. Mam już przecież dwadzieścia cztery lata, a moja komórka od kilku lat nie dzwoni, aby ktoś chciał umówić się na randkę.
– Czemu sama nie podejdziesz do nikogo? – spytała Lili, odgarniając swój czarny włos, który wpadł jej do ust. – Przecież jesteś wygadana.
– Nieśmiała i wygadana zarazem – odparła tylko. – Zawsze ci, którzy mi się podobają interesują się kimś innym.
– Zawsze? – spytała odruchowo.
– Prawie zawsze. W końcu kilku chłopaków miałam.
– Całkiem dobry ten drink – wtrąciła Lili, zmieniając temat.
– Widzisz? – Iza uśmiechnęła się mimowolnie.
Lili stwierdziła, że teraz dziewczyna wygląda naprawdę szczerze i ładnie. Sztuczność i kpiące, wykrzywione miny odbierały trochę sympatii. Może i dziewczyna przesadnie się zwierzała, ale chociaż miała pracę i potrafiła się utrzymać. Widocznie też nie słuchała nikogo, kto pewnie naciskał ją na studia.
– Pewnie jak masz brata, to nie masz takich problemów jak ja, co? – zagadnęła ponownie. – Starsi koledzy, to zawsze jakaś szansa na znalezienie partnera.
Od razu w jej głowie pojawił się Martin. On najczęściej bywał w ich domu. W dodatku to nie tylko przyjaciel brata, a też jej. Z resztą kolegów Seby raczej się nie zadawała. Zwykle tylko się przywitała. Martin mieszkał po prostu najbliżej ich i znali się zanim poszli do szkoły.
Ponownie nie wiedziała, co odpowiedzieć. Iza najzwyczajniej nie uważała, aby takie tematy należały do prywatnych. W dodatku Lili znów miała wrażenie, że dziewczyna chce jej coś zainsynuować. A może po prostu przesadza z tymi podejrzeniami i pyta ot tak? Lub zwyczajnie chce zagaić ją jakoś o jej brata? Zamiast odpowiedzi, uśmiechnęła się blado.
– Zadaje zbyt prywatne pytania? Wybacz, taka ze mnie gaduła – odpowiedziała sobie sama, zanim zdążyła uzyskać jakąkolwiek wypowiedź.
– Trochę – przyznała niechętnie Lili. – Mieszkasz tu? Czy tylko wpadłaś okazyjnie?
– Pracuję, ale dojeżdżam z domu. Czasami nocuję u koleżanki, jak nie chce mi się wracać.
Iza odgarnęła długie, brązowe włosy za ramiona i wyjęła telefon, grzebiąc w nim przez chwilę, zostawiając koleżanką samą sobie. Płoniemczyk zatopiła usta w drinku, pragnąc aby jej komórka się odezwała. Choćby krótki SMS. Nawet od sieci. Mógłby posłużyć za wymówkę, aby się stąd wyrwać.
- Często widujesz się z bratem? Wydawało mi się, że macie dobry kontakt. To rzadkie wśród rodzeństwa – odezwała się nagle, skupiając uwagę Lili.
- Od tego roku mieszkamy samodzielnie, ale widujemy się często.
- Mieszka też tutaj gdzieś czy w innym mieście? – Zainteresowanie koleżanki nagle wzrosło, chociaż nie chciała dać tego po sobie poznać.
- Miasto dalej od naszego rodzinnego, Dobrybce.
- O to niedaleko – zawołała radośnie Iza. – Może niebawem zorganizujemy jakąś małą imprezę? Nie chcesz bliżej poznać znajomych swojego brata? No może z wyjątkiem Gabrysi – zaśmiała się, a Lili uśmiechnęła się z grzeczności.
Gdzieś na początku języka tliła jej się impreza u Sebastiana. Nie wyobrażała sobie jednak zapraszać na nią Izy. Miała wrażenie, że i brat nie byłby z tego powodu zadowolony.
– Kurczę, muszę już lecieć. Zapomniałam że miałam jutro z samego rano pomóc siostrze. A zaraz odjeżdża mój ostatni bus. – Iza w pośpiechu zakładała płaszcz i dopiła swoje piwo. – Miło było posiedzieć i może kiedyś znów spotkamy się przypadkiem – zaśmiała się ponownie.
- Dzięki za drinka, odwdzięczę się następnym razem. – Płoniemczyk uśmiechnęła się, a Iza machnęła ręką.

Położyła się już do łóżka z laptopem. Odgarnęła mokre, zimne włosy za ramiona, które nieprzyjemnie schłodziły jej kark. Chciała przed snem jeszcze chwilę pogrzebać w odmętach sieci, aby dać jeszcze chwilę czasu na wysuszenie się włosom, zanim na kilka godzin przyciśnie je do poduszki. Spojrzała na niemal czarne niebo i przypomniała sobie, że mama zawsze wieczorem zakrywała okno zasłonami, a Lili denerwowała się, że z rana jeszcze bardziej nie chciało jej się wstawać, kiedy nie oślepiało jej słońce budzące się do życia. Potem jakoś się do tego przyzwyczaiła i sama zapominała ich odsłaniać, a teraz nikt jej nie narzucał swoich zwyczajów. Jej pokój i jej zasady.
Niemal podskoczyła, słysząc dźwięk SMS-a. Z ciekawością odblokowała telefon, aby zauważyć, że to Sebastian wysłał jej wiadomość. Bez zastanowienia kliknęła.

Będzie ci przeszkadzało jak zaproszę Maksa na imprezę? Zastanawiam się jeszcze nad Polą i Gabi. Może i Iza? Pola pewnie ma do niej kontakt.

Z każdym imieniem krzywiła się coraz bardziej. Tylko Pola wydawała jej się w porządku. Nie mogła zabronić bratu zacieśniania kontaktów. W końcu jak sam powiedział, nie jest pępkiem świata. Obracała telefon w dłoni, zastanawiając się nad odpowiedzią.

Skąd nagle taki pomysł? Iza? Jednak?;P

Skusiła się na małe dokuczanie bratu. Tak dawno tego nie robiła.

Widziałem się dzisiaj z Maksem. Mimowolnie zagadnąłem o imprezie. Poza tym ostatnio czułem, że kiepsko wyszło, że nasz kontakt tak nagle się urwał. Pola jest w porządku, a o Gabi chcę zmienić zdanie. Może o Izie też. W końcu trzeba poznać ludzi, a nie ich oceniać od razu. Prawda, siostrzyczko?;P

Uśmiechnęła się. Sama wypominała mu, że ocenia Izę, a ona robiła dokładnie to samo z Gabrysią i Maksem. Może jeszcze innymi osobami. Przecież sama dobrze wiedziała, że nie ocenia się ludzi po plotkach i nie wystawia opinii na całe życie po pierwszym wrażeniu. Jednak trudno trzymać się tych zasad, gdy obraziła się na cały świat za to, że zabrano jej najlepszego przyjaciela. A przecież i on okazał się zupełnie inny niż na początku go poznała.

Prawda, braciszku. To Twoja impreza, Twoja decyzja kogo zapraszasz. Pewnie i tak będę znać tylko Ciebie. A jak nie znam, to nie oceniam – moja nowa zasada. 
 
Nie czekała długo na odpowiedź.

Jestem dumny z Ciebie siostro ;)

Uśmiechnęła się mimowolnie. Dawno tego nie słyszała. Nie od Sebastiana.
Zamknęła laptopa, bo nie mogła o niczym innym myśleć, jak o tym, że czuje się szczęśliwa, że w końcu sama staje na nogi. Żałowała tylko, że tak późno.
-----------------------
*Ucieka zanim ktokolwiek ją zobaczy*