Uwaga!

1) Szablon zrobiła Ruda za co serdecznie dziękuję. Niech Ci to ktoś wynagrodzi w czymś dobrym do jedzenia ;D
2) Bardzo lubię, jak ktoś mi pomaga, mówiąc, co mu się podoba czy jakie błędy popełniam. Jednak jeżeli chcecie wskazać mi błąd w złej pisowni, to cytujcie zdania, a nie wyrazy, będzie łatwiej mi znaleźć :)
3)Jeżeli chcesz, abym przeczytała Twojego bloga, to najlepszą opcją byłoby skomentowanie rozdziału u mnie. Zwykle odwdzięczam się tym samym. Nie musi Ci się spodobać, ale zostaw szczerą opinię :). Nie zostawiaj reklam, bo te usuwam.

wtorek, 25 kwietnia 2017

Walka o zdrowie czy zapobieganie chorobie?(18)

„Co on ukrywa? – myśl nie dawała jej spać”.
Nie mógł w nieskończoność odwlekać powrotu Lefiego. Przynajmniej na to liczyła.
Przekręciła się gwałtownie na prawy bok, odgarniając długie i jasne, brązowe włosy, wpadające jej na twarz. Doskonale znała ojca. Musiał coś ukrywać. To że coś knuł, o tym była przekonana. Tylko w jakim stopniu tyczyło to Lefiego? A może tylko mu się napatoczył? W najlepszym przypadku chce zniechęcić go do niego, pokazując że tylko z niego taki cwaniak, a nie potrafi podołać żadnemu zadaniu. To nawet by pasowało do jej ojca. Zawsze wydawało mu się, że wie lepiej, co dla niej najlepsze. A jakiś nieułożony chłopak, który podważał jego zdanie, raczej nie mieścił się w wąskiej liście cenionych znajomych jej ojca.
Ten Wridius. Kręcił się niemiłosiernie wokół niej a teraz jeszcze wokół Arkadiusa. To również nie dawało jej spokoju. Jednak przekonanie o tym, że jej ojciec go ubóstwiał, trochę osłabło po ostatniej sytuacji. Nie, raczej nie wyznałby mu sekretu. Może i jest lizusem, ale to nie wystarczy, aby zaskarbił sobie jego zaufanie. O nie. Wątpiła, aby komukolwiek o tym powiedział.
Brak światła wzmagał kolejne myśli. Nie raz lubiła noc za to, że nikt jej nie przeszkadza, a czasem nienawidziła za natłok kolejnych pytań, domagających się uwagi, której nie dawała im w dzień.
Przekręciła się na plecy i podparła na łokciach. Niemal od razu jej wzrok spoczął na zdjęciu matki. Uśmiechnęła się od razu. Czuła że gdzieś tu jest i nad nią czuwa. Nie wiedziała ile zmarli i czy w ogóle mogą oddziaływać na świat, ale wierzyła, że zadba o jej przyszłość i w jakiś sposób kontroluje plany Arkadiusa.



Posuwistym ruchem przemknęła obok Wridiusa. On jednak niemal uaktywnił się już idąc krok w krok przy Klemenie. Gdyby tylko widział, jak niemal ogniki złości zagościły w jej oczach, a usta ściągnęły się w wąską linie, wiedziałby, że nie jest mile widziany. Chociaż czasem miała wrażenie, że i najprostsze sygnały do niego nie docierały.
– Wyglądasz na zmęczoną. Chyba niezbyt pilnie słuchałaś wykładu ojca, co? – zapytał, ale nie dał jej dojść do głosu. – Mam notatki, chcesz może? – zaoferował, wyjmując je z torby. – Pewnie myślisz nad przyszłością, co? – dopytywał, ale Klemena miała wrażenie, jakby wcale nie chciał żadnej odpowiedzi, bo nawet nie dawał jej dojść do głosu. – Planuję dalej zgłębiać historię naszego świata i przekazywać ją dalej – odezwał się dumny z siebie.
– Czyli chcesz wygryźć mojego ojca?
Klemena zwolniła, unosząc brwi i lekko się uśmiechając. Wridius stanął nagle ni to oburzony ni to zawstydzony.
– Nie–e–e – zająknął się.
Dziewczyna zaśmiała się cicho. Zawsze taki poważny, pewny siebie. A teraz? Och musi to robić częściej.
– Raczej być jego asystentem albo pomagać mu w odkrywaniu historii.
– Jasne, jasne. – Klemena pokiwała głową i poszła dalej.
– Naprawdę – odezwał się, a ona usłyszała niemal jęk w jego głosie.
Pozbyła się jego towarzystwa, a w dodatku w jakim stylu. Lefi na pewno przybiłby jej piątkę. Uśmiechnęła się blado. Trochę jej go brakowało.


Przeczesał krótkie i tak już ułożone włosy. Poprawił kraciastą kamizelkę, wciągnął koszulę w spodnie. Nawet otrzepał cały niewidoczny kurz z butów. Żałował, że nie wziął żadnej książki. Teraz nie miał czym zająć rąk. Czekał na Arkadiusa pod jego pokojem. Przyszedł niemal od razu po skończonych zajęciach z zaklęć. Nawet wybitna pochwała z ust starej, wykształconej nauczycielki nie ukoiła jego nerwów. W dodatku Klemena jakby dla zabawy posyłała mu kilka prowokujących uśmiechów. Jeżeli już w ogóle na niego spojrzała, to zaraz odwracała wzrok ku niechęci Wridiusa. Jeszcze raz nachylił ucho, ale nikt nie szedł. Przecież to jemu powinna ufać. Człowiekowi który ma wiedzę i wciąż chce ją doskonalić. Komuś kto jej nie zawiedzie. A nie temu bezczelnemu chłopakowi, który stroi sobie żarty z jej ojca! Przed przyjściem Lefiego miał wrażenie, że coraz bliższe są jego stosunki z Klemeną. Siedzieli razem w ławce. Mogła pochwalić się podobnymi, dobrymi opiniami na osiągnięcia od nauczycieli. Mało rozmawiała z innymi. Zupełnie tak jak on! Myślał że może czuje się osamotniona, w końcu tyle tępaków zaludniało ich świat. Mało inteligentni, trzeba im powtarzać po kilka razy, pokazywać… Nie rozumieją wszystkiego. On chciał tylko zdobyć jej sympatię, poczuć że ma kogoś, kto jest taki sam. Jednak nie. Kompletnie go rozczarowała. Opuściła się w nauce, a w dodatku byle kto zaskarbił sobie jej uwagę. Z niechęcią przyznawał, że zazdrościł Lefiemu, że to od jego żartów się uśmiecha, że to ona z własnej woli wybiera miejsce obok niego. Wridius zawsze musiał się przesiadać, bo zwykle siadała gdzie indziej. Myślał że może go nie zauważyła, że dziewczyny tak mają, że rzadko podejmują inicjatywę. A wszystko to okazało się kompletną brednią, którą nie raz sobie wmawiał. Jednak miał okazję. Lefi odszedł z tego świata. A on musi to wykorzystać. W końcu jeszcze jest Arkadius. A Klemena nie do końca ma wpływ na wszystko. Liczył na to, że chłopak nigdy nie wróci… a ona w końcu o nim zapomni…
Usłyszał dobrze znane kroki profesora. Zawsze zdecydowane i mocne. Wciąż nieodłącznie ze swoją opasłą księgą. Kiedy tylko zobaczył Wridiusa, momentalnie zwolnił i utkwił swój wzrok w chłopaku.
– Profesorze, mógłby pan dzisiaj również mi opowiedzieć o historii naszego świata? – zapytał z nadzieją. – Wciąż nie mogę wyjść z podziwu, że tak bardzo się zmienił i niemal z pokolenia na pokolenie, to pańska rodzina dokonała tak wielu odkryć, udoskonaleń.
Arkadius otworzył drzwi do pokoju. Nie zamknął ich, co Wridius wziął za pozwolenie na wejście. Zawsze czuł się nieswojo, kiedy wchodził do tego przestronnego pokoju, który mieścił tak mało mebli. Jednak jeden z nich utkwił mu bardzo dobrze w pamięci. Uważał za niesamowite urządzenie, które pokazywało cały ich świat. Raz trafił na moment, kiedy przedstawiało zupełnie nieznane mu rejony. Jednak nie zdołał spojrzeć na nie wystarczająco, bo mężczyzna jakby widząc jego zainteresowanie, całkowicie wyłączył planszę.
– Widzę, że bardzo garnie cię do wiedzy – zauważył, chowając księgę pod biurko. – Szkoda że moja córka od tego ucieka… – dodał niemal szepcząc. Jednak nie uszło to uwadze Wridiusa.
– Może to Lefi miał taki wpływ na nią. Musi na nowo się skupić i zastanowić, co ważne – wtrącił odważnie. Arkadius popatrzył chwilę w biurko, opierając się dłońmi o nie. Chłopak niemal chciał odwołać powiedziane słowa. Jednak mężczyzna zapytał tylko:
– Pamiętasz jak mówiłem ci o roślinach na świecie pod nami? – Kiedy Wridius kiwnął głową, Arkadius kontynuował. – One nie raz pomogły mojej żonie w chorobie. Zioła, tak je nazywają. Chłopak poprawił kraciastą kamizelkę. Nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Wydawało mu się, że Arkadius gloryfikuje ich świat. Uważając za nijaki i gorszy ten pod nimi. Czasem czuł, jakby Martylia była dzieckiem władcy, o który musi dbać. Wręcz mocno konkurowała w hierarchii z Klemeną. Toteż zaskoczyły go niektóre historie o roślinach, o których opowiadał. Jak mogło istnieć coś małego, często zielonego i co najważniejsze, nie na ich świecie, mogącego zrobić coś więcej niż magia?
– Poczytaj więcej o tym. W bibliotece jest jedna książka o tym. – Zapisał coś na kartce i dał ją chłopakowi. – Potem porozmawiamy o tym.
Wridius niechętnie wziął zwitek papieru i schował do kieszeni. Zawahał się chwilę, ale w końcu podziękował mężczyźnie i wyszedł z pokoju. Westchnął już za drzwiami. Chciał wiedzieć coś więcej niż Klemena… Może wtedy zacznie go więcej słuchać? Jednak na razie miał zamiar iść do biblioteki zgodnie z nakazem Arkadiusa. Przeczyta jak najszybciej o tych ziołach i wróci do niego z mnóstwem pytań. Może trochę mniej. W końcu pomyślałby, że nie jest godnym rozmówcą, skoro aż tyle trzeba mu mówić. Musi zachować umiar. Już niemal skręcał w prawo, aby przejść do wąskiego korytarzu, prowadzącego tylko do biblioteki, kiedy zauważył Klemenę, wchodzącą do budynku, co chwilę odwracającą się za siebie. W jednej chwili przystanął, czekając aż dziewczyna zbliży się do niego. Gdy przeszła, nie zauważając go, podszedł szybkim krokiem do niej.
– Co tam takiego zauważyłaś? – zapytał niby od niechcenia.
Odwróciła się nagle do niego i przez moment nic nie odpowiedziała.
– Ojciec chyba chce zrobić tutaj hodowlę jakichś roślin albo zapasy. – Wskazała za siebie, ale Wridius nijak nie wiedział o co jej chodzi. – Jakiś wielki… chyba wóz roślin stoi na placu. Ojciec chyba oszalał.
Chłopak zaciekawiony podszedł do otwartych drzwi i wyszedł, od razu zauważając to o czym mówiła koleżanka. Na wielkim placu, całym pokrytym idealną zielenią trawy, stało coś, czego nigdy w życiu nie widział. Coś co poruszało się na kołach! Chociaż pamiętał w książkach rysunki przyczep. Tak, to chyba faktycznie był jakiś wózek. Kompletnie bez sensu, skoro można było posługiwać się miotłą. W dodatku nie byle jaką! Czasem w zestawie mieściły się worki, które pomieściłyby niemal wszystko! I to w dodatku nic nie ważyły! Przynajmniej te najnowszej generacji. Jego rodzice taki mieli. Jemu nie był on zbyt mocno potrzebny. Praktycznie nigdzie nie podróżował. Ta uczelnia to w sumie też jego dom. Rodzice specjalnie przeprowadzili się tuż obok, aby miał jak najbliżej.
Rośliny… czy to nie o nich mówił Arkadius? Och, czym prędzej musi zajrzeć do tej książki. Nienawidził uczucia, kiedy coś odwlekał, a nagle okazywało się to dość przydatne.
– Fakt, mówił coś o nich. Nawet twierdził, że mogą więcej niż niektóre zaklęcia. Bzdura. – Splunąłby niemal, gdyby nie przypomniał sobie o dobrym wychowaniu. To było takie prostackie.
– Bo mogą, o ile nie czeka się z tym zbyt długo – odezwała się, wpatrując się nieobecnym wzorkiem w dal. – Ale po co mu one teraz?
Wridius nagle chciał zapytał co ma na myśli jego towarzyszka, ale zupełnie zatracił się w pytaniu.
– Twój ojciec lubi zdrową żywość. Zawsze powtarza, że roślin nigdy za wiele, za to mięsa już tak. Zresztą całkiem się z nim zgadzam. My nie potrzebujemy tyle tłuszczu do życia. Przez to wpadamy w różne choroby i…
Klemena już dawno go nie słuchała, przypominając sobie, że ojciec dowiedział się o leczniczych ziołach, kiedy jego żona umierała. Nawet skłonił się do wyszukania zielarki, którą niemal wygnał kiedyś z Martyli, za to że śmiała mówić o wyższości czegokolwiek nad magią. Jednak zbyt wolno malała jego duma, aby przeprosić kobietę, a czas dla ukochanej mijał podwójnie szybko. Gdy w końcu udało się zdobyć potrzebne składniki i zrobić napar, okazało się być za późno… Czy to oznaczało, że Arkadius jest chory? A może zwyczajnie nie chciał dopuścić do tamtej sytuacji, że nie miał odpowiednich ziół w zasięgu ręki? Ostatecznie pragnął posiąść całą wiedzę samodzielnie. Chyba że znów pokusi się o przyprowadzenie zielarki a nawet zatrudnienie jej tutaj. Tylko czy jej ojciec potrafiłby w tym wieku znieść to, że ktoś go poprawia, uczy? Niemal od dziecka jej babcia mówiła, że Arkadius należał do samouków i nie raz, i nie dwa dorównywał wiedzą tym wszystkim nauczycielom. Chętnie brał tylko udział w swego rodzaju kołach naukowych, z którym dowiadywał się czegoś więcej niż tego, co opisywano w książkach. Wtedy potrafił współpracować z innymi. Nie musiała zbyt wiele się głowić nad tym, dlaczego jej ojciec lubi Wridiusa.



Próbowała odgarnąć ręką swoje długie czarne włosy, wpadające jej co chwilę na twarz. Jednak im bardziej zdecydowanie się starała, tym gorzej jej to wychodziło. Och musi w końcu przyzwyczaić się do noszenia czapek i w końcu jakąś kupić. Nie marzłyby jej teraz uszy ani nie dokuczał okropny wiatr. Chociaż o rękawiczkach nie zapominała i teraz chroniły jej dłonie, w których niosła zapakowaną sałatkę. Postanowiła zrobić bratu przyjemność i przygotować jego ulubioną; jarzynową. Na wszelki wypadek zapisała w telefonie nazwę ulicy, chociaż wydawało jej się, że trafi do brata bez problemu. Jednak przezorny zawsze ubezpieczony. Wiedziała że jest bliżej niż dalej, kiedy dotarła do miejsca, gdzie domy stały niemal obok siebie. Wyszukała ten właściwy i podążyła w jego kierunku. Zwykle gdyby zobaczyła kogoś znajomego, dodałby jej otuchy, upewniłaby się, że dotarła do właściwego miejsca. Jednak nie tym razem. W końcu imprezę organizował ktoś jej dobrze znany, a ona wolała być od samego początku.
Nacisnęła guzik przy drzwiach, oczekując aż Sebastian wpuści ją do środka. Specjalnie przyszła wcześniej, aby trochę mu pomóc.
– Cześć. – Drzwi otworzył jednak Kuba. Kubek – jak przedstawił go jej brat. Uśmiechnął się, wpuszczając ją do środka.
– Hej – przywitała się Lili. Stała tak przez chwilę, w końcu odezwała się: – mogę gdzieś to położyć? – zapytała, zerkają na sałatkę.
– Jasne, wezmę – odparł szybko, biorąc od niej jedzenie.
Podczas gdy ona zdejmowała płaszcz, chłopak odpakowywał sałatkę.
– Mmm wygląda pysznie – stwierdził, na co uśmiechnęła się. – Zmarzłaś, co? Zrobię herbaty.
– Nie, nie trzeba.
Przyjrzał się jej badawczo aż odwróciła wzrok.
– Więc mówisz, że te czerwone uszy i nos to tak naturalnie? – Uniósł lekko brew, wieszając jej płaszcz na wieszaku.
Zaczerwieniła się lekko. Czasem kłamstwo w imię „nie rób sobie kłopotu” – nie działało. Na szczęście z łazienki wyszedł Sebastian, który od razu przytulił siostrę, sprawiając że zajęła się czymś innym.
– Sałatka jarzynowa? – zapytał zaskoczony. – Lili? – Kiedy pokiwała głową, jeszcze raz się od niej przytulił.
– Przecież to nie jest nic trudnego – zaoponowała.
– Kiedy zrobi ją siostra, to jest coś wspaniałego. – Wyszczerzył się do niej i wszedł do kuchni, wstawiając czajnik na gazie. – Zrobię ci herbaty.
Na powrót jej policzki lekko się zaróżowiły. Nie miała już nic do powiedzenia.



Kiedy tak siedziała przy stoliku, popijając herbatę i rozmawiając z bratem, bo okazało się, że już wszystko jest przygotowane, zadzwonił dzwonek do drzwi. Lili lekko się spięła, zastanawiając się kto to. Sebastian nie zdążył wstać, gdy Kuba już zajął się nowo przybyłymi osobami. Okazało się, że ktoś kto przyszedł, rozpoczął falę dzwonków do drzwi. Każdy kto wszedł, przedstawił się pozostałym, jednak Lili nie zapamiętała prawie ani jednego nowego imienia. Chociaż utrwaliła się w garstce znajomych Sebastiana.
– Jedna chwila zanim zaczniemy imprezę – Kuba szeptał do kolegi w kuchni. – Jest któraś zajęta? – Seba parsknął śmiechem, a Lili uśmiechnęła się.
– Jak jesteś taki wyrywacz, to sam się przekonaj. – Poklepał go po ramieniu i ruszył do Maksa.



Gdy Iza na moment zostawiła ją, idąc do łazienki, Lili właśnie zaczęła się zastanawiać czy to z tą dziewczyną jest coś nie tak, czy to ona jest okropnym samotnikiem. Cały czas wydawało jej się, że Iza coś knuje i raz za razem obgaduje Gabrysię. Nawet jej to zaczęło przeszkadzać. Sebastian rozmawiał z Maksem i Kubą, więc nie chciała im przeszkadzać. A nikogo za bardzo nie znała. Jednak nie chciała, aby znów wypominali jej, że lgnie tylko do brata. Może powinna zostać w domu?
Właśnie dzwonek znów zadzwonił, co zaskoczyło resztę, a zwłaszcza Sebastiana, chociaż był jednym z organizatorów. Kuba jednak klepnął się tylko w czoło i od razu poszedł otworzyć. Tak to już na imprezach bywało, że dobrze przyjść na czas, ale nie jest to konieczne.
Chłopaki tymczasem zajęli się sobą, a Lili zastanawiała się czy do nich nie podejść. Nie miała ochoty siedzieć tu na kanapie z Izą.
Najpierw Sebastian otworzył szeroko oczy, a dopiero potem siostra dołączyła do niego. Jednak nie padł żaden krzyk, wrzask ani nic. Jedynie kompletnie niespodziewany śmiech ze strony nowo przybyłej dziewczyny.
– Daria? – to Lili pierwsza zareagowała.
– O jest i moja współlokatorka, no proszę.
Przyglądała się teraz swojej niskiej koleżance i jej niezwykłemu kolorowi włosów, które coraz bardziej gościł na jej włosach. Jednak fiolet niewątpliwie do niej pasował. Połyskujące spodnie i czerwona bluzka nie pozwalały jej zostać niezauważoną.
– Ja naprawdę przyszedłem na tą samą imprezę, co ty. – Sebastian uniósł lekko ręce do góry, a Daria parsknęła śmiechem.
– Wierzę. – To brzmiało wyjątkowo obco w jej ustach.
– Znacie się? – Kuba uniósł lekko brwi. – Właściwie Seba to mój współlokator – wytłumaczył na wstępie.
– No a ja mieszkam z Lilką.
Ku uciesze brunetki jej brat wraz z współlokatorem i Darią usiedli obok niej. Nawet towarzystwo Maksa jej tak bardzo nie przeszkadzało.
– Skąd właściwie się znacie? – zapytał Sebastian.
– Studiowałam pierwszy semestr na dziennikarstwie, ale nie spodobało mi się to, jednak szybko złapaliśmy dobry kontakt z Kubą i mimo że studia rzuciłam na rzecz pracy, to więź przetrwała.
– A żałuj, że odeszłaś.
– Tak, tak wiem. – Niemal dogadywali się telepatycznie, bo Kuba zaśmiał się tylko na odpowiedź.
Lili w międzyczasie zauważyła, że Iza już wróciła, ale nie usiadła obok tylko kręciła się wokół kuchni, jakby nowe towarzystwo ją odstraszało a może stresowało. Zastanawiała się czy nie pójść do niej, ale tym samym odbierała sobie szansę na uciekniecie od dziewczyny. A naprawdę chciała ten czas spędzić miło, a nie tylko jej słuchać. Każdy podejmowany przez Płoniemczyk temat i tak szybko kończyła lub nawiązywała do Gabi. Czasem tak bardzo na siłę, że nawet Lili zastanawiała się, co jest z nią nie tak. Powoli zaczynała podzielać zdanie Maksa o dziewczynie.
– Maks, dlaczego dziś nas tak omijasz? – Tuż obok pojawiła się Gabrysia, trzymając szklankę z jakimś kolorowym drinkiem. – Weszliśmy razem a już na początku przyssałeś się do chłopaków.
– Stęskniłaś się? – zapytał, zabawnie trzepocząc rzęsami.
– Wręcz przeciwnie, ale potrzeba kogoś dla bezpieczeństwa z powrotem. – Zaśmiała się, siadając obok Lili.
– Dokładnie. Do tego faceci się czasem przydają. Zwykle mniejsze prawdopodobieństwo, że rzucą się na grupę osób w dodatku z mężczyzną, niż na kobietę – skomentowała Daria.
– Ech, a mówisz że to tylko kobiety się wykorzystuje – wtrącił pospiesznie Kuba.
Zamachowska przez chwilę patrzyła w jeden punkt, jakby zastanawiała się nad odpowiedzią, a w końcu rzuciła krótko:
– Czepiasz się. – Zaśmiała się.
– Kobiety – skwitował Kuba, za co dostał łokciem w żebra od Darii. – Ej! To jest właśnie Daria. Ona nie wbije palca w bok, ona od razu musi łokciem.
– Ciesz się, że nie z piąchy – odezwała się w końcu Lili. – Nasz współlokator i na to czasem zasłuży.
Daria spojrzała złowrogo na Lili, ale potem tylko ryknęła śmiechem. Och tak, jej nie sposób przewidzieć. Biedny Kasjan. Krótka rozmowa zamieniła się w długą, zaczynając od śmiechów, zabawnych historii, a kończąc na filozoficznych rozważaniach. W dodatku Płoniemczyk pomimo początkowych obaw, że jej ilość mówienia maleje wraz ze wzrostem ilości osób, zdołała wykrztusić z siebie kilkanaście zdań a nawet kolejną historię. W końcu miała przy sobie brata i współlokatorkę, którą mało widywała, ale to zawsze znajoma twarz, osoba.
– Muszę lecieć, rano do pracy. Dzięki za zaproszenie. – Iza właśnie zabierała torebkę z kanapy, leżącą tuż przy Lili. – Dobranoc – odezwała się głównie do niej. Płoniemczyk wychwyciła w tym uśmiechu, jakby złą nutkę. Obraziła się za to, że ktoś do niej przyszedł? Przecież była odważniejsza od niej. A może tylko jej się wydawało? Czuła że wyrzuty sumienia mogą jej nie dać spokoju. Powinna choć gestem ręki zachęcić ją do przyłączenia się. Może wtedy temat zmieniłby się na inny i okazałoby się, że Iza nie jest tak monotematyczna?
– Uważaj, bo jak Iza się kogoś uczepi, to lepiej się oglądać za siebie – odezwała się Gabrysia tuż po wyjściu dziewczyny. Dopiła kolejnego drinka.
– Serio? – Kuba wybałuszył oczy.
– Nie no. Ona jej po prostu trochę dziwna. Zawsze uczepi się jednej osoby – wyjaśniła, poprawiając sukienkę.
– To dlaczego była z wami na imprezie? – spytała Lili.
– Kiedyś kolegowała się z Polą. Znały się od podstawówki, mieszka blisko niej. Jednak w liceum szybko złapałam język z Polą, a Iza jakby nie tolerowała mojego towarzystwa. Kiedy proponowałam spotkanie w trójkę, to ona zawsze jakoś się wykręcała. Teraz na mnie gada. A Pola to dobra duszyczka i przez wzgląd na ich wcześniejsze relacje dalej się do niej odzywa, zaprasza na imprezy. – Gdy właśnie zaczęła sobie układać wszystko w całość, Gabrysia powiedziała coś jeszcze: – Martin też się jej podobał, więc kolejny minus w jej dzienniczku dla mnie. – Zaśmiała się gorzko. – Lepiej nie ulegaj jej, bo oblepi cię jak jakaś obślizgła glizda.
– A wlaśnie, gdzie jest Pola? – zauważył dopiero Maks.
– Nie mogła być dzisiaj, ale kazała przeprosić Sebka.
– Taka typowa psiapsiółka? – wrócił do tematu Kuba.
– Gorzej.
– Ale gdyby miała przyjaciółkę i chłopaka, to co? – Maks zaczął się zastanawiać.
– No nie wiem, sprawdź może. – Gabrysia puściła do niego oczko.
– Wolę nie. Seba tobie też odradzam. Nie daj się uwieźć tym przewiercającymi cię oczkami. – Niemal zachłysnął się wódką.
– Ktoś ją musi ustawić do pionu – odezwała się nagle Daria.
– Daj spokój, Maks. Aż tak się na mnie nie gapi.
– Nie patrzysz na nią, więc nie widzisz – wytłumaczyła Gabrysia. – Nie mówiła ci nic o nim? – skierowała pytanie do Lili.
– Raczej o tobie albo o Martinie. O Sebastianie raczej próbuje zahaczyć temat niż porozmawiać – powiedziała nieśmiało.
– Ty się martw o siebie Gabi, bo jej zainteresowanie tobą jest większe niż Sebkiem – wtrącił Maks, odchylając głowę i śmiejąc się głośno.
Szatynka tylko przekręciła oczyma z rozbawieniem. Zerknęła w bok, patrząc na kilka osób, wywijających na środku pokoju. Sama zapragnęła trochę potańczyć, więc nikogo nie biorąc ze sobą, zaczęła ruszać się w rytm muzyki. Lili musiała przyznać, że mimo niskiego wzrostu nie była niezauważalna. Umiała tańczyć i aż biła od niej pewność siebie. Poza tym nie czekała na nikogo, aby ktoś zaprosił ją na parkiet. Bawiła się też sama. No i naprawdę była ładna. Naprawdę umiała podkreślić swoje krągłe kształty, zwłaszcza w tańcu. Może te wszystkie durne plotki o niej to tylko wymysł zazdrosnych ludzi? Może to Iza dalej szerzyła albo sama rozpowiadała o niej plotki ze złości, że nie może mieć Poli na wyłączność? Może Martin byłby szczęśliwy z Gabrysią?

1 komentarz:

  1. "chciał zapytał" - zapytać
    "lubi zdrową żywość" - żywność
    Trochę zamarudzę i właściwie nie skomentuję nic co działo się w części, bo nie działo się w sumie nic. Od kilku rozdziałów zastanawiam się czy masz jakiś plan na tę opowieść, czy lecisz sobie tak po prostu na żywioł i bez planu. Połączysz jakoś te wszystkie wydarzenia w całość - śmierć faceta z opuszczonego domu, podpalanie bibliotek z tą gównarzerią i Lili? Póki co to osiemnasty rozdział, a wszystko się ciągnie i sprowadza do niczego, zamiast zaczynać się skupiać z sobą. Na początku rozumiem - wprowadzenie, potem zaczynało się coś dziać, a teraz... piszesz o rzeczach, moim zdaniem zupełnie nie istotnych i wcale nie popychających fabuły opowiadania na przód. Być może się mylę, może mnie zaskoczysz, bo może masz jakiś plan, z którego nie zdaję sobie sprawy, ale na chwilę obecną tak widzę tę opowieść.

    dariusz-tychon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń